Rozmówcą kolejnego Czwartkowego Stalowego Wywiadu jest Konrad Wieczorek, który wraz z Jerzym Buczakiem zajmuje się w Stali doprowadzaniem żużlowców do pełnej sprawności fizycznej poprzez zabiegi fizjoterapeutyczne.

www.stalgorzow.pl : Konrad Wieczorek, fizjoterapeuta Stali Gorzów. No właśnie – fizjoterapeuta. Mógłby nam Pan troszkę opowiedzieć o swoim zawodzie?

Konrad Wieczorek: Fizjoterapeuta zajmuje się usprawnianiem pacjentów, osób aktywnych fizycznie i nie tylko. Fizjoterapia jest dzisiaj dosyć szerokim pojęciem, ciągle się rozwija. Biorąc pod uwagę najnowsze doniesienia z medycyny fizykalnej i fizjoterapii, tendencja kształtuje się w stronę technik manualnych, czyli tego, czym ja się głównie zajmuję. Odchodzimy od fizykoterapii, typowej terapii objawowej, a chcemy szukać przyczyn i je zwalczać. Wśród fizjoterapeutów częstym powiedzeniem jest, że lekarz leczy, a fizjoterapeuta poprawia jakość życia.

Co sprawia najwięcej trudności w tym fachu?

– Biorąc pod uwagę żużlowców, największym problemem jest mała dostępność samych zawodników – są bardzo zajęci i po prostu brakuje czasu na tę terapię. Zarząd klubu, trener, zawodnicy i przede wszystkim my, fizjoterapeuci, wiemy, że to jest bardzo potrzebne. Rośnie świadomość potrzeby fizjoterapii, jednak biorąc pod uwagę zajęcia żużlowców i ich tryb życia, to że więcej czasu spędzają w hotelach, busach czy samolotach, niż  poświęcają czasu na terapię, sprawia nam sporo trudności.  Po prostu jeśli zawodnicy są na miejscu, intensyfikujemy te zabiegi, żeby doprowadzić ich do pełnej sprawności.

Praca fizjoterapeuty wymaga dużej wiedzy medycznej. Jak wyglądał Pański tok kształcenia w tym zakresie?

– To prawda, fizjoterapia wymaga zdobywania wiedzy na temat najświeższych nowinek medycznych i paramedycznych. Tu liczy się podejście holistyczne, całościowe i globalne, żeby od ogólnego zarysu kształcenia przejść do pewnych specjalizacji. Wiadomo, że fizjoterapia jest szeroką dziedziną, dlatego też specjalizacja musi być wąskotorowa. Moje kształcenie jeszcze się nie skończyło. Dobiegnie ono końca w przyszłym roku, jeśli chodzi o fizjoterapię. Natomiast zdobywanie kolejnych etapów w nauce jest niezwykle istotne. Mówię tu o kursach specjalistycznych z zakresu fizjoterapii manualnej, pracy na tkankach miękkich, powięziach, pracy również w treningu. To są takie podstawowe rzeczy, które każdy z fizjoterapeutów, szczególnie zajmujących się sportowcami, powinien opanować. Osobiście bardzo cenię wszelkiego rodzaju staże. Taki staż daje możliwość porównania swojej wiedzy i warsztatu ze starszymi, bardziej doświadczonymi kolegami.

 

Jakie są najświeższe wiadomości dotyczące stanu zdrowia Daniela Nermarka i Linusa Sundstroema?

– Jak wszyscy wiemy, zarówno Daniel jak i Linus są po urazach związanych ze złamaniem kości. W przypadku Daniela sytuacja jest bardziej skomplikowana ze względu na to, iż to drugie złamanie w przeciągu dwóch miesięcy, więc tutaj oprócz zdrowia, dość liche jest samopoczucie Daniela. Biorąc pod uwagę jego poprzednią kontuzję (złamana kość śródręcza – przyp. red.), to złamanie nie było szczególnie problematyczne. Niestety,  tym razem jest gorzej – kontuzjowany obojczyk nie złamał się w trzonie kości, tam gdzie jest ona twarda, lecz przy końcu barkowym, a więc w miejscu gdzie znajdują się więzadła. Osoby, które opatrywały to złamanie – przede wszystkim doktor Paweł Kaczorowski – musiały wprowadzić wewnętrzną stabilizację (wewnętrzny stabilizator) i przymocować ją (go) śrubami do obojczyka. Takie złamanie na „miękkiej” kości wymaga dłuższego leczenia. Na chwilę obecną Daniel Nermark ma przeprowadzaną tylko i wyłącznie fizykoterapię, natomiast odliczamy dni, gdy będziemy mogli przejść do terapii z ruchem i wtedy będziemy też mogli bliżej określić stan jego funkcjonalności, zdrowia oraz moment ewentualnego powrotu do ścigania. Nadal jednak trzeba pamiętać, że biologia rządzi się swoimi prawami i nie można jej oszukać. Tak jak stwierdzili doktorzy, którzy operowali Daniela, potrzeba co najmniej sześciu tygodni żeby zacząć wprowadzać ćwiczenia z większymi obciążeniami.

– Linus natomiast zmaga się ze złamaniem kości łódeczkowatej w obrębie stawu nadgarstkowo-promieniowego i jest to o tyle nieciekawa sytuacja, że owa kość goi się bardzo długo. Dlatego też nasz młody Szwed został zaopatrzony w opatrunek gipsowy, żeby to usztywnić, uniemożliwiając mu  jednocześnie korzystanie z tej ręki. Wiadomo, że możliwość poruszania ręką i dłonią jest bardzo istotna dla każdego, ale my skupiamy się przede wszystkim na szybkim powrocie Linusa do jazdy, bo ten okres ligowy jest bardzo gorący. Stare powiedzenie żużlowe głosi, że jeśli kość nie wystaje, można się ścigać. W tym przypadku nic nie wystaje, więc jesteśmy dobrej myśli i liczymy na to, że w przeciągu dwóch-trzech tygodni Sundstroem będzie mógł wrócić na tor.

Jest jeszcze realna szansa na powrót Daniela Nermarka na tor w tym sezonie? Zakładamy oczywiście wariant optymistyczny.

– Szanse są zawsze. Wszyscy w klubie, lekarze, ortopedzi i my, fizjoterapeuci, robimy  co możemy, żeby Daniel mógł wsiąść na motor i się ścigać. Praktycznie i realnie patrząc taka szansa istnieje i jest ona dość duża. Oczywiście chcemy, żeby sezon był dla nas jak najdłuższy – z play-offami, także może uda się Danielowi w tych play-offach wystąpić, o ile nawet nie szybciej. Trzeba jednak zwrócić uwagę na punkt widzenia zawodnika, bo najważniejsze jest zdrowie i jeśli ma wrócić, to tylko w pełnej formie oraz w pełni sprawny. 

Udostępnij