Pani Jadwiga wciąż z wielkimi emocjami podchodzi do tematu, jakim jest speedway. Na swój pierwszy mecz pojechała mając 24 lata, gdyż jak wspomina – Kierownik PGR-u kupował bilety to jeździliśmy, jak tylko była okazja, dużo nas jeździło, rosyjskim GAZEM – takim pod plandeką z drewnianymi ławkami. Jancarz wtedy jeździł, Plech, Rembas, Migoś… Pamiętam, jak krzyczeliśmy „Edward Jancarz!”… Tak to była ekipa.

Dla Pani Jadzi, jak i dla kolegów i koleżanek z pracy dzień meczu nie był zwyczajny – Zawsze jeździliśmy odświętnie ubrani, to było wielkie wydarzenie. Z uśmiechem na twarzy opowiadała o warkocie motocykli na wirażu, jak i o żużlu sypiącym się na twarze kibiców. Wyjaśniła, że to były naprawdę niesamowite dla niej chwile – To była tak wielka uroczystość, że to wszystko się głęboko przeżywało i nie myślało się o jedzeniu i piciu, nie mogłabym jeść orzeszków czy dłubać słonecznika.

Pani Jadwiga porównała współczesne rozgrywki do jej pierwszych meczów – Nie było przyśpiewek, klubów kibica, było tylko „Och! Ach!” jak żużel na nas sypał. Chyba, że jechał Jancarz… wtedy to były okrzyki – w końcu to była gwiazda gorzowskiego, krajowego jak i międzynarodowego żużla. Każdy bieg to dla Pani Jadzi były ogromne emocje – Zaglądałam, jak wyjeżdżają z parku maszyn, potem jak szykowali sobie tory do jazdy z wielką nadzieją żeby żaden za taśmę nie wyjechał… Ale wtedy tych „margaretek z pomponami i parasolami” nie było ( czyt. podprowadzających) – skwitowała z uśmiechem.

Jednak najbardziej emocjonująco wspomina samo wejście na stadion – Ale jakie to były emocje jak przechodziliśmy przez bramę „To już! To już zaraz! Jesteśmy na miejscu!” i szukało się miejsc jak najbliżej toru, by jak najlepiej widzieć. Wtedy nawet nie myślałam, że któryś może zaliczyć upadek – każdy musiał jechać dobrze, a teraz tyle tych wypadków… Jednak uważa, że nie mogłaby oglądać żużla za szybą, by było bezpieczniej – Trzeba czuć zapach metanolu i nie mogą montować tłumików, musi być głośno, silniki muszą ryczeć.

Nasza bohaterka spytana skąd wiedziała jaki jest wynik, odpowiedziała – Byłam tak zafascynowana jazdą, warkotem, hałasem motocykli, że znałam zawsze tylko wynik końcowy. Nie myślałam o tym podczas meczu, dopiero wracałam do siebie po ostatnim biegu. Ten ryk sprawiał, że serce z piersi chciało wyskoczyć.

Pani Jadwiga swoje wspomnienia podsumowała słowami – To był moment, kiedy się integrowaliśmy, wszyscy jechaliśmy razem z uśmiechami na twarzy, podekscytowani, że to czas, kiedy jedziemy na mecz, miałam wrażenie, że ludzie się z nas śmiali, kiedy jechaliśmy ulicami Gorzowa tym naszym GAZEM, ale to były wspaniałe przeżycia.

Nasza bohaterka zaszczepiła miłość do speedwaya w sercu jednej ze swojej wnuczek, która pokochała ten sport tak samo jak ona.

Udostępnij