Mistrzowie Polski wreszcie wygrali w tym sezonie, pokonując PGE Stal Rzeszów 55:35. Trener MONEYmakesMONEY.pl Stali Gorzów zdaje sobie jednak sprawę, że jest jeszcze sporo do poprawy, ale zwycięstwo może dodać wiatru w żagle.

 

Podczas czwartkowego spotkania najbardziej cieszyła frekwencja na Stadionie im. Edwarda Jancarza. Stanisław Chomski mówił o odbudowaniu wiary wśród zawodników. Tej nie stracili fani, którzy zameldowali się w liczbie 11 500. – Chcę podziękować kibicom, że tak licznie się stawili. Bardzo głośno podtrzymywali nas na duchu nawet, jak były nieudane wyścigi. To dużo nam dawało. Ciężar gatunkowy był przeogromny. Starałem się jak najbardziej odizolować zawodników od tego ciśnienia. Nawet nie dopuszczałem myśli o przegranej, bo trudno sobie wyobrazić, co by wtedy było. Jest wygrana po meczu pełnym walki i determinacji – powiedział szkoleniowiec żółto-niebieskich”.

 

Jak trener ocenił swoich zawodników? – Nie ustrzegli się błędu Krzysztof Kasprzak – choć zwracałem mu na to uwagę – i Bartosz Zmarzlik. Kildemand dwa razy ich objechał, był bardzo skuteczny, ale stracił to w decydujących momentach. Trzeba się cieszyć z tego, że my byliśmy skuteczniejsi w tych najważniejszych chwilach. Wszyscy jeszcze muszą popracować, bo początek Nielsa też nie był taki, jaki sobie wyobrażamy. Widzę, że już są trzy filary: Niels, Matej i nie zawodzi Bartek, który robi czarną robotę. Szkoda tej taśmy Mateja, bo byłoby lepiej, ale z drugiej dobrze, że mamy takiego jokera. Krzysztof Kasprzak powoli dochodzi do formy, ale jeszcze daleka droga przed nim – mówił Chomski.

 

Gorzowianin nie zawiódł się także na Linusie Sundstroemie, choć sam zawodnik nie był zadowolony ze swojego rezultatu. Pochwałę otrzymał także Adrian Cyfer. – Cieszy mnie zwłaszcza postawa Adriana Cyfera, z którym przez cały tydzień było dużo pracy – przyznał trener. Junior gorzowskiej Stali borykał się z problemami sprzętowymi. W pomoc włączyli się mechanicy klubowi, a także koledzy z drużyny: Matej Zagar i Krzysztof Kasprzak. – Wszystkie jego problemy były związane ze sprzęgłem – dodał opiekun mistrzów Polski.

 

Swoje zrobił też Piotr Świderski, mimo upadku już w pierwszym swoim starcie, kiedy to przeszarżował podczas ataku na Dawida Lamparta. Żużlowcowi nie stało się jednak nic poważnego, choć nie pojechał on na turniej za granicę. – Był u Jurka Buczaka i jest trochę poobijany. Trudno. Taki to jest sport. Mógł to inaczej rozegrać, a tak nadział się na koło i fatalnie się to skończyło. Dobrze, że nie jest połamany. Ma trochę czasu, by się wykurować. Dostał swoją szansę i będzie miał kolejne – przekazał szkoleniowiec.

 

Co okazało się kluczem do zwycięstwa? – Trochę było nerwowości, bo niektórzy zawodnicy narzekali, że jest twardo, ślisko. Przestrzegałem przed gorącem, ale musieliśmy znaleźć pozytywy. Dobra kosmetyka toru spowodowała, że można było powalczyć na dystansie i to ważne. Ciężko walczyliśmy o zwycięstwo. Mieliśmy mniej zwycięstw, ale o wiele mniej zer. Było widać, że druga linia bardzo mocno się starała i dało to taki efekt, jaki powinien być – przyznał Stanisław Chomski.

 

Ekipa gości starała się, jak mogła. Zupełnie zawiódł Peter Ljung. Wynik ciągnęli Peter Kildemand i Greg Hancock z drobnym wsparciem Karola Barana. – To mocna drużyna, która ma dwóch liderów: Kildemanda i Hancocka. Dochodzi któryś z zawodników i jest trudno odskoczyć rywalom. Artur Czaja wykorzystał atut czwartego pola i nie udało się go wyprzedzić w jednym z biegów. Chciałbym mieć w drużynie takiego zawodnika, jak Kildemand – zdradził szkoleniowiec.

 

Trener podziękował zarządowi za daną mu szansę i możliwość ułożenia drużyny po swojemu. Współpraca z resztą sztabu szkoleniowiego i z toromistrzem także układa się dobrze, choć jeszcze jest kilka rzeczy do poprawy. Do ciekawej sytuacji doszło zaraz po meczu i podziękowaniu kibicom, kiedy to cała drużyna stanęła w kółku na murawie. – Mam taki zwyczaj. Na początku, jak zawodnicy przyjeżdżają, to spotykamy się – tu w dobrych warunkach, u Jurka Buczaka w gabinecie – i ja przekazuję swoje uwagi na temat tego, co udało nam się zrealizować z założeń przedmeczowych odnośnie przygotowania toru, robimy rozgrzewkę, jakieś gierki, trochę śmiechu, trzeba się rozluźnić, a po obejściu toru spotykamy się jeszcze raz. Po meczu muszę na gorąco zebrać opinie, zrobić tzw. burzę mózgów. Nie cieszymy się, że wygraliśmy, tylko mówimy o tym, co nam nie wyszło, to trzeba poprawić i co nas czeka w przyszłym tygodniu. Wyjaśnialiśmy sobie pewne elementy, które mogą poprawić nasze funkcjonowanie, a przez to także wynik sportowy – powiedział opiekun „żółto-niebieskich”.

 

14 czerwca Stal Gorzów pojedzie na MotoArenę, by zmierzyć się z KS Toruń. Stanisław Chomski był jeszcze niedawno szkoleniowcem tego zespołu. Czy to może być jakiś atut? – Nie wiem, czy czegoś nie zmienili w filozofii toru, bo oglądałem jeden mecz i było inaczej. Chyba jednak wrócili do tych starych rozwiązań i już zawodnikom pewne rzeczy zasygnalizowałem, jaki trzeba tam mieć sprzęt, co ustawiać. Nie mamy nic do stracenia. Nie jesteśmy faworytami, ale musimy stawiać sobie wysokie cele. Próbuję tu zrobić coś a’la MotoArena, ale już tak łuków tutaj nie podniesiemy. To ich atut, który decyduje o szybkości motocykla i w pewnym momencie trzeba to ustawić i pojechać – zakończył popularny „Stanley”.

Udostępnij