Grzesiek kibicem Stali jest odkąd pamięta: – To tzw. wiara przekazywana z ojca na syna. Dziadek zaraził mojego tatę, a tata mnie. O ile nie pracował, zabierał mnie na każdy mecz w Gorzowie i na wiele wyjazdów – m.in. do Piły, Leszna, Gniezna, Ostrowa… Zawsze interesowałem się tym, co i jak robią fanatycy (wcześniej tzw. szalikowcy”). Kiedy się usamodzielniłem i sam chodziłem na mecze, priorytetem było kibicowanie w „klatce”, aczkolwiek aby tam się dostać trzeba było spełniać wiele kryteriów – to nie była moda, a duma: stać w młynie i wspierać naszych „kolarzy”.

Jak sam mówi, trudne dla klubu chwile tylko umocniły jego miłość: – Ostatni mecz, jaki mi zapadł w pamięci z lat młodzieńczych, to mecz z Apatorem Toruń i spadek z Ekstraligii. Od tego momentu nie opuściłem żadnego meczu w Gorzowie. Wspierałem Stal w każdy możliwy sposób poprzez pracę w klubie i na arenie kibicowskiej – pomagałem Ultrasom tworzyć oprawy.

O swoich żużlowych idolach Grzegorz mówi z ogromnym szacunkiem: – Wychowałem się na takich nazwiskach jak Franczyszyn, Paluch czy Flis. Z zagranicznych zawodników byli to Crump, Hamill oraz oczywiście profesor żużla, Hans Nielsen. Pomimo wielkich nazwisk, jak: Rickardsson, Adams czy Crump, to właśnie Nielsen był żużlowcem idealnym i moim marzeniem było, aby kiedyś wpisać go pod nr 9 w programie żużlowym w barwach Stali Gorzów. Z polskich zawodników największą sympatią darzę natomiast Piotra Palucha, którego znam teraz osobiście. Tak, jak w życiu osobistym, na największy szacunek zasługują Ci, którzy są przy nas, gdy tego potrzebujemy, tak Bolo był ze Stalą, gdy ta tego potrzebowała. Tamtego dnia stanął po stronie bezgranicznej wierności i my oddajemy mu chwałę, która przejdzie do wieczności.

Jako wierny kibic, minione sezony Grzegorz wspomina z dużym sentymentem – głównie pod kątem atmosfery na trybunach: – Lata, które wspominam najlepiej to te, w których nie było aż tak bogatego regulaminu i takiej ilości zasad. Podobnie na trybunach było inaczej, teraz zakazy i nakazy – chwilami czuję się jak w teatrze. Wcześniej nie raz odpaliliśmy pirotechnikę i nikt na tym nie ucierpiał. Krzywda nikomu się nie działa, a widowisko na tym zyskiwało. Było ładnie i efektownie – teraz jest to zakazane. Kiedyś można było robić wielkoformatowe oprawy i gigantyczne flagi, które „spacerowały” po trybunach… teraz są jedynie zakazy. Przykro, bo ultrasi chcą być spontaniczni i robić wciąż inne i nowe oprawy, dodając do tego wiele różnych elementów, a niestety nie mogą.

Mimo wszystkich zmian, jedna rzecz pozostaje taka sama: miłość do klubu łączy rodzinę Grzegorza: – Stal Gorzów na całe życie – wie o tym nie tylko mój dziadek i tata, ale także żona, która podziela moją pasję, a wkrótce miłość do żółto-niebieskich barw „zaszczepię” także córce.

Udostępnij