Poprzedni sezon był dla Tomasza Golloba jednym z najsłabszych w rozgrywkach ligowych od wielu lat. W polskiej Enea Ekstralidze i szwedzkiej Elitserien średnio zdobywał mniej niż dwa punkty na bieg. Całe szczęście swoimi występami w cyklu Grand Prix oraz w Drużynowym Pucharze Świata najlepszy polski zawodnik przysparzał wiele radości kibicom w kraju nad Wisłą.

Początek roku w wykonaniu byłego mistrza świata wypełnił polskich kibiców niebywałą dawką optymizmu. Tomasz Gollob znakomicie wystartował inauguracyjnej rundzie cyklu Grand Prix w Auckland, gdzie po części zasadniczej prowadził z dorobkiem czternastu punktów. Niestety, w półfinale przyjechał na trzeciej pozycji i mimo, że chyba wszyscy obserwatorzy tych zawodów stawiali na końcowy triumf Golloba, ten musiał zadowolić się „tylko” piątym miejscem. Turniej w Nowej Zelandii najlepszy polski zawodnik osłodził sobie znakomitą postawą w dwóch późniejszych zawodach GP – w Lesznie i w Pradze – gdzie dwukrotnie stanął na podium.

 Golloba czekały jednak turnieje w Skandynawii. Zarówno ze szwedzkiego stadionu Ullevi, jak i duńskiego Parken, Polak miał szczególne wspomnienia, więc obie te rundy miały być dla niego szansą na zbudowanie przewagi nad rywalami. Niestety rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te oczekiwania. Na Ullevi Gollob zdobył tylko sześć punktów, zaś na Parken zaledwie trzy. Do tego wszystkiego dochodziła coraz słabsza postawa najlepszego polskiego zawodnika w lidze polskiej, więc kibice mieli prawo być zaniepokojeni występem Golloba w Grand Prix Polski w Gorzowie.

 Ówczesny kapitan Stali Gorzów zaczął na miejscowym torze słabo, ale końcówka rundy zasadniczej pozwoliła mu na awans do półfinałów. Gollob najwidoczniej trafił z ustawieniami i wyglądał na torze tak dobrze, że chyba tylko nieliczni obstawiali innego zwycięzcę całych zawodów. „Chudy” zgodnie z oczekiwaniami bez większych problemów wjechał do finału, przed którym… zaczął padać deszcz. Konsystencja toru momentalnie się zmieniła i ci, którzy najlepiej spisali się w półfinałach, zajęli dwie ostatnie pozycje. Tomasz Gollob niestety znalazł się poza podium, lecz dobry występ ponownie napawał optymizmem.

 To rzeczywiście było swego rodzaju odrodzenie najlepszego polskiego zawodnika. Już w kolejnych zawodach w Gorican Gollob stanął na trzecim stopniu podium. W następnych turniejach, tym razem w Terenzano i Cardiff, było nieco słabiej, jednak już w Malilli Gollob odniósł swój jedyny w ubiegłym roku triumf. Do końca sezonu „Chudy” prezentował równą formę, która zaowocowała czwartym miejscem w klasyfikacji generalnej cyklu Grand Prix.

 Równie udanie Tomasz Gollob prezentował się w Drużynowym Pucharze Świata, jednak sam nie mógł pociągnąć wyniku całej reprezentacji do finału. W bydgoskim półfinale niewiele brakowało do remisu z Rosjanami. Bardzo emocjonujący dwudziesty wyścig tych zawodów zakończył się zwycięstwem Grega Hancocka, choć sam Tomasz wpadł na metę tuż za Amerykaninem. Z tyłu z kolei Michael Jepsen Jensen przegrał z Emilem Sajfutdinowem o pół koła. To oznaczało, że Polacy musieli jechać w barażu, który padł łupem znakomitych Duńczyków, późniejszych triumfatorów. Nasza reprezentacja pierwszy raz od kilku lat znalazła się poza ścisłą czołówką, lecz Tomasz Gollob był chyba jedynym zawodnikiem obok Krzysztofa Buczkowskiego, do którego nie można było mieć pretensji o postawę w biało-czerwonym kevlarze.

 Aktualnie Tomasz Gollob w Grand Prix spisuje się bardzo dobrze. Od początku roku znajduje się w ścisłej czołówce klasyfikacji generalnej cyklu, a w sobotnich zawodach z całą pewnością skorzysta z ogromnego doświadczenia, jakie zbierał przez kilka lat startów na gorzowskim torze.

Udostępnij