www.stalgorzow.pl: Półmetek, a nawet więcej, PGE Ekstraligi za nami. Stal Gorzów rozegrała osiem spotkań, z czego sześć wygrała, jedno zremisowała i dopiero w ostatnią niedzielę doznała porażki. To daje nam pierwsze miejsce w tabeli z 15 punktami na koncie. Jak pan podsumuje pierwszą część sezonu?
Stanisław Chomski: – Gdyby mecze nie były przekładane, to myślę, że padłby rekord zwycięstw z rzędu. Liczyliśmy się z tym, że spotkanie w Grudziądzu będzie niezwykle trudne z oczywistych względów. Mówi się tam o twardym torze, ale taki nie jest jednocześnie śliski, a w Grudziądzu był. Jeżeli mówimy, że tor jest twardy, np. w Tarnowie i czasy są o dwie sekundy gorsze od rekordu toru, to na pewno jest on bardziej przyczepny niż ten w Grudziądzu, gdzie czasy są o cztery sekundy gorsze od rekordu. Tor był więc wyjątkowo śliski. Stało się, przegraliśmy. Jeżeli chodzi o ten mecz, to z powodu pogody nie mogliśmy trenować. Z tymi zawodnikami, co mogli być, czyli Bartek i Adrian, odbyłem taki trening szczątkowy na w miarę twardym torze. Idealnie nie było ze względu na wcześniej padający deszcz. Reszta była w rytmie startowym i trudno było się przygotować. Z drugiej strony nie było wielkiego ciśnienia na ten mecz, że zadecyduje on o sytuacji w tabeli. Podeszliśmy do niego z marszu. Patrząc jednak w przyszłość, jeżeli przyszło by nam rywalizować ponownie z grudziądzanami, to musimy znaleźć dwa takie dni treningowe w formie startowej, żeby solidnie się przygotować do tego pojedynku. Od dziesiątego biegu byliśmy równorzędnym partnerem i sześć ostatnich wyścigów kończyliśmy z dwupunktową zaliczką na naszym koncie, co pozwoliło nam obronić bonusa. Jak można nie być zadowolonym, skoro jesteśmy na pierwszym miejscu? Pokonaliśmy na wyjeździe bardzo mocne drużyny z Leszna i Zielonej Góry. Także Tarnów, który nigdy nam nie leżał, po ciężkim boju padł naszym łupem. Cała drużyna pojechała równo i to jest klucz do sukcesu tych wszystkich meczów. Nie można jednak popadać w hurraoptymizm.

– Gdybyśmy mieli stworzyć taką klasyfikację, to które spotkanie Stali było najlepsze?
– Najlepszy mecz był z Toruniem. Z niedowierzaniem patrzyłem na wyniki i skuteczność jazdy zawodników toruńskich. Spoglądałem na to, kiedy wyciągną wnioski i nawiążą równorzędną walkę. Poza jedną wygraną indywidualną Hancocka zespół, który predysponował przed sezonem do złotego medalu, rozczarował. Myślę, że w tamtym dniu my byliśmy bardzo dobrzy, nie popełniliśmy błędów, a oni byli słabsi. Najbardziej można się cieszyć z tego meczu, bo wyszedł nam doskonale. Rywal nie mógł znaleźć recepty, a przecież jechali zawodnicy klasy światowej. Można też wspomnieć derby. Falubaz jechał wtedy z ZZ-tką i był moim zdaniem mocniejszy niż teraz. Mimo presji, błędów i sytuacji na torze, to nie daliśmy wydrzeć sobie zwycięstwa.

– A najgorsze?
– Ciśnie się na usta spotkanie w Grudziądzu. Na pewno wynik punktowy należy do najgorszych. Jednak jeden z gorszych meczów, gdzie niefrasobliwie straciliśmy punkty, to był w Poznaniu. Prowadzić 10 punktami i zremisować to sztuka, ale w złym tego słowa znaczeniu. To nie tak, że wrocławianie jechali aż tak znakomicie. Jechali dobrze, zwłaszcza Jędrzejak, który takiego wyniku już nie powtórzył, nie mówiąc o Woffindenie i Miliku. My poszliśmy za to w drugą w stronę. Jak w Grudziądzu było w dobrą stronę i odrabialiśmy punkty, tak w Poznaniu było odwrotnie. Nie potrafiliśmy utrzymać przewagi.

