Ostatnie tygodnie dla Mateja Zagara to ciąg wzlotów i upadków. Jeżdżący w barwach Stali Gorzów Słoweniec potrafi liderować swojej angielskiej drużynie Belle Vue Aces i trzymać się w czołówce cyklu Grand Prix, ale nie zawsze jego występy są zadowalające. Przekonali się o tym kibice żółto-niebieskich, dlatego też Matej Zagar postanowił spróbować wyjaśnić swoją słabszą dyspozycję w spotkaniach ENEA Ekstraligi.

 

Marcin Malinowski: Twoje ostatnie występy w polskie lidze nie są zbyt udane. O twoją postawę martwią się również kibice Stali Gorzów. Co się dzieje z formą?

 

Matej Zagar: – Obecnie nie jest tak, jakbym chciał, ale patrząc na cały sezon to tylko dwa razy nie jechałem w 15. biegu. Kiedy już jednak tam byłem to nie zawsze to wyglądało dobrze. Nie jestem szczęśliwy, jak drużyna przegrywa. Na razie nikt w Gorzowie nie ma optymalnej formy.

 

W czym leży problem? To sprawa silników, czy może toru?

 

– Jeśli o mnie chodzi to mogę powiedzieć, że jeździłem tu dwa lata temu i tor nie jest taki sam, jak był. Kręcimy czasy o trzy sekundy gorsze niż wtedy. Oczywiście silniki, które mi niegdyś bardzo pasowały w Gorzowie, teraz nie jadą. Nie będę jednak narzekał na silniki, bo one są i jadą, ale trzeba je po prostu dopasować. Jest zupełnie inaczej na tym torze i nie wiem, czy to wszystkim pasuje. Jeśli tak, to na takim będziemy się ścigać. Nikt nie chce dostać głupiej kary. Jeździliśmy też na innych ekstraligowych torach i one nie były tak dobrze przygotowane, jak w Gorzowie, a zawody jechały. Tor jest za łatwy dla wszystkich, dlatego jest trudno zrobić większą przewagę nad przeciwnikiem.

 

Niektórzy wciąż zastanawiają się, co liczy się bardziej? Zawodnik czy sprzęt? Skoro tor się zmienił to jak wygląda twoja praca nad silnikami?

 

– Non stop szukam czegoś. Mam teraz nowe silniki i chcę z nimi popracować, żeby je dopasować do gorzowskiego toru. Stare już się tutaj nie nadają, bo tor nie jest taki przyczepny, jak był. Zrobię taki dłuższy trening, aby to wszystko przetestować. Chcę mieć spokój, żeby bez problemu robić dwucyfrówki.

 

Ile obecnie jednostek napędowych posiadasz?

 

– W tej chwili mam osiem silników, więc jest tego sporo. Niektórzy mówili, że jadę na innych silnikach w Grand Prix, a na innych w lidze. To jest totalna bzdura. Zawsze jadę na najlepszych maszynach, które są w formie”. W Częstochowie miałem te same jednostki, co podczas Grand Prix w Malilli i w ogóle nic nie grało.

 

Wróćmy na chwilę do derbów ze SPAR Falubazem Zielona Góra. Taśma może zdarzyć się każdemu, ale czy nie jest tak, że w twoje poczynania wkrada się nerwowość? Nie ma frustracji?

 

– Powtórzę tylko, że na silniki narzekać nie będę. Trzeba je dopasować. Ten, który oglądał powtórkę, widział, że Jonsson z pierwszego pola ciut ruszył. Tam jest koncentracja na maksa. Też zareagowałem i niestety było za późno, by cofnąć motor.

 

Pojawił się zalążek pomysłu o ograniczeniu ilości startów zawodnikom ENEA Ekstraligi. Wielu z nich, w tym także ty, jest ciągle w trasie i walczy na wielu frontach, co powoduje czasem ogromne zmęczenie. Co myślisz o wprowadzeniu takiego ograniczenia?

 

– To prawda, że mam bardzo napięty kalendarz, ale to nie jest dobry pomysł. Żużla nie można uprawiać przez 50 lat. To dla nas sport, ale z tego mamy chleb. To decyzja każdego zawodnika, ile ma sił na jazdę, co mu pasuje. Niektórzy zawodnicy lubią odpoczywać cały tydzień, a inni wolą non stop jeździć, być napięci jak struna w gitarze.

 

W najbliższą niedzielę pojedynek z Unibaksem Toruń. „Anioły” osłabione będą brakiem Chrisa Holdera, w którego miejsce pojedzie Wiktor Kułakow. To ułatwi nam zadanie, czy nadal będą trudnym rywalem?

 

– Oczywiście, że będą groźni. Toruńska drużyna jest bardzo mocna. Trzeba będzie się bardzo skupić.  Chcemy wygrać u siebie wszystkie mecze i odzyskać jakiś bonus. Będzie to na pewno trudny mecz, ale wydaje mi się, że robimy już takie testy przed play-off, aby wszyscy się spasowali.

Udostępnij