www.stalgorzow.pl: Panie trenerze, liga się skończyła, ale wróćmy jeszcze do momentu, w którym chłopacy uzyskali awans. Co pan wtedy czuł? Dumę? Radość? Zaskoczenie?

Janusz Szopa: – Myślę, że przede wszystkim byłem zadowolony i dumny z tych chłopaków, z naszej wykonanej pracy. Dwa i pół roku temu, zaczynaliśmy od zera, zbieraliśmy zawodników „pocztą pantoflową”, swoimi różnymi kanałami… Jak na początku zobaczyłem skład, to niespecjalnie wierzyłem, że coś się z tym uda zrobić. Później jednak coraz to nowi zawodnicy dochodzili, zaczęliśmy granie w trzeciej lidze całkiem nieźle, w dobrym składzie personalnym, udało się wygrać wielkopolską grupę. Następnie, z różnymi perypetiami i kłopotami był awans do drugiej ligi. Szukaliśmy wszystkich furtek, wszystkich sposobów na to, by w tej wyższej klasie rozgrywkowej zagrać i ostatecznie zgłosiliśmy drużynę do II ligi pomorskiej, która zaprosiła nas do grania. I wiadomo, że wyższa liga oznaczała konieczność innego ułożenia drużyny. Myślę, że to się udało. Stopniowo zespół się cementował, coraz lepiej grał, była coraz lepsza atmosfera. I dało to wynik. Na pewno nie myśleliśmy, że od razu będziemy walczyć o awans, ale życie pokazało, że jest pełne niespodzianek i można było pograć o coś więcej. Udało się, szczęśliwie, ale myślę, że szczęście sprzyja lepszym.

 

Jak pan mówi – udało się, ale jednak nie poprowadzi pan zespołu I-ligowego. Skąd taka zmiana?

– Nie chciałbym w tej chwili drążyć tematu, dlaczego, co i jak. Spotkaliśmy się z prezesem Zmorą i wiceprezesem Kuglerem, podczas której wytłumaczono mi, że zespół potrzebuje prowadzenia w bardziej energiczny sposób, bo Stal chce zaistnieć w pierwszej lidze. Podziękowano mi na wszelkie możliwe sposoby, doceniono moją pracę. Następnie dostałem propozycję prowadzenia drugiego zespołu Stali, złożonego głównie z juniorów, który zagra w trzeciej lidze. Nie mnie oceniać czy to jest dobry pomysł, czy nie – zarząd podjął decyzję, mogę mieć tylko nadzieję, że piłka ręczna będzie się w Gorzowie rozwijała i oby jak największa liczba chłopaków, którzy w tym roku awansowała, będzie miała okazję zagrać w Stali w I lidze. Trzeba im dać szansę. Szkoda, że mi nie została dana, ale trzeba przejść z tym do porządku dziennego i skupić się na swoim zadaniu, czyli pracy nad młodzieżą, z którą lubię pracować. A seniorom będę kibicował, trzymał kciuki i mam nadzieję, że się utrzymają, bo szkoda by było naszej dwuletniej pracy.

 

Właśnie – nie jest to koniec pana przygody ze Stalą Gorzów, bo będzie pan trenerem trzecioligowego zespołu. Czy ta drużyna w tej lidze, będzie taką rezerwą dla pierwszego składu?

– Na początek chcę się skupić na tym, żeby ten zespół grał, żeby ci chłopcy, którzy będą przechodzić do tej drużyny, szczególnie z ekipy juniora młodszego, do juniora – by widzieli sens grania, żeby pierwszy trener mógł zauważyć ich i może nawet dać im szansę w późniejszych meczach pierwszej ligi. Mamy w Gorzowie kilku fajnych zawodników, którzy rozwijają się i dzięki grze w drugim zespole ograją się z dorosłą piłką ręczną, a to zawsze będzie zdobywanie doświadczenia, które przecież pierwszy skład również zdobywał dwa lata temu.

 

A czy wiadomo już jacy zawodnicy będą grali pod pana skrzydłami?

– Jeszcze dokładnie nie wiem, szykuje się około 10 chłopaków z rocznika 1998, 1999 i to jeśli chodzi o kwestię juniorów, bo za dużo ich w Gorzowie nie ma. Resztę zawodników dobierzemy z tych, którzy nie załapią się do pierwszego składu, a będą chcieli się poruszać i pograć. W przepisach w III lidze nie ma żadnych ograniczeń, jeżeli chodzi o skład, więc mamy sporo możliwości. Rozegramy kilka ciekawych meczów, ale będziemy stawiać głównie na rozwój. Na pewno fajnie jest, gdy zespoły zdobywają wysokie miejsca w swoich rozgrywkach i kategoriach wiekowych. Chodzi nam jednak o ciągłość szkolenia i dawanie możliwości jak największej liczbie chłopaków na rozwój i na przyszły awans do pierwszego zespołu, żeby tam grali, a nie tylko siedzieli na ławce jako zawodnicy rezerwowi.

 

Pana zdaniem, ten cały pomysł z utworzeniem kolejnej drużyny i gra na dwóch poziomach, to jest taki standard wśród I-ligowych drużyn?

– Myślę, że większość drużyn myślących przyszłościowo o polepszaniu swoich umiejętności i grze na kolejnych stopniach ligowych ma zespoły w niższych ligach. Czasami nawet nie chodzi o formę nagrody dla zawodników z niższej klasy rozgrywkowej, ale kary dla tych z pierwszego składu, którzy nie załapią się do gry w wyższej lidze, albo po prostu rozegrania meczu, by nie siedzieć bezczynnie na ławce, a czasami – tak jak mówię – jest to sposób na karę i zmotywowanie zawodnika do cięższej pracy. Z drugiej strony jest to sprawdzian dla tych najmłodszych, bo często zdarza się tak, że chłopak, który był średnim zawodnikiem w kategorii juniora, a tam będzie sobie radził zdecydowanie lepiej i będzie mocno się rozwijał.

 

Długo pan zastanawiał się nad podjęciem tej funkcji?

– Od dawna pracowałem z młodzieżą i cały czas z nią pracuję. Nie ma dla mnie różnicy czy będę teraz pracował z nimi, czy z seniorami. Moim zdaniem praca z młodzieżą jest trudniejsza pod względami wychowawczymi, jest bardziej wymagająca. Z seniorami, może nie jest łatwiej, ale szybciej można ich ustawić. Oderwać w tych czasach młodych chłopców od innych rozrywek – choćby komputerów – czasem zmusić ich do pracy, zmobilizować… wcale nie jest łatwo. Sport ma ich przede wszystkim bawić, żeby chcieli grać i żeby sprawiało im to radość, bo ruch jest potrzebny w dobrym rozwoju młodego człowieka. Chcemy, żeby mieli lepsze zajęcia niż siedzenie pod „budką z piwem” czy komputerach.

Udostępnij