– Jeśli chodzi o indywidualności, to wyróżnić możemy Bartosza Zmarzlika, który przoduje w klasyfikacji PGE Ekstraligi. Szóste miejsce zajmuje zaś Krzysztof Kasprzak, a szesnaste Niels Kristian Iversen. Szczególnie pierwsza dwójka tworzy trzon drużyny. Zgadza się pan z tym?
– Wygrywamy równością zespołu. Do biegów nominowanych kandyduje pięciu zawodników, a rozpiętość punktowa jest między 9 a 6 oczek”. Wyrównany skład, przy wykorzystaniu różnych słabości rywali, pozwolił osiągnąć taki wynik. Bartek jest naszym liderem i w trudnych momentach mogę na niego liczyć. Punkty seniorskie, zdobywane przez niego jako juniora, są podwójnie bezcenne. To, że zajmuje pierwsze miejsce, nie może dziwić. Już w ubiegłym sezonie ratował zespół przed dotkliwymi porażkami. Teraz potwierdza swoją stabilność. Plusem jest na pewno wysokie miejsce Krzysia Kasprzaka. Chciałoby się, żeby Niels był troszeczkę wyżej, a zwłaszcza Przemek czy Matej Zagar. Słoweniec miał niemrawy początek, potem była stabilizacja, a teraz trochę przeplata dobre biegi ze słabymi i bardzo słabymi. U Przemka średnia idzie w górę. Myślę, że Niels sobie poradzi. Nie jest on taki, jak wszyscy go zapamiętali z tego sezonu, gdy Stal zdobyła mistrza. Tak to bywa. Pewne zmiany technologiczne, wprowadzone przez jego tunera, potrzebują trochę czasu, żeby zafunkcjonować. Nieraz jest to rewelacja, a czasem coś złego. Kto nie szuka, to stoi w miejscu.

– Swego czasu Krzysztof Kasprzak był w klasyfikacji tuż za Bartoszem Zmarzlikiem. Jest to powodem do zmartwień?
– Dwa gorsze mecze spowodowały spadek. Bartek bez dyskusji jedzie naprawdę skutecznie. Nie tylko u siebie, ale także na wyjeździe. Zdarzyły mu się dwie wpadki w Grudziądzu, ale to tylko potwierdzenie, że tamtejszy tor wymaga całkiem innej techniki startowej. Kasprzak popełnił zaś błędy, które kosztowały go stratę dobrego miejsca. Wie, o co chodzi i pracuje nad sobą. Krzysiek jest bardziej dynamiczny, jak w ubiegłym sezonie. Przypomina w dużym stopniu tego żużlowca z jego najlepszego sezonu. Pozostali nie rozczarowują, ale do zachwytu daleko. Nie mówię o Michaelu i Adrianie Cyferze.

– Skoro o nich mowa, to właśnie Michael Jepsen Jensen i Adrian Cyfer są tymi, o których można mówić, że zawodzą. Jak wygląda ich sytuacja?
– Jeszcze jest dużo do poprawy, choć z Adrianem po ostatniej sesji treningowej można powiedzieć, że wiemy, w czym tkwił błąd. To nie tylko forma zawodnika, ale także dyspozycja sprzętowa. W takich upałach zawiodła elektryka i trudno było to szybko zdiagnozować. W pierwszych momentach ten motocykl sprawiał się dobrze, ale słabł w trakcie zawodów. Myślę, że będzie coraz lepiej. Praca jest jeszcze przed Michaelem, który będzie miał możliwość potrenować z kolegami na naszych zasadach, uwagach i wytycznych. Przy tym potencjale, który przecież ma, to ważne, żeby zatrybiło to przede wszystkim w play-offach. W lidze duńskiej jeździ przyzwoicie, robiąc taki wynik, jaki musi. Jeżeli byłoby gorzej, to mocno byśmy się zastanawiali. Nie po to żeśmy go kontraktowali, żeby teraz go skreślać. Jeszcze jest cierpliwość u mnie i wśród zarządu. Wierzę, że uda się go postawić na nogi, by jechał chociaż tak, jak w meczu w Lesznie. Rewolucja w sprzęcie przyniosła odwrotny skutek i teraz trzeba ogromnych środków finansowych, determinacji i skuteczności, żeby wrócić na te tory z poprzednich sezonów. Zawodnik próbuje tę bazę odbudować, ale to nie jest proste. Na razie zmiany są ilościowe, ale mam nadzieję, że przy współpracy z nami na treningu będzie jakość. Sprawdzian czeka go w spotkaniu z Tarnowem. Jeżeli to nie da rezultatu, to będziemy się zastanawiać, czy szukać we własnym rezerwach, gdzie mamy Karczmarza, czy poszukać kogoś w okienku transferowym.

