Dzisiaj przedstawiamy sylwetkę lewoskrzydłowego i głównego egzekutora rzutów karnych Stali. Czy za poważną miną kryje się poważny człowiek?

 

Mateusz Stupiński

Pozycja: lewoskrzydłowy

Numer: 15

Data urodzenia: 11.11.1988

Wzrost: 189 cm

Waga: 83 kg

Gra od: 16 lat

Ulubiony kolor: kolory ulubione są dwa: żółty i niebieski

Ulubiony film: Titanic 

Ulubiona książka: „W pustyni i w puszczy”

Ulubiony serial: Mentalista

 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką ręczną?

Moja przygoda zaczęła się w szkole podstawowej numer 15. Poszedłem do klasy sportowej. Wcześniej mieliśmy treningi w trzeciej klasie, jakieś tam typowo zabawowe, no ale takie poważniejsze granie, to powiedzmy już w czwartej klasie podstawówki u trenera Gintowta świętej pamięci.

 

Co uważasz za najpiękniejsze w tym sporcie?

Nie wiem, co mnie w tym sporcie urzekło. Kiedyś byłem po prostu zapatrzony jak w obrazek w mojego starszego brata – Krzysztofa, który grał. Może nie do końca wybijał się jakimiś specjalnymi umiejętnościami, ale jakoś nie sprawiało mi problemu na pójście na turnieje brata i siedzenie na hali po 8 godzin dziennie i oglądanie byle jakich zespołów. Grali chłopcy starsi ode mnie o pięć lat, ale można po prostu powiedzieć, że byłem w nich wpatrzony i nawet siłą mama nie mogła mnie ściągnąć do domu. Co jednak jest urzekające? Gra kontaktowa, czasami agresywna i można odstresować się po ciężkim dniu pracy, wyżyć i tak dalej.

 

Opowiedz o tym, gdzie zdobywałeś doświadczenie i dlaczego akurat pozycja lewoskrzydłowego.

Zaczynałem na początku na środku rozegrania. Co prawda to było w 6 klasie, kiedy miałem 140 cm wzrostu. Jak jechaliśmy na mistrzostwa Polski młodzików do Puław już trener Gintowt przestawiał mnie na skrzydło i powiedział, że to będzie moja pozycja. Pamiętam to jak dziś, że byłem wściekły do niego – wiadomo no, na środku rozegrania ma się dużo więcej kontaktu z piłką i decyduje o akcji, a mi to odpowiadało, ale jestem mu bardzo wdzięczny, że wybrał dla mnie tę pozycję, na której do dzisiaj gram. Grałem dotąd głównie w Gorzowie. Miałem też roczny epizod w Ostrovii Ostrów, gdzie w drugim sezonie w pierwszym meczu w 12 minucie zerwałem wiązadło krzyżowe w kolanie i sezon się dla mnie skończył. I prócz tego była jeszcze półroczna przygoda z ASPR Zawadzkie w pierwszej lidze. A ogólnie to tutaj, jak to kiedyś kolega fajnie opisał: „Od czwartej klasy do ekstraklasy w Gorzowie”, a później dwa takie epizody i znowu powrót do Gorzowa.

 

Gra na skrzydle to trudne zadanie?

Nie wiem. Mnie ogólnie bardzo podoba się ta pozycja, chociaż także jestem czasami uzależniony od podań kolegów i od tego, czy oni mi wypracują pozycję, bo wiadomo, że nie da się co chwilę mijać przeciwnika na tej pozycji, bo kąt rzutu do bramki jest jaki jest. A przecież ogórki nie grają naprzeciwko nas (śmiech), aczkolwiek ja jestem zadowolony. Trzeba mieć na pewno umiejętności techniczne w miarę zaawansowane, żeby tam sobie poradzić, bo czasami kąt rzutu do bramki jest dość ostry.

 

Oprócz tego często jesteś egzekutorem rzutów karnych. Zdradź jaka jest Twoja tajemnica dobrze rzuconego karnego.

To bardzo proste: Podchodzi do mnie Mariusz Kłak i mówi: „Rzucaj swoje”. I jak rzucam swoje zazwyczaj kończy się to bramką, a jak go nie ma, czy siedzi na ławce, a zazwyczaj szukamy tego kontaktu wzrokowego, zdarzało się tak, że go nie było – albo tak jak w Wągrowcu siedział z czerwoną kartką na trybunach i mówił, żebym coś przycudował, to nie skończyło się bramką.

 

Czym dla Ciebie jest gra w Stali Gorzów i dla Gorzowa ogólnie?  

Wiadomo, najlepiej zawsze gra się w domu, bo doświadczyłem tego, że 2,5 roku, bo różnie się działo, jeśli chodzi o gorzowską piłkę ręczną. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. W końcu są tu znajomi, zna się to środowisko, które jest dość specyficzne, bo są te same twarze od lat. A jeśli chodzi o Stal Gorzów, to na pewno jest to dość ciekawe, zwarte otoczenie, zgrani kibice, wszystko wygląda bardzo fajnie. Stali Gorzów nie trzeba przedstawiać ani w Polsce, ani w Europie, więc bardzo się cieszę, że włączyła się w piłkę ręczną i możemy grać w żółto-niebieskich barwach.

 

Pojawiłeś się w Stali dopiero w trakcie sezonu, ze względu na kontuzję kolana. Jak się teraz czujesz? Coś po niej jeszcze zostało?

