Po dobrym pierwszym sezonie rozegranym po długiej przerwie w rozgrywkach piłki ręcznej w Gorzowie, Stal ponownie podeszła do sezonu w roli beniaminka. Po niewielkich wzmocnieniach w postaci Marka Baraniaka, Macieja Polaka, Piotra Książkiewicza, Mateusza Kminikowskiego, Marcina Gałata i Roberta Górala, gorzowianie zaczęli treningi i przystąpili do pierwszych sparingów z drużynami z Zielonej Góry i Świebodzina. I tam spotkała ich niespodzianka. Pierwszy remis ze Świebodzinem nie był taki zły, późniejsza wygrana podkreśliła, że gorzowianie mogą wygrywać, jednak wysoka porażka z drużyną z Zielonej Góry troszkę podcięła Stali skrzydła, zwłaszcza, że rewanż ponownie padł łupem AZS UZ. – Nikt nie wiedział, co to będzie, co ta liga przyniesie. Czekaliśmy na pierwsze rozstrzygnięcia ligowe, żeby wiedzieć, z „czym się je” tę ligę. Sparingi pokazały nam, że jeszcze bardzo dużo pracy przed nami – powiedział z perspektywy czasu Mateusz Stupiński. – Przed sezonem dołączyło do nas kilku chłopaków z Zielonej Góry i Szczecina, przez co jeszcze nie mieliśmy takiego zgrania, jakie stopniowo wypracowywaliśmy. Stąd może porażki w przedsezonowych sparingach, ale wiadomo, że im dalej w las… tym łatwiej nam się grało. Zrobiliśmy dobrą robotę do pierwszego meczu ligowego i tam już udało się wygrać – dodał Łukasz Szot.

 

Pierwsze mecze były więc jedną wielką niewiadomą, a gorzowianie z dużym wahaniem podchodzili do kolejnych spotkań, Na szczęście udało się wygrać z Wejherowem, Brodnicą i Koszalinem, co dodało wiatru w żagle okrętowi o nazwie Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów. – Nie zgraliśmy się już od pierwszego spotkania, ta drużyna musiała się dotrzeć, bo ta drużyna była tak naprawdę od początku budowana. Na pewno potrzebowaliśmy trochę czasu na zgranie. Wszystko nabierało kolorytu i zazębiało się dopiero w połowie sezonu. Nie chciałbym powiedzieć, że decydowały indywidualności na początku, choć mamy dużo dobrych zawodników na wszystkich pozycjach, moim zdaniem, wręcz najlepszych w lidze. Do tego wiadomo – mamy same zwycięstwa – to one budują i nakręcają nas do jeszcze cięższej pracy, przyjemniej się przychodziło na treningi, zaczynaliśmy nowy tydzień z uśmiechem na twarzy – opowiedział Stupiński.

 

Przed sezonem Stali postawiono jasny cel – utrzymać się w II lidze, jednak kolejne zwycięstwa budowały wiarę w zespół nie tylko wśród samych zawodników, ale także kibiców i działaczy. W międzyczasie do drużyny dołączyli jeszcze Dariusz Zając i Łukasz Stefanicki, którzy dołożyli kolejne cegiełki do zwiększenia stawianych przed Stalą wymagań. – Wzmocnienia na początku sezonu z pewnością pozwoliły wejść w niego z odpowiednia siłą i wygrywać. Te zwycięstwa wynikały z jednej, bardzo prostej rzeczy, a mianowicie z atmosfery, jaka panowała w drużynie. Do tego kolejne wzmocnienia ze Szczecina, zwłaszcza Darek Zając, pozwoliły nam sportowo dojść do takiego poziomu, w którym przeciwnicy nie mieli zbyt wielu szans z nami. Darek z pewnością przyczynił się do tego, że udało się osiągnąć taki dobry wynik – powiedział rozgrywający i drugi trener Stali, Łukasz Bartnik. – Do sezonu dołączyłem już w trakcie fali zwycięstw, kiedy zaczynało się mówić o możliwości awansu do wyższej klasy rozgrywkowej. Nie miałem dużych problemów ze zgraniem się, bo atmosfera w drużynie była naprawdę bardzo dobra, a chłopaki przyjęli mnie do swojego grona i traktowali tak, jakbym już długo z nimi grał – opowiedział Łukasz Stefanicki. – Na pewno, kiedy zawodnik dołącza do drużyny w trakcie sezonu, ma trudne zadanie. Musi przekonać do siebie trenera, dopasować się do stylu i koncepcji drużyny, czy też zgrać się z zespołem. Wydaje mi się, że w moim wypadku zgranie z zespołem przyszło dość szybko, a z trenerem od razu złapałem bardzo dobry kontakt i stopniowo przekonałem go do swojego stylu gry – dodał Stefanicki.