– Teraz kilka słów o tym, co przed nami. Przed sezonem zawsze mówi się o dotarciu do czwórki. Stal jest na czele tabeli i o play-off chyba nie musi się martwić? A co dalej?
– Tylko jakiś kataklizm może nam zabrać play-offy, a celujemy w pierwsze miejsce, nie patrząc na dalszy układ tabeli. To wszystko, co osiągnęliśmy dotychczas, predysponuje nas, byśmy jechali w wielkim finale, ale do tego jeszcze daleka droga. Rundę rewanżową trzeba pojechać przynajmniej tak, jak teraz. Kluczem są wygrane wszystkie mecze u siebie za trzy punkty i co najmniej zgarnięcie bonusów w spotkaniach wyjazdowych. Myślę, że jest to w naszym zasięgu, ale trzeba patrzeć na takich zawodników jak Iversen, który w Grudziądzu po raz kolejny pojechał bardzo słabo. To, że go nie pojechała rezerwa taktyczna, choć były takie pomysły, spowodowane było tym, że nie bardzo było kim go zastąpić. Szansa, którą dostał, otworzyła mu trochę oczy. Gdyby zdarzyło się, że pojedziemy tam na mecz w play-off, to na pewno nie wypadniemy już tak źle. Tarnów będzie na pewno szukał punktów. Widzimy też, jakie warunki wyznacza nam pogoda. Jest upalnie, zapowiadane są burze na weekend i to wszystko może zaskoczyć. Musimy być na to mentalnie przygotowani i poradzić sobie w zmieniających się warunkach, jeżeli takie będą. Jeżeli wszystko ułoży się tak, jak powinno, to powinniśmy zakończyć rundę zasadniczą na pierwszym miejscu. Jeżeli to zrobimy, to ja wyznaczam przed drużyną cel, jakim jest finał. Jeżeli tam się znajdziemy, to już będziemy robić wszystko, żeby wypaść jak najlepiej. Najpierw trzeba tam jednak dojść.

– Najbliższa przyszłość to starcie z Unią Tarnów na gorzowskim torze. Z Jaskółczego Gniazda żółto-niebiescy przywieźli sześciopunktowy zapas. Cel na mecz u siebie może być tylko jeden i jest nim zwycięstwo?
– Oczywiście, ale Tarnów rozpaczliwie będzie szukał punktów. Widzieliśmy, jakie były zapowiedzi, jaka mobilizacja. To wszystko to gra mentalna. Wypowiedzi zawodników i działaczy, że jadą do Leszna po zwycięstwo? Można się popukać w głowę. Taka jest jednak filozofia sportu, że stawia się cele, które teoretycznie są nierealnie, a w praktyce może się okazać, że jest łatwiej je zrealizować. Trzeba być ostrożnym w kalkulacjach. Nic łatwo nie przyjdzie. Tam też są doskonali zawodnicy, jak choćby Janusz Kołodziej. Bjerre jeździł tu przed laty i ma dobry sezon. Piotrek Świderski występował w Gorzowie. Michelsen ciągle czuje na sobie odpowiedzialność za wynik. Do tego młodzieżowcy, ciągle nieopierzeni, ale nieobliczalni.

Udostępnij