Dzisiaj przedstawiamy sylwetkę prawoskrzydłowego Stali Gorzów. Brat jednego z najskuteczniejszych zawodników w naszej drużynie okaże się zupełnym przeciwieństwem Mateusza? Czy zdaje sobie sprawę z tego, że miał duży wpływ na karierę swojego brata?

 

Krzysztof Stupiński

Pozycja: prawoskrzydłowy

Numer: 13

Data urodzenia: 29.10.1983

Wzrost: 187 cm

Waga: 92 kg

Gra od: Grać zaczął w tym roku

Ulubiony kolor: niebieski

Ulubiony film: Spartakus, Władca Pierścieni 

Ulubiona książka: Hobbit

Ulubiony typ muzyczny:  reggae

 

Jak zaczęła się Twoja przygoda z piłką ręczną?

Przygoda zaczęła się w szkole numer 15, pod okiem trenera Andrzeja Cyglera, no i tam się zaczęło, miałem tam swoje początki. Żeby było zabawnie, zacząłem grać w tym roku! Nigdy nie grałem tak, jak chłopacy, nigdy nie grałem profesjonalnie w piłkę ręczną. Skończyło się tak naprawdę graniem w liceum. Nigdy nie ciągnęło mnie do zawodowstwa, a generalnie na dużą prośbę kolegów zacząłem grać w tym sezonie.

 

A dlaczego akurat ta pozycja?

Jestem leworęczny. I to główny powód dla którego właśnie na tej pozycji gram. Od początku zostałem postawiony na tej pozycji i zawsze na niej grałem.

 

Gra na skrzydle to trudne zadanie?

Raczej nie powiedziałbym. To jest taka sama pozycja jak na drugim skrzydle. Wiadomo, że dużo jesteśmy uzależnieni od podań naszych kolegów rozgrywających. Tak naprawdę w większości to oni decydują, czy możemy rzucić na bramkę, chyba że ewentualnie sami wypracujemy jakąś pozycję, ale głównie jednak jesteśmy zdani na resztę zawodników. Czy to trudna pozycja? Wydaje mi się, że do łatwych nie należy.

 

A gdybyś miał wybierać, to na jakiej pozycji chciałbyś grać?

Na tej na której gram. Nic bym nie zmieniał.

 

Bądźmy szczerzy: fortuny na 3 lidze nie zbijesz. Co oprócz tego? Pracujesz?

Tak, pracuję zawodowo jako przedstawiciel handlowy. Mam 1/3 Polski do objechania, więc generalnie wesoło! Robię sporo kilometrów (śmiech).

 

To czasu masz naprawdę niewiele! Jak łączysz prace i treningi?

Staram się tak to zaplanować, żeby dojechać do Gorzowa, chociaż to nie jest tak łatwo, tym bardziej, że naprawdę jeżdżę dość daleko, bo to jest około 300 kilometrów dziennie w jedną i w drugą stronę, bo najbliższe miejscowości, jakie mam, żeby zdążyć na trening to Poznań, Zielona Góra i Szczecin. Dzień wygląda tak, że oby wrócić około siedemnastej do domu, pobawić się chwilę z dziećmi, zjeść obiad i lecieć na trening.

 

Mówisz o rodzinie, na pewno jest też jakieś inne życie towarzyskie. Jak na to znajdujesz czas?

Gdyby nie wyrozumiała żona, która zdecydowała się pomóc mi spełnić jedno ze swoich marzeń – kiedyś jak byliśmy w Ostrowie na meczu, to śmialiśmy się z grającym tam Mateuszem, że fajnie byłoby zagrać w jednej drużynie – to by mnie tu nie było. Marzenie jednak się spełniło, wtedy było w tym sporo żartu. Teraz jak przyszedł grać w Stali, a ja już grałem, to nie było już tak zabawnie (śmiech). Ale to dowodzi temu, że może się spełnić każde marzenie, tym bardziej, że nigdy nie wiązałem przyszłości z piłką ręczną na poważnie. Sprawia to zawsze dużo frajdy. Ale gdyby nie żona, to ciężko by to było wszystko poukładać. W tej chwili w domu jest dwójka małych dzieciaków, absorbujących dużo czasu: Franek ma pół roku, więc jest maluchem, który zaczyna pełzać, szuka wszystkiego i próbuje się powoli odnaleźć w tym naszym świecie, więc wymaga mnóstwo czasu; córka ma 3 lata, też zrzuca wszystkie rzeczy, więc trzeba pilnować, czy nie ma coś pod ręką.

 

Gdy rozmawiałam z Mateuszem, to mówił, że gdyby nie Ty i Twoja gra w piłkę ręczną, to nie wie, czy zainteresowałby się tym sportem. Czujesz się za niego odpowiedzialny w jakiś sposób? Co Ty widzisz w tym sporcie?

Ten sport jest dziwny (śmiech), ale ma w sobie tyle charakteru, że jak ktoś już raz zagra, to gra w niego z pasją. Ja miałem długą przerwę w graniu, ale nigdy na stałe nie odstawiłem piłki ręcznej. Zawsze próbowaliśmy się zorganizować z chłopakami ,którzy byli w Gorzowie, a nie grali, żeby wynająć sobie halę i próbować zagrać. Myślę, że to też jest w naszej rodzinie. Tata, wujek, dziadek grali w piłkę nożną, natomiast ja zacząłem chodzić do „piętnastki”, zacząłem grać w ręczną, Mateusz się tym zainteresował, bo chodził na mecze. Jest pięć lat różnicy między nami, więc miał okazję obserwować, jak grałem jako junior. I pociągnęła go ta pasja. Zresztą podobnie jest wydaje mi się u Mariusza (Kłaka – dop. red). Mariusz też ma młodszego brata, który również gra.