 

Stal ostatecznie zanotowała 18 zwycięstw z rzędu i wtedy nastąpiło załamanie. Wcześniej od kilku meczów mówiło się już, że tak naprawdę decydującym o wszystkim spotkaniem będzie potyczka z GKS-em Żukowo. – Każdy mecz był dla nas jak finał, bo znane były nam wymagania wobec drużyny, a za plecami mieliśmy drużynę z Żukowa – powiedział szczecinianin. Gorzowianie długo i dokładnie przygotowywali się do meczu lidera z wiceliderem i nie brali pod uwagę innej możliwości, jak zwycięstwo. To jednak nie przyszło. – To był bardzo trudny mecz. Mieliśmy nadzieję, że go wygramy, bo przygotowywaliśmy się pod niego długo i dokładnie, a Żukowo – z całym szacunkiem do przeciwnika – nie było od nas lepszą drużyną. Niestety zadecydowała dyspozycja dnia i ten mecz przegraliśmy – wspomina Łukasz Bartnik. – Ta porażka w Żukowie na każdym z zawodników i trenerze jakoś negatywnie się odbiła. Trochę jakby uszło z nas powietrze, a przez to zdarzały się słabsze mecze – tak jakbyśmy już nie wierzyli w awans bezpośrednio – dodał Szot.

 

Przegrana przyniosła konsekwencję w postaci spadku z pozycji lidera na drugie miejsce i dużym znakiem zapytania przy ewentualnym awansie do wyższej ligi. – Mogło być zabawnie, bo tak w tym roku ułożyła się liga, że mogliśmy przegrać tylko jeden mecz i grać w barażach, co byłoby naprawdę przykre, bo nieczęsto zdarza się tak, że jeden mecz może przekreślić wysiłek z całego sezonu – zauważył Stupiński. Na szczęście dla Stali, Żukowo potknęło się w meczu na własnym terenie z Tytanami z Wejherowa i żółto-niebiescy odzyskali możliwość bezpośredniego wejścia do I ligi. – Na całe szczęście los się do nas uśmiechnął i cieszymy się awansem – powiedział najlepszy strzelec Stali w II lidze, Stupiński.

 

Awansu jednak nie byłoby, gdyby nie wspaniała gra bramkarzy, Krzysztofa Nowickiego i Łukasza Szota, którzy jednak dość skromnie podchodzą do swojej roli w uzyskaniu awansu. – Dobra gra bramkarza to też duża zasługa gry obronnej zawodnika. Jak obrońca pomaga w defensywie, to i wtedy bramkarzowi jest łatwiej – powiedział Szot.

 

Teraz przed zawodnikami trochę odpoczynku i jeszcze więcej ciężkiej pracy. II ligę od I dzieli wielka sportowa przepaść i żeby wypaść w niej w okolicach bezpiecznego od spadku środka tabeli, będzie trzeba włożyć w to mnóstwo pracy i pieniędzy. – Między tymi ligami jest z pewnością przepaść. Na pewno nie będzie już meczów, w których przeciwnik przyjeżdża do nas w sześcioosobowym składzie i ze skrzydłowym na bramce. Będą to z pewnością spotkania, przy których wylejemy mnóstwo potu i zostawimy sporo zdrowia na boisku. O punkty w tabeli nie będzie łatwo, to jest zupełnie inne granie, poligon doświadczalny dla nas. Każdy mecz weekendowy to będzie mecz o życie, o „być albo nie być” w tych rozgrywkach – podsumował Stupiński.

 

W Stali z pewnością będą potrzebne wzmocnienia. Wypożyczenia z Pogonii kończą się z początkiem czerwca i nie wiadomo na razie, jaki skład Stal będzie chciała zmontować na przyszły sezon. – Zarówno ja, jak i Darek, jesteśmy związani z Pogonią i wydaje mi się, że odpowiedź na to, jaki będzie nasz los w następnym sezonie, należy do zarządu Pogoni. To oni ustalą, czy jesteśmy gotowi do występów w Superlidze, czy jednak potrzebujemy jeszcze jednego sezonu na ogranie się. Każdy zawodnik chciałby osiągnąć w życiu, jak i karierze sportowej, jak najwięcej. Dlatego moim marzeniem byłyby występy w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Jestem bardzo młodym zawodnikiem i najważniejsza dla mnie jest nauka oraz zdobywanie jak największego doświadczenia, dlatego jeśli Stal wyrazi ochotę i chęci na to, abym grał kolejny sezon w gorzowskiej drużynie, a zarząd Pogoni stwierdzi, że taka droga będzie dla mnie dobra, na pewno nie zaprotestuję i bardzo chętnie podejmę się wyzwania już z pierwszoligowym zespołem – zapowiedział Stefanicki.

 

Jak będzie? Odpowiedzi poznamy z pewnością już w najbliższych tygodniach.

Udostępnij