Dziesiątka na plecach Jarosława Hampela w cyklu Grand Prix to niecodzienna sytuacja. Kontuzja, jakiej „Mały” doznał podczas rundy na stadionie Parken w Kopenhadze, wykluczyła go ze startu nie tylko w tej eliminacji, ale też w czterech kolejnych.

Hampel zajął więc w klasyfikacji generalnej czternaste miejsce i musiał liczyć na przychylność żużlowych władz przy przydzielaniu stałych dzikich kart.

 Dla byłego wicemistrza świata sezon 2012 zaczął się znakomicie. W pierwszym historycznym Grand Prix na nowozelandzkim torze w Auckland Hampel zajął drugie miejsce, tuż za Gregiem Hancockiem. Niespełna miesiąc później, w Lesznie, gdzie Jarek na co dzień wówczas startował, było równie udanie. Trzecie miejsce na popularnym „Smoku” zwiastowało świetny sezon w wykonaniu Hampela, który kilka miesięcy wcześniej przegrał rywalizację z Andreasem Jonssonem o srebrny medal mistrzostw świata, a przez cały rok typowany był na jednego z głównych faworytów do zdobycia krążka z najcenniejszego kruszcu. Rundy w Auckland i w Lesznie napawały kibiców optymizmem przed wejściem rywalizacji piętnastu najlepszych w najgorętszy okres.

 Niestety w Pradze Hampel dużo stracił do swoich głównych rywali, a polskich kibiców cieszyła tylko dobra postawa Golloba. Jarek na Markecie zdobył jedynie sześć punktów i był to początek kryzysu. Dwa tygodnie później rywalizacja przeniosła się do Goeteborga, na legendarny stadion Ullevi, gdzie Hampel zdobył siedem punktów i otarł się o awans do półfinałów. Taki sam dorobek widniał przy nazwisku Fredrika Lindgrena, jednak Szwed miał na swoim koncie indywidualne zwycięstwo, dzięki czemu to on znalazł się w półfinałach, a później wygrał całe zawody. Hampel z kolei spadał w klasyfikacji generalnej coraz niżej. Po Ullevi zajmował on szóstą pozycję i do prowadzącego Grega Hancocka tracił dwanaście punktów.

 Właśnie wtedy przyszła pechowa Kopenhaga. Już w pierwszym wyścigu dnia Hampel ustawił się pod bandą. Niestety na dystansie szczepił się motocyklami z Kennethem Bjerre i zanotował bardzo groźny upadek, po którym różne doniesienia mówiły o mniej lub bardziej poważnej kontuzji nogi. Ostatecznie okazało się, że Jarek złamał kość strzałkową prawej stopy. Nikt nie podjął się rokowań dotyczących przerwy jaka go czeka, jednak nie brakło głosów, że dla Hampela może to być koniec sezonu.

 W międzyczasie Jarka zabrakło w kadrze reprezentacji Polski na Drużynowy Puchar Świata. W jego miejsce Marek Cieślak powołał oczywiście innych zawodników. Szansę do debiutu w biało-czerwonym kevlarze mieli Krzysztof Buczkowski i Maciej Janowski, którzy nie zawiedli, ale nie pomogli też w awansie do wielkiego finału. W Grand Prix z kolei „Małego” zastępował Martin Vaculik, który już w pierwszej swojej rundzie w Gorzowie wygrał turniej z dwudziestoma punktami na koncie! Sam Hampel, poza GP Polski, musiał odpuścić też Gorican, Terenzano i Cardiff. Wrócił dopiero we wrześniu na Grand Prix Skandynawii rozgrywane w Malilli.

 Jak na pierwsze oficjalne zawody po tak groźnej kontuzji, Hampel nie spisał się najgorzej. Jarek zdobył sześć punktów, a w swoich pięciu biegach w pokonanym polu zostawił m.in. Emila Sajfutdinowa, późniejszego półfinalistę. Niestety w kolejnej rundzie rozgrywanej w Vojens, Jarek zdobył tylko trzy punkty i to dopiero w swoim ostatnim wyścigu. Dwa tygodnie później, z identycznym dorobkiem zakończył ostatni turniej cyklu w Toruniu. Powrót do Grand Prix po kontuzji nie pomógł zatem Hampelowi w wywalczeniu pozycji premiującej utrzymaniem się w elitarnym gronie.

 Całe szczęście formę Jarka z poprzednich lat doceniły władze światowego żużla i „Mały” znalazł się w wąskim gronie zawodników, którzy otrzymali stałe dzikie karty na tegoroczny cykl. Hampel jak na razie spisuje się w nim wybornie. Zajmuje trzecie miejsce i ma ogromne szanse na walkę o upragniony tytuł. Czy przybliży się do tego celu po sobotniej rundzie?

Udostępnij