 

Chciałbyś, żeby piłka ręczna była Twoim jedynym źródłem utrzymania?

Nie, ja lubię swoją pracę. Piłka ręczna jest takim fajnym dodatkiem, sposobem na wyluzowanie się z tego wszystkiego. Poza tym, nie wiem, czy moje umiejętności są wystarczające, żeby móc się z tego utrzymywać. Jeszcze dużo, dużo pracy przede mną, ale mam dobrego trenera, tego z numerem siódmym na koszulce.

 

Co uważasz za najpiękniejsze w tym sporcie?

Myślę, że najfajniejsza jest ta gra kontaktowa, że jednak trzeba mieć trochę siły, swojego charakteru, zadziorności. Nie odpuszcza się przeciwnikowi i walczy się na boisku. Sędziowie na szczęście pozwalają na granie dość twardo, jest dużo kontaktu, można zawodnika gdzieś tam przytrzymać, w jedną czy drugą stronę się „poszarpać”.

 

Czy Twój dzień w sezonie i poza nim jakoś się różni?

Poza sezonem jest więcej czasu dla dzieci. A tak ogólnie, to dzień jest dosyć mocno uporządkowany, bo jak się ma dzieciaki to musi być jakiś porządek w domu. Dzień zaczynam zazwyczaj około 7.3 -8.00, to zależy kto się pierwszy obudzi – ja czy dzieci. Natomiast do 8.30 musze ja, albo żona, odstawić małą do przedszkola, więc jedno jedzie z córką, a drugie z nas robi śniadanie. Ja mniej więcej o 9.00 startuję do pracy, wracam po 17.00, później szybki obiad i wyjście na trening, a poza sezonem zostaje mi czas na wyjście na spacer, jakąś zabawę z maluchami i tak to wygląda.

 

Co najchętniej robisz w wolne wieczory?

W zimowe wieczory gram na konsoli. Ostatnio wróciłem do pierwszej części Assassin’s Creed, zresztą po raz kolejny. To jest na tyle wciągająca gra, że można szukać, biegać po różne trofea, różnymi rozwiązaniami.  Wiadomo, że są też znajomi, z którymi się wychodzi gdzieś. Weekendy raczej poświęcam dla dzieciaków, bo raczej w ciągu dnia mnie nie ma, zwłaszcza, że doszły teraz treningi.

 

A jak przygotowujesz się do meczu? Masz coś, co pozwala Ci się skupić?

Przejąłem to od Mateusza, bo jak jeszcze mieszkaliśmy razem i Mateusz zaczynał przygodę z tym, to wyłączał się kompletnie i słuchał muzyki. Zawsze zastanawiałem się dlaczego, ale okazało się, że to daje dużo spokoju i takiego wyłączenia swojej głowy. Żeby było śmieszniej nie słucham tego, co lubię, bardziej skupiam się na muzyce techno, house’u czy transu. Wprowadza mnie to w bardziej dynamiczny nastrój. Muzyka to jest faktycznie coś, co pomaga się skupić, zapomnieć o tym co jest i przygotować się do grania. A poza tym nie mam specjalnego rytuału. Jem raczej normalnie, byle tylko zjeść trochę czasu przed meczem, bo nie gra się dobrze z pełnym żołądkiem.

 

Jak dogadujecie się w drużynie? Bo rozpiętość wieku jest raczej spora…

No ja raczej nalezę do tej starszej grupy (śmiech). Z dogadywaniem się nie ma problemów. W większości wypadków znaliśmy się z chłopakami, przynajmniej ja znałem się z trzonem drużyny, natomiast młodych chłopaków poznałem dopiero tutaj, przychodząc na treningi, ale myślę, że atmosfera jest na tyle fajna, że jesteśmy zgraną drużyną, która się rozumie. Kłótni raczej nie ma, a jak są, to szybko są wyjaśniane, bo to są sytuacyjne rzeczy, z meczu jakaś akcja nie wyszła, no i w tym momencie nerwowość się wkrada, jeden drugiemu coś powie. Ale po meczu szybko jest to wyjaśniane, temat jest ucinany i wszystko jest w porządku.

 

Jaki jest Twój stosunek do pozostałych klubów sportowych w Gorzowie?

Jak byłe młodszy, nie miałem rodziny i było więcej czasu, to starałem się chodzić regularnie na koszykówkę, ale zawsze najbardziej lubiłem i najwięcej czasu poświęcałem w weekendy, bo wtedy jestem w Gorzowie, mimo wszystko żużlowi. To jest to, na co najczęściej chodziłem, jeździłem też na mecze wyjazdowe, więc tutaj żużel to numer 1. Jak była piłka ręczna, to chodziłem na ręczną (śmiech). Natomiast swego czasu, za czasów Sebastiana Świderskiego i szału na siatkówkę, gdzie w Gorzowie siatka była na naprawdę dobrym poziomie i hala była pełna, to się jeszcze tam chodziło.

 

A co poza sportem? Jest coś co pozwala Ci się odciąć od wszystkiego?

No tak, piłka ręczna (śmiech). To taka pasja. Ale poza tym lubię samochody. Generalnie interesuje mnie ten temat, lubię poczytać, co akurat wychodzi z nowości, no i jak miałem więcej czasu to kino, ale teraz jest raczej ciężko z czasem: doszły dzieciaki, treningi i jakoś się to kino zaniedbało. Zerka się tylko, co wychodzi, jakie są premiery i w wolnym czasie nadrabiam zaległości.

Udostępnij