W trzeciej odsłonie cyklu prezentujemy sylwetkę młodszego bramkarza w naszej drużynie. Krzysztof Nowicki, grający na co dzień z 1 na koszulce, zdradził nam, ile lat gra i jak bogate ma doświadczenie mimo młodego wieku. Opowiedział też o kilku szczegółach ze swojego życia prywatnego.

Krzysztof Nowicki

Pozycja: bramkarz

Numer: 1

Data urodzenia: 20.05.1995

Wzrost: 188 cm

Waga: 83 kg

Gra od: około 10 lat

Ulubiony kolor: zielony

Ulubiony film: Władca Pierścieni

Ulubiona książka:

Ulubiony serial: Przyjaciele

 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką ręczną?

Zaczęło się w „podstawówce” numer 9. Tam byłem na lekcjach wychowania fizycznego u pana Janusza Zmelty. To właśnie on powiedział mi o tym, że istnieje sekcja piłki ręcznej w gimnazjum numer 9 u pani Jolanty Kozielskiej i tam z kolegami zacząłem chodzić. Raz zapisałem się na wakacje. To było… oj, strasznie dawno temu (śmiech)! Chcieliśmy tylko sobie w coś pograć na wakacje, ale wyszło z tego coś fajnego.

 

Co uważasz za najpiękniejsze w tym sporcie?

Na pewno najbardziej emocje, które towarzyszą grze i walka do końca, bo w sumie prawie nie zdarza się tak, że jedna akcja decyduje o wyniku meczu, tylko jednak trzeba sobie zasłużyć na to zwycięstwo. Jak się rzuci te 40 bramek, to się wygra, wiadomo (śmiech).

 

Opowiedz o tym, gdzie zdobywałeś doświadczenie.

Od piątej klasy podstawówki grałem właśnie u wspomnianej pani Kozielskiej,  aż do końca gimnazjum. W tym czasie jakiś większych sukcesów raczej nie było, najwyżej jakieś medale na turniejach… na mistrzostwa Polski pojechaliśmy raz i odpadliśmy w półfinałach… Jak skończyłem gimnazjum, to zacząłem grać u pana Gintowta, już świętej pamięci. Tam graliśmy już nawet z chłopakami po dwa lata starszymi ode mnie i to już było jakieś wyzwanie. Później była pierwsza liga u pana Kaniowskiego, ale tam głównie siedziałem na trybunach. Dopiero potem, jak Krzysiu Szczęsny złapał kontuzję, to byłem drugim bramkarzem i zdarzało się wchodzić na dłuższą chwilę. Później pierwsza liga u pana Gintowta, wiadomo jak tam było – spotykaliśmy się z różnymi problemami, ale mimo to pograliśmy sobie trochę. Mój ostatni rok juniora spędziłem w Kusy Szczecin  – bardzo fajna przygoda, zdobyliśmy wspólnie 4 miejsce w mistrzostwach Polski, pozostał trochę niedosyt, bo mogliśmy nawet powalczyć o mistrzostwo, a o 3 miejsce przegraliśmy z Kielcami.

 

Gra na pozycji bramkarza to trudne zadanie?

Mnie się wydaje, że to nie jest trudne, bo tylko macham rękoma i nogami (śmiech)! Ale najbardziej akurat ta pozycja podoba mi się na boisku.

 

Zdarza Ci się czasem zdenerwować i skrzyczeć któregoś z kolegów?

Cóż, na każdym meczu mi się to zdarza (śmiech), no ale oni też czasem mnie opieprzają, więc jest po równo (śmiech).

 

Czym dla Ciebie jest gra dla Gorzowa, dla żółto-niebieskich?

Trudne pytanie… Na pewno cieszę się, że mogę grać dla miasta, w którym się wychowałem, w którym zacząłem grać. Trenerom, którzy mnie wychowali jestem do tej pory wdzięczny. I jakoś nie ciągnie mnie do tego, żeby gdzieś dalej wyjeżdżać. No ale to zobaczymy, jak to się dalej rozwinie.

 

W drużynach piłki ręcznej bywa tak, że to właśnie bramkarzowi często daje się funkcję kapitana. U nas tak nie jest. Myślisz, że to z powodu Twojego młodego wieku? Jak dogadujecie się z reszta drużyny?