Na początku sezonu opuściłem chyba tylko 4 mecze, a i tak trenowałem wtedy już z drużyną. Z moim kolanem już wszystko w porządku, praktycznie zapomniałem już o kontuzji. Może jeszcze ten pierwszy mecz w Wągrowcu, wszedłem na boisko dopiero w 20 minucie i wiadomo, początkowo grałem strasznie zachowawczo jeszcze i w głowie coś na pewno siedziało, że  był jakiś uraz, ale już kolejny mecz, który graliśmy tutaj w Gorzowie ze Świebodzinem, wiadomo – derby – widzieliśmy o co jest ten mecz i przestałem się nawet zastanawiać nad tym. Nawet śmiałem się po meczu, że przy jednej z akcji obróciłem się ze zwodem na tej nodze i nawet przez myśl nie przyszło, że coś z nim może być nie tak.

 

Jako jeden z najlepiej punktujących zawodników jesteś też najbardziej narażony na kontuzję, bo wiadomo – dobrze punktującego najlepiej zdjąć z boiska. Nie ma w głowie takiej myśli, żeby czasem odpuścić?

Staram się nie nastawiać na to, że ktoś komuś specjalnie zrobi krzywdę, żeby nie mógł dalej grać i zdobywać bramek. Bądźmy szczerzy, takie przypadki są skrajne, więc nie należy o nich myśleć.

 

Bądźmy szczerzy: fortuny na 3 lidze nie zbijesz. Co oprócz tego? Pracujesz?

Tak, pracuję. Jestem kurierem w firmie FedEx.

 

Jak łączysz prace i treningi?

Normalnie (śmiech). Po pracy przychodzę do domu, jem obiad i za chwilę trzeba wychodzić na trening, aczkolwiek staram się to wszystko poukładać tak normalnie, żeby funkcjonowało to w miarę sobie nie przeszkadzając.

 

No a gdzie w tym życie towarzyskie?

No tak, trenowaliśmy teraz trzy razy w tygodniu, więc jeszcze te dwa dni w tygodniu były wolnego, więc można było pójść do kina, czy coś porobić razem z narzeczoną moją, aczkolwiek no na razie idzie to jakoś powoli. Póki mam tak wyrozumiałą drugą połówkę, to wydaje mi się, że uda się to pogodzić.

 

Co najchętniej robisz w wolne wieczory?

Jakiś dobry film, czy serial, a trochę tych seriali się już oglądało. Coś poczytać, poszukać informacji na internecie, każda dyscyplina sportu praktycznie mnie interesuje, jakieś spotkania ze znajomymi.

 

A jak wyluzowuje się Mateusz Stupiński. Prowadzisz życie takiego typowego sportowca – trening, dieta, dodatkowe jakieś ćwiczenia?

Nie… (śmiech). Akurat ostatnio nie jest to tak restrykcyjne, bo na poziomie 3 ligi nikt nie będzie się zmuszał do takich rzeczy, ale wiadomo, że im dalej w las, tym będziemy się nad tym zastanawiać. Praca też nie za każdym razem pozwala na to, żeby zjeść sobie spokojnie obiad o określonej porze, czasem trzeba wyskoczyć na fastfooda, ale wszystko ma swoje granice i swój umiar, także brzuszek nie wisi i nie jest źle (śmiech).

 

Czy Twój dzień w sezonie i poza nim jakoś się różni?

Różni się tylko tym, czy jest trening, czy go nie ma. Inaczej to wygląda w okresie letnim a inaczej w zimowym, ale raczej jak są treningi, to to wszystko jest podporządkowane, żeby w nim uczestniczyć. Jeśli ich nie ma, to staram się więcej czasu spędzać z narzeczoną, w domu, czy z rodziną i znajomymi.

 

Macie też swoje problemy prywatne – jak zapominasz o nich przed meczem? Masz coś, co pozwala Ci się skupić?

Od tego po prostu trzeba się odciąć, bo przychodzimy tutaj i mamy robotę do wykonania. Na pewno pomaga słuchanie muzyki – jakiej? – różnej, na pewno pojawia się też disco polo, nie ma się co wstydzić, bo niby nikt nie zna, ale jak już leci, to każdy śpiewa, ale nie mam jakiegoś takiego określonego rodzaju, wszystko, co wpadnie w ucho. Przed meczem mam jakieś tak wybrane kawałki, których słucham.

 

Jaki jest Twój stosunek do innych klubów sportowych w Gorzowie?

Jestem kibicem każdego gorzowskiego sportu, chciałbym, żeby wszystkim im się powodziło i każdy osiągał sukcesy. Czy to piłka nożna, czy żużel, czy siatkówka, czy żużel. Jak byłem młodszy, czasy liceum, podstawówki to uczęszczałem na każde mecze różnych dyscyplin, jak tylko się ze sobą nie pokrywały. Od małego sport zawsze był w moim życiu. Żużel zwłaszcza, bo to taki mój konik. Jak tylko jest czas i możliwości to przychodzę na żużel, nawet zdarzało mi się na wyjazdy jeździć. Nawet jak grałem poza Gorzowem, to starałem się na te najważniejsze mecze dotrzeć.

 

Uprawiasz jeszcze jakiś sport oprócz piłki ręcznej?

Zawodowo nie, ale lubię pograć w siatkówkę plażową, czy jakiegoś tenisa.

 

Czy piłka ręczna jest dla Ciebie, czymś, z czego chciałbyś w przyszłości żyć?

Wydaje mi się, że piłka ręczna w dzisiejszych czasach nie jest czymś z czego można wyżyć. Był taki okres, gdzie z tego żyłem, ale wydaje mi się, że w obecnej sytuacji raczej nie.

Udostępnij