Janusz Szopa (trener Kancelarii Andrysiak Stali Gorzów): Początek meczu był w miarę wyrównany. Od 10 minuty zaczęła rosnąć nasza przewaga i finalnie na przerwie wynosiła ona 9 bramek. Nastąpiła zmiana w obronie, z wysokiej defensywy do formacji 6:0 i to zafunkcjonowało. W drugą połowę weszliśmy również dobrze, mieliśmy wynik pod kontrolą. Nastąpiły jednak delikatne zmiany na boisku i okazało się, że zespół chyba zapomniał, że zostało przed nimi jeszcze 11 minut grania i pojawiły się naprawdę proste błędy. W ciągu dwóch czy dwóch i pół minuty szukaliśmy dziwnych rozwiązań, próbowaliśmy bezsensownych rzutów i Bydgoszcz dogoniła nas na 4 bramki. Przez to końcówka była dość nerwowa. Całe szczęście, że Łukasz w bramce i Marcin Gałat mieli dobre wejścia, bo Łukasz odbił kilka piłek, a Marcin rzucił ważne bramki. I udało się dowieźć wynik do końca i wygrać różnicą 6 bramek. Mimo tego, nie możemy grać tak, jak z Bydgoszczą. Musimy grać konsekwentnie, a nie odpuszczać ostatnie 10 minut, bo może się to kiedyś zemścić. Szkoda, że nie mamy nagranych tych ostatnich 10–11 minut, bo moglibyśmy pokazać sobie nawzajem, jak łatwo można sobie uprzykrzyć życie na boisku. Za dużo grania z założenia sobie w głowie i nonszalancji przy rzutach. Na szczęście to się nie zemściło na naszym zespole. Gdybym miał wyróżniać na plus zawodników, to standardowo dobrze zagrali nasi bramkarze, a w polu wyjątkowo dobry mecz miał Darek Śramkiewicz. I nasze skrzydła, które rzuciły tych bramek tyle, co prawie zawsze. Marcin Gałat po kontuzji zaprezentował się całkiem nieźle, wyszedł mu rzut z jego pozycji, zaliczył też bramkę z kontry. Momentami dobrze grę prowadził Piotr Książkiewicz, a na pewno brakowało nam w Bydgoszczy Darka Zająca. Końcówka wyszła jak wyszła, jednak to jest wygrana i cały zespół zasługuje na uznanie.

 

Mateusz Stupiński (skrzydłowy Kancelarii Andrysiak Stali Gorzów): Wykonaliśmy drugi krok do awansu. Obawiałem się tego meczu, jednak od początku nasza gra układała się pod nasze dyktando. Udało się wypracować przewagę bramkową, narzuciliśmy swój styl gry i przeciwnik miał problemy ze spójną grą w ataku. Były jednak u nas gorsze momenty, trochę chaosu w grze. W drugiej połowie pod koniec chyba zabrakło nam konsekwencji. To jednak jest już końcówka sezonu, na naszą grę nakłada się już – prócz przygotowania i umiejętności – zmęczenie sezonem. Próbowaliśmy rotować składem – niestety nie do końca zdało to egzamin. Pojawiły się proste błędy i stąd ta przewaga stopniała do 4 bramek. W samej końcówce te finalne akcje zagraliśmy mocniej w obronie i udało się dowieźć zwycięstwo. Myślę, że czy byśmy wygrali w Bydgoszczy 1 bramką, czy 20–toma, 30–toma, to i tak znaczyłoby to samo, bo wygraliśmy i jesteśmy naprawdę o krok do upragnionego awansu. Mój występ? 5 bramek z kontry, 0 z akcji boiskowych na mojej pozycji. Ale niestety byłem wyłączony po raz kolejny z gry. Pierwszy raz się spotkałem z taką taktyką, że zawodnik na skrzydle krył mnie „na plastra”. Ale ważne, że pozostali chłopacy mieli więcej miejsca, zdobywali bramki i wygraliśmy. Nieważne, kto ile bramek rzuci. Ważne, żeby to było finalnie 1 bramka więcej niż przeciwnik, żebyśmy mogli się wspólnie cieszyć 16 kwietnia w domu, w Gorzowie z awansu.

 

Piotr Książkiewicz (rozgrywający Kancelarii Andrysiak Stali Gorzów): Ten moment, w którym gra się załamała, to moim zdaniem kwestia wejścia nie do końca rozgrzanych zmienników. Szybko chcieli podejmować decyzje rzutowe, zdobyć bramki i zostać bohaterami meczu, a to nie do końca jest możliwe. Jeśli ktoś siedzi 50 minut na ławce, to nie wejdzie w mecz od razu. Musi pobiegać troszeczkę po boisku, dogrzać się i wtedy można zacząć grać coś bardziej wyrafinowanego, trochę kombinować. Łatwo nie będzie za tydzień w Gorzowie, jednak mamy przewagę swojej hali i swoich kibiców, więc mecz będzie na pewno wyrównany, ale myślę, że podołamy wyzwaniu.

 

Marcin Gałat (skrzydłowy Kancelarii Andrysiak Stali Gorzów): Po tak długiej przerwie, po kontuzji grało mi się dzisiaj w miarę dobrze, wszedłem w mecz dość rozgrzany i udało się zdobyć 3 bramki ze stuprocentową skutecznością. Dzięki pomocy fizjoterapeuty, mimo nieciekawych prognoz, udało się wszystko naprawić i czuję się już całkiem nieźle – noga boli mniej i mogę grać. Myślę, że pod koniec meczu wkradło się do nas lekkie rozluźnienie, ale mimo to cały czas trzymaliśmy rękę na pulsie i kontrolowaliśmy to spotkanie.

 

Udostępnij