Właśnie dziś prezesowi gorzowskiej Stali mija dziesięć okrągłych lat pracy przy Śląskiej. Z tej okazji redakcja www.stalgorzow.pl postanowiła przeprowadzić ze sternikiem nadwarciańskiego klubu specjalną rozmowę…

 

www.stalgorzow.pl: Mija dziesięć lat pana pracy w klubie. Pamięta pan jeszcze swój pierwszy dzień w Stali?

 

Ireneusz Maciej Zmora: – Tak, pamiętam. Obowiązki przejmowałem od wieloletniego prezesa i dyrektora Stali Gorzów Witolda Głowanii, który przez pierwszy miesiąc wprowadzał mnie w jej tajniki pracy dyrektora klubu.

 

10 lat temu pojawiały się myśli, że kiedyś obejmie pan stery w jednym z najbardziej utytułowanych klubów żużlowych w Polsce?

 

– Po pierwszym miesiącu w mojej głowie jawiły się zupełnie inne myśli. Gdy zobaczyłem w jakiej sytuacji znajdował się klub, to pierwszym odruchem była chęć ucieczki. Na szczęście postanowiłem się z tym wszystkim zmierzyć. To był moment, kiedy w styczniu 2005 roku decyzję o sponsorowaniu klubu za namową Władysława Komarnickiego podjęła firma Mars RTV AGD, na czele której stał Zdzisław Kałamaga. To był moment przełomowy, gdyż ówczesny zarząd uwierzył, że klub można oddłużyć i prowadzić niemalże jak firmę. Rok 2005 upłynął pod hasłem „Powrót legendy”, miał być awans do Ekstraligi i to się nie powiodło. Po tym stery w klubie przejął Władysław Komarnicki, obejmując stanowisko prezesa zarządu z rąk Mariusza Guzendy i kontynuował proces oddłużania w Urzędzie Skarbowym, ZUS-ie i u innych wierzycieli, który trwa do dziś, bo przypomnę, że w dalszym ciągu spłacamy dotację z Urzędu Miasta niewłaściwie rozliczoną w roku 2000.

 

Jak wygląda praca prezesa klubu żużlowego „od kuchni”?

 

– Jedyne, co mogę zaplanować, to że rano zawiozę do szkoły dzieci. Resztę ciężko przewidzieć. Bardzo wiele spotkań, coraz liczniejsza załoga, ale nie da się tego zrobić w inny sposób w tak dużej organizacji, jaką jest Stal Gorzów. Odpowiedzialność w dużej części polega na tym, by zaplanować pewne procesy, które zachodzą w klubie. I to na różnych pionach. Jest dział handlowy, dział marketingu i organizacji imprez, dział administracji – cała masa obowiązków. Gdy zaczynałem pracę w klubie zastałem tu księgową, trenera Chomskiego i pana Stanisława Maciejewicza, klubowego mechanika. W zasadzie całe struktury były tworzone od podstaw przeze mnie, więc dziś dużo łatwiej pokierować mi klubem, bo wiem co w danym miejscu się dzieje.

 

Jest pan następcą prezesa Komarnickiego, który dalej jest blisko Stali i sportu żużlowego. Często pojawiają się pytania o prowadzenie klubu „zza pleców”. Jak pan się do tego odniesie?

 

– Też spotykam się z takimi stwierdzeniami, ale one mi nie przeszkadzają. Z prezesem Komarnickim znamy się 10 lat i nie mam zamiaru się od niego odcinać, ani od wiedzy, którą on posiada. Trzeba jednak podkreślić, że prezes Komarnicki po odejściu z klubu nigdy nie ingerował w to jak klub jest dalej zarządzany i jakie decyzje podejmowane są przez zarząd. Na dowód tego przypomnę, że z dużym bólem prezes Komarnicki przyjął decyzję nowego zarządu, aby po sezonie 2012 rozstać się z Tomaszem Gollobem. Za to kiedy mógł zawsze pomagał i tak jest do dzisiaj. Mamy przypadki, gdy nasza drużyna bierze udział w spotkaniach z kibicami w ościennych miastach, a ja nie mogę z racji licznych obowiązków brać w nich udziału i prezes Komarnicki wyręcza mnie w tej roli.