Myślę, że to może być z powodu wieku, bo nie licząc kilku zawodników, jestem tu najmłodszy. Dogadujemy się bardzo dobrze, bo akurat ja tu raczej wszystkich znam naprawdę bardzo dobrze, kręcą się tu od początku, jak mieliśmy I ligę tutaj. Większość znam 4-5 lat i przywiązaliśmy się wszyscy do siebie. Od tych starszych członków drużyny dużo się uczymy, bo choć może nie biegają już tak samo, to na pewno umiejętnościami i doświadczają przerastają nas – tych młodszych.

 

Bądźmy szczerzy – pieniądze z III ligi są żadne. Coś poza tym?

Nie no, ja się na razie uczę. W tym roku pisałem maturę i jak zdam, to wtedy może studia jakieś załatwię.

 

Mówisz o maturze, tu treningi, rodzina z pewnością… jak więc łączysz to wszystko i gdzie czas dla Ciebie, dla dziewczyny może?

Czasu jest strasznie mało właśnie (śmiech), staramy się jakoś dogrywać to do siebie. Co prawda nie mam jeszcze dziewczyny, chociaż poszukuję, jakąś psychofankę mógłbym mieć w sumie (śmiech)!  Mieszkam z rodzicami, z babcią, dla nich też staram się wygospodarować trochę czasu. Bardzo się cieszą, że gram, na każde mecze przychodzą, bardzo mi kibicują. Każde zwycięstwo ze mną przeżywają, fajnie jest (śmiech).

 

Co najchętniej robisz w wolne wieczory?  Jak się wyluzowujesz? Na przykład po meczu?

Najczęściej to idę z kolegami na piwo (śmiech). Lubię sobie na osiedlu z kumplami posiedzieć, pójść na miasto, trochę poszaleć, alkoholu bardzo mało raczej, bo nie można, jak się gra.

 

Prowadzisz życie typowe dla sportowca? Dieta, dodatkowy trening, siłownia?

Może diety tak raczej nie trzymam, chociaż oczywiście interesowałem się już dietą i nie jem zupełnie byle czego. Ale tak to treningi: chodzę 3 razy w tygodniu na siłownię, staram się biegać – jak nie sam, to z jakimś kolegą – po mieście. Kiedyś jeszcze próbowałem na basen chodzić, ale w to jestem słaby akurat.

 

Czy Twój dzień w sezonie i poza nim jakoś się różni? Więcej masz czasu dla siebie?

Szczerze mówiąc, to wcale się nie różni. Jak coś mi odpada, to zawsze pójdę pogram w nogę, albo pobiegam, siłownia dodatkowa, więc nie ma jakichś diametralnych różnic…

 

A jak wygląda Twój czas przed meczem? Masz jakiś specjalny rytuał, który pozwala Ci się skupić?

Nie mam jakichś większych rytuałów. Staram się po prostu skupić na zbliżającym się zadaniu, na tym, co trzeba zrobić, na moich najlepszych punktach i robię to co lubię i umiem.

 

A jaki jest Twój stosunek do innych klubów sportowych w Gorzowie? Żużel lubisz?

Wszystko po trochę lubię, szczerze mówiąc. Zawsze próbowałem chodzić i na Stilon i na Stal i siatkówkę, chociaż teraz trochę mniej, koszykarki też parę razy odwiedziłem, ale fanatykiem jakimś sportu w Gorzowie nie jestem.

 

Co lubisz robić poza piłką ręczną? Jakieś hobby pozasportowe?

Tak naprawdę to głównie lubię sobie z kolegami w nogę pograć. A tak to nie mam jakichś większych zainteresowań.

 

Piłka ręczna jest dla Ciebie czymś, z czym chciałbyś zawodowo związać przyszłość? A jak nie, to co chcesz w życiu robić?

Byłbym na pewno szczęśliwy, gdybym jakieś pieniądze dostawał za to, że gram i robię to, co lubię, a nawet kocham tak naprawdę, ale raczej wątpię, że może to tak łatwo pójść i że da się tylko z tego utrzymać. Ale zawsze mogę zostać informatykiem (śmiech)! Zacznę na pewno na PWSZcie, chociaż chciałem iść do Poznania, ale pomyślałem, że skoro udaje nam się grać w Gorzowie, to czemu z tego rezygnować?

 

Udostępnij