Wrocławianie od samego początku nadawali ton całemu spotkaniu, punktując niemalże w każdej swojej serii ofensywnej. Gorzowianie mieli spore problemy przy własnych atakach wobec dobrze zorganizowanej obrony gospodarzy. Z czasem znów zaczęło brakować też sił, co nie pomagało przy bronieniu się przed długimi podaniami lub też mocnymi wejściami środkiem.

Żółto-niebiescy” w obliczu wielu kontuzji musieli radzić sobie bardzo wąską kadrą wobec szerokiej ławki Panter, gdzie nie było mowy o tym, by któryś z zawodników grał w dwie strony. W zespole z Gorzowa natomiast mało kto miał czas na odpoczynek, grając zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Grający trener Emil Mikuła, który musiał zastępować kontuzjowanego Tomasza Martynowa, starał się jak mógł, ale jego podania nie zawsze docierały do celu. Trzykrotnie zostały przejęte przez rywali, którzy potrafili to tak wykorzystać, że niemal od razu zdobywali punkty.

W ofensywie znakomicie radził sobie rozgrywający Panthers Jan Wawrzyniak, skutecznie odnajdując kolegów, a dwa razy sam zakończył akcje przyłożeniem. Z prawie stuprocentową skutecznością podwyższał Kamil Pyka, umieszczając piłkę między słupkami bramki. Solidnym punktem drużyny wrocławskiej był też Grzegorz Lary i gracze zza granicy. Jeden z nich, Alan Neary, był bohaterem ostatniej akcji, kiedy to zablokował podanie gorzowskiego QB, złapał piłkę i pobiegł w nią w pole punktowe, pokonując 60 jardów.

Po tym przyłożeniu sędziowie zakończyli mecz, mimo że był to dopiero koniec trzeciej kwarty. Wrocławianie wraz z arbitrami przychylili się jednak do prośby przemęczonych gorzowian. Dodajmy, że druga połowa toczyła się już znacznie szybciej, gdyż po touchdownie Kacpra Fiedziuka i podwyższeniu na 41:0 czas nie był zatrzymywany. Przy ponad 35-punktowej przewadze zaczęła obowiązywać tzw. „mercy rule”.

To było trudne spotkanie, choć gdyby nie problemy kadrowe, to gorzowianie mogliby podjąć walkę. – Drużyna Panthers nie była aż taka mocna, ale wyprzedzali nas o krok i wiedzieli, gdzie poleci piłka – stwierdził po meczu Patryk Kuca, który grał w linii defensywnej i ofensywnej. Gracze Panthers skupili się na szlifowaniu umiejętności. – Ze swoje strony chcieliśmy przede wszystkim zagrać dużą ilością zawodników. Po drugie, chcieliśmy, by zebrali oni więcej doświadczenia i zagrali jak trzeba – podkreślał główny trener, John Falvey. Pośród zawodników z Wrocławia można było znaleźć… gorzowianina. – Zawsze fajnie jest zagrać przeciwko drużynie z rodzinnego miasta. Byłoby na pewno lepiej, gdyby chłopaków z Gorzowa było więcej – przyznał Marcin Gawroniak, który ma za sobą także grę w pierwszym zespole Panter, ale obecnie wraca po skomplikowanej kontuzji kolana, które musiało być poddane operacjom.

Kolejny mecz Stal Gorzów rozegra 4 września. Na Stadion im. Edwarda Jancarza przyjadą rezerwy Kozłów Poznań, drużyny, której pierwszy zespół spadł w tym roku z TopLigi do PLFA I. Również Kozły B mają problemy z pozytywnymi wynikami i to właśnie między ekipami z Gorzowa i Poznania rozegra się sprawa ostatniego miejsca w grupie zachodniej PLFA II.

Panthers Wrocław B – Stal Gorzów 55:0 (28:0, 13:0, 14:0, 0:0)
7:0 – przyłożenie Jana Wawrzyniaka po 2-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za jeden punkt Kamila Pyki)
14:0 – przyłożenie Karola Pełechatego po 32-jardowej akcji podaniowej (podwyższenie za jeden punkt Kamila Pyki)
21:0 – przyłożenie Macieja Jackowskiego po 35-jardowej akcji podaniowej (podwyższenie za jeden punkt Kamila Pyki)
28:0 – przyłożenie Marcina Kasprzyka po 20-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za jeden punkt Kamila Pyki)
34:0 – przyłożenie Jana Wawrzyniaka po 2-ardowej akcji biegowej
41:0 – przyłożenie Kacpra Fiedziuka po 12-jardowej akcji podaniowej (podwyższenie za jeden punkt Kamila Pyki)
48:0 – przyłożenie Piotra Koziaka po 10-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za jeden punkt Kamila Pyki)
55:0 – przyłożenie Alana Neary’ego po 60-jardowej akcji biegowej (podwyższenie za jeden punkt Kamila Pyki)

Autor: Marcin Malinowski

Udostępnij