 

Dziś o mechanizmach funkcjonowania klubów, Ekstraligi czy kwestiach kontraktowych wie pan niemal wszystko. Ile czasu zajęło panu poznawanie środowiska żużlowego? A może wciąż uczy się pan czegoś nowego z kolejnym sezonem?

 

– Jak w życiu – nauka nie ma końca. Żużla uczę się codziennie, ale dziś Stal ma dużą przewagę nad większością klubów, bo udało nam się zachować ciągłość w zarządzaniu klubem. Na przestrzeni 10 lat mieliśmy trzech trenerów. Kadra w klubie jest w miarę stała, więc staramy się nie tracić wiedzy, którą zgromadziliśmy. Żadna szkoła i uczelnia nie uczy co to jest żużel i jak odnaleźć się w tych realiach Tę wiedzę trzeba gromadzić. Niestety w innych klubach z powodu częstych rotacji ta wiedza znika. Mamy świadomość jak ważne to jest i staramy się szanować i możliwie długo pracować ze wszystkimi ludźmi, którzy są z klubem związani.

 

Czy pana zdaniem sport żużlowy jest dyscypliną perspektywiczną?

 

– Wszystko zależy od tego kto zarządza. Nawet najlepiej prosperujący zakład można popsuć przez złe decyzje. Żużel mógłby się rozwijać szybciej, ale myślę, że jest to dyscyplina, przed którą są złote lata. Od pierwszego dnia pracy w Stali Gorzów słyszałem, że żużel upada, ale jak widzimy jakoś ten sport upaść nie może. W tym czasie powstały dwa piękne stadiony. Jeden w Toruniu, a drugi w Gorzowie. W mniejszym bądź większym zakresie modernizowane są kolejne. Żużel już wkrótce zawita na Stadion Narodowy i zawitał również w telewizji i tam ma się coraz lepiej. Wiadomym jest, że kluby przeżywają problemy finansowe, ale nie kojarzę, aby jakiś ośrodek w ciągu ostatnich dziesięciu lat zniknął definitywnie z żużlowej mapy Polski. Uważam, że dyscyplina ma się dobrze jeśli chodzi o rozwój, wymaga jedynie uporządkowania kwestii finansowych w klubach.

 

Ostatnie miesiące 2014 roku pokazują nam, że w Enea Ekstralidze ciężko skompletować skład drużyn na kolejny sezon. Jaka jest pana zdaniem recepta, by uleczyć najsilniejszą ligę na świecie?

 

– Wyrosłem z tego, by być reformatorem polskiego żużla. Skupiam się na Stali Gorzów i cały swój czas chce poświęcić klubowi.

 

Często powtarza pan, że chętnie oddałby prowadzenie klubu osobie z zapałem i pomysłem na jego dalszą działalność. Byłoby panu łatwo rozstać się ze Stalą?

 

– Na pewno byłoby ciężko, bo minęło kilka lat, kawałek siebie tu zostawiłem. Ale uważam, że Stal to dobro mieszkańców Gorzowa i regionu, dorobek kilku pokoleń. Jeżeli ktoś ma lepszy pomysł na prowadzenie klubu, to tutaj nikt do stołka nie jest przyspawany. W każdej chwili jestem gotów odejść, jeśli ktoś zrobi to lepiej i z korzyścią dla klubu.

 

Jakie są pana najbliższe zawodowe cele? Kolejny tytuł Drużynowego Mistrza Polski?

 

– W sporcie jeździ się po to, by wygrywać. Chcemy w przyszłym roku być na pewno w play offach, bo taki cel mamy co roku. Mój cel na najbliższe dwa lata, to doprowadzenie do tego, by na każdym meczu Stali był komplet publiczności.  

Udostępnij