Kontynuujemy nasz cykl, gdzie dawno bohaterowie Stali Gorzów opowiadają o swoich wspomnieniach z lubuskich derbów. Kolejnym zawodnikiem, który podzielił się z nami swoją historią, jest Jerzy Rembas.

Derby Ziemi Lubuskiej od zawsze wzbudzały wiele emocji, które udzielały się nie tyle zawodnikom, co bardziej kibicom. Fakt ten podkreśla nasz rozmówca. – Derby lubuskie zawsze były derbami. Zawsze coś się działo, choć głównie chodzi o kibiców. Fani mieli swoje. Tak było, jest i będzie. My zawodnicy dobrze ze sobą żyliśmy, tylko się ścigaliśmy, choć presja była – przyznał Jerzy Rembas.

Legendarny żużlowiec żółto-niebieskie barwy przywdziewał w latach 1971-1989. W ciągu 18 sezonów kariery nazbierać można wiele ciekawych momentów. Co najbardziej ze spotkań derbowych zapadło w pamięć zdobywcy Złotego Kasku z 1977 roku? – Miałem w Gorzowie taki bieg, który decydował o zwycięstwie. Jechałem z Andrzejem Huszczą, wówczas już podstawowym zawodnikiem. Trzeba to było wygrać. Napięcie było duże, potrzebna była koncentracja i jakoś się udało, chociaż Andrzej to nieraz mnie mijał na trasie. To był waleczny zawodnik i trudno było z nim wygrać. Jak to w sporcie: jak trzeba, to człowiek daje z siebie wszystko, ale nie zawsze to wypali – stwierdził popularny Kiper”.

Swoje starty przeciwko zielonogórskiej ekipie Jerzy Rembas rozpoczął w rok po zdaniu licencji. W derbowym debiucie zdobył jeden punkt w dwóch startach. – To był mój początek. W 1971 zdałem licencję i był to mój pierwszy mecz z Zieloną Górą. Miałem zadanie odjechać bieg i nawet nie wolno mi było się ścigać. Trzeba było ten wyścig pojechać, żeby zaliczyć licencję. Taki był jakiś przepis. Trochę było inaczej wtedy, a teraz wszystko się pozmieniało – przypominał sobie Młodzieżowy Indywidualny Mistrz Polski z sezonu 1974.

Kolejne lata były już dużo lepsze w wykonaniu tego zawodnika. W sezonach 1978-1979 startował spod numeru 16., który zwykle należał się istniejącym niegdyś rezerwowym. Od tamtej pory był już jednak liderem, który jeździł z różnymi numerami startowymi. – To były taktyczne sprawy, gdyż z rezerwy mogłem jechać sześć, a nawet siedem razy jako młodzieżowiec. Tamte przepisy, moim zdaniem, były nie w porządku. To było takie tyranie zawodnika. Byłem startowcem – start i do przodu. Wiadomo, że koledze trzeba pomóc, ale nie zawsze wychodziło. Żużel był inny, wyglądało to inaczej, jak dzisiaj. Był inny sprzęt, inne tory i inaczej się jechało – wyjaśnił.

Swój ostatni występ przeciwko Falubazowi uczestnik finałów IMŚ w Chorzowie i Londynie zaliczył w sezonie 1989 roku, kiedy to Stal wygrała 46:44, a Jerzy Rembas zdobył 4 punkty. Jak wspomina tamten występ? – Klub liczył, że wycisnę z siebie jeszcze soki i dołożę się do wyniku. Derby to były mecze o życie, trzeba się było koncentrować i dawać z siebie wszystko. W innych meczach też, ale z Zieloną Górą była to sprawa wyjątkowa. Dochodziła presja działaczy i władz gorzowskich. Miłe wspomnienia… – podsumował wieloletni reprezentant „żółto-niebieskich”.

9 sierpnia dojdzie do kolejnego starcia gorzowsko-zielonogórskiego. Sześciokrotny Drużynowy Mistrz Polski jest pozytywnie nastawiony przed tym pojedynkiem. – Myślę, że będzie do przodu. Nie możemy przegrywać meczów u siebie, bo to duża porażka. Na wyjeździe można się potknąć, ale u siebie musimy wszystko wygrać. Nie ma innej opcji. Jeśli jeszcze jakieś spotkanie tutaj „wtopimy”, to będzie niedobra sytuacja – zakończył Jerzy Rembas.

Udostępnij