Dziś prezentujemy kolejną rozmowę z cyklu Czwartkowy Stalowy Wywiad. W tym tygodniu wrażeniami z powrotu do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce podzielił się z nami Paweł Hlib. Wychowanek żółto – niebieskich odniósł się także do swojej postawy w ostatnich spotkaniach.

www.stalgorzow.pl: Paweł, jakie są Twoje wrażenia po powrocie na dobrze znany Ci z przeszłości tarnowski owal?

– Miło jest przyjechać do miejsca, w którym wcześniej regularnie się startowało. Sam tor dalej posiada charakterystyczne długie łuki i długie proste, jednak dawniej był jeszcze bardziej twardy i oczywiście jeździli po nim inni zawodnicy.

Wygrana na obczyźnie z pewnością poprawiła nastroje wewnątrz klubu. Jak więc obecnie wygląda atmosfera w drużynie Stali Gorzów?

– Byliśmy na straconej pozycji, zwłaszcza po drugiej porażce na „Jancarzu”. Zwycięstwo w Tarnowie nas podbudowało, pokazało na jakim torze czujemy się lepiej i aby tylko podtrzymać tę dobrą passę.

Jak oceniasz swój własny występ?

– Szczerze mówiąc, nie jestem do końca zadowolony – szczególnie z tych zer. W moim drugim starcie mogliśmy przyjechać z Krzyśkiem (Kasprzakiem – dop. red.) na 3:3, a niestety wyszło 4:2 dla Tarnowa. Można to uznać za porażkę dla naszej pary, bowiem każdy punkt był w tym meczu niezwykle cenny. Jeżeli chodzi o mój ostatni wyścig, w którym na dystansie zostałem wyprzedzony przez Janka (Kołodzieja – dop. red.), to po prostu dobrałem złe przełożenie. Stale szukam prędkości w motocyklach, znacznie poprawiłem już starty. Myślę, że potrzeba mi jeszcze więcej jazdy, żeby być w pełni objeżdżonym – to jest Ekstraliga, gdzie trzeba mieć wszystko w pełni dograne, a sprzęt sprawny i szybki.

Jak wcześniej wspomniałeś, masz bardzo dobre wyjścia spod taśmy. Zdarza się Tobie jednak gubić na trasie wywalczone zaraz po starcie „oczka”. Co jest przyczyną takiego obrotu spraw?

– Gdybym tylko miał pojęcie, dlaczego tak się dzieje, to rzecz jasna nie traciłbym tych punktów. W dwóch biegach popełniłem kilka błędów, które kosztowały mnie zakończeniem rywalizacji na ostatniej pozycji. Staram się eliminować te wady, wyciągać wnioski z każdej gonitwy i myślę, że w przyszłości będzie lepiej – czas pokaże.

W ciągu jednego roku przeskoczyłeś z drugiej ligi do światowej żużlowej elity. Może to nie będzie zbyt mądre pytanie – odczułeś tą zmianę?

– Na pewno. W zeszłym sezonie ścigałem się bardziej dla samej zabawy, nie odczuwałem jakiejś specjalnej presji, chciałem tylko podtrzymać uprawianie jazdy na żużlu – nie można w tym wypadku mówić ani o zarobkach, ani tym samym o porządnych inwestycjach w sprzęt. Obecnie to wygląda zupełnie inaczej – w Enea Ekstralidze potrzebne są duże środki, aby motocykle były przygotowane na odpowiednim poziomie. Dodatkowo sporo wymaga się od samego siebie, poświęca całe swoje życie w celu utrzymania wysokiej formy.

Odnieśmy się więc do samego sprzętu. Jak spisują się Twoje motocykle?
– Od zawsze prezentuję postawę takiego zawodnika, który wierzy w to, co posiada i docenia swoją własność – uważa, że jest najlepsza. Siadając na sprzęt niektórych kolegów z drużyny, muszę jednak przyznać, iż mają znacznie szybsze motocykle. Zamierzam dążyć do tego, aby nasze motocykle zrównały się osiągami.

Co pragniesz przekazać kibicom przed zbliżającą się konfrontacją z Lechmą Startem Gniezno?

– Chciałbym, żebyście zobaczyli w niedzielę dobre widowisko za sprawą toru, który pozwalałby nam ścigać się na całej szerokości – aby można było poodbijać się od „dmuchańca” w czasie ataków po zewnętrznej, ponieważ to podoba się nie tylko Wam, Drodzy Kibice, ale także samym zawodnikom. Życzę mile spędzonego czasu oraz zwycięstwa Stali Gorzów. 

Udostępnij