www.stalgorzow.pl: W tym roku stawka Grand Prix jest niezwykle silna, na co wskazują wyniki i ścisk w klasyfikacji. Czy tegoroczne zawody w Gorzowie zapowiadają się jeszcze ciekawiej niż dotychczasowe rundy w mieście nad Wartą?

Tomasz Lorek: – Obecna sytuacja przypomina scenariusz, jaki obowiązywał od rozpoczęcia rywalizacji w cyklu Speedway Grand Prix nad Wartą. Jak się sięgnie pamięcią, to w 2011 roku wygrał wtedy Greg Hancock po czterech seriach po deszcz spadł, ale co roku wygrywa ktoś inny. Hancock, Hampel, Vaculik, Zmarzlik Zagar. To pokazuje, jak ciekawa jest ta gorzowska runda. Tor jest dziwaczny i specyficzny, sprawiając problemy nawet największym mistrzom. Chris Holder miał tu chrapkę na wygraną, ale dwa razy był drugi. W tym roku jest bardzo ciasno na szpicy. Był moment, że Holder będzie mistrzem świata, był moment Petera Kildemanda, a teraz Hancock z Woffindenem się tną. To wszystko jest fascynujące, również dlatego, że jest ciekawa stawka, bo jest mniej starych mistrzów, starej gwardii, z której wciąż genialnie trzyma się Hancock, a dużo młodych wilczków. Myślę, że tradycji stanie się zadość i przy szóstym podejściu w Gorzowie znowu wygra inny rajder.

 

– Taka obsada i nieprzewidywalny gorzowski tor. Emocje gwarantowane?

– Pozornie wydaje się, że ten tor jest łatwy. Wiadomo, że są trudniejsze tory do jazdy na świecie, np. Undera Park w Australii, Kurri Kurri, Wolverhampton, Eastbourne czy Elgane w Norwegii, ale Gorzów ma taki tor, że jest to jeden z najciekawszych obiektów, jak na polskie warunki. Trudno określić, czy najszybsza ścieżka jest przy krawężniku, czy przy bandzie. Jest dużo torów jazdy. Nawet zacienienie jednego z wirażów na to wpływa, bo wilgotność jest inna. Istotne jest też to, że jest mniej granitowych torów, jak to niegdyś bywało, a więcej sjenitowych. Ma to wpływ na to, jak nawierzchnia się zachowuje przy deszczu, jak przesycha. Nie spodziewałem się nigdy, że po latach Jurka Rembasa, Andrzeja Pogorzelskiego, Edka Jancarza, Zenona Plecha Gorzów doczeka się tak fantastycznych imprez o randze mistrzowskiej. Pomijam już fakt, że przyjeżdża masę ludzi z Anglii, Brazylii czy Niemiec, ale jest to jedna z najciekawszych rund. Słynny dziennikarz ze Szwecji powiedział, że najlepsze tory do ścigania to Bydgoszcz i King’s Lynn. Jak teraz tak się przyjrzeć Grand Prix, to należy wskazać Melbourne. Greg Hancock komplementował, że był to najlepszy zbudowany czasowo tor. Były tam profilowane, podniesione łuki, co dawało super ściganie. Z torów stałych trudno jednak znaleźć konkurencyjny tor dla Gorzowa. Może Malilla. Trudno powiedzieć, jak zachowa się Teterow, bo to nowe miejsce.

 

– Wspomniał pan, że w Gorzowie jest jedna z najciekawszych rund. Czy wpływ ma na to także cała otoczka i imprezy towarzyszące, ze szczególnym naciskiem na Moto Racing Show, na którym w zeszłym roku można było obserwować freestyle motocross?

– Naprawdę mnie irytuje bezczynność działaczy w tym kierunku, ale Gorzów jest właśnie wyjątkiem. W Madrycie Red Bull obchodził 15-lecie swojej imprezy Red Bull X-Fighters i poziom wciąż idzie w górę. Hiszpanie nie robią imprezy, gdzie jest tylko dwie i pół godziny skakania i nic się wokół nie dzieje. Dzień wcześniej robi się tysiące promocji, widowisk artystycznych, przedstawia się kulturę hiszpańską. Australia pod tym kątem ma najlepiej opracowane pasmo dla tych, którzy się chcą pobawić. Z kolei Moto Racing Show to jest genialny i rewelacyjny pomysł. Ludzie, którzy kochają speedway, są wygłodniali takich akcji. Artur Puzio, największy polski specjalista od freestyle motocrossu, dyscypliny jeszcze bardziej widowiskowej niż speedway, to będzie świetny dodatek dla gorzowskiej rundy Grand Prix. Myślę, że freestyle motocross świetnie by się sprzedał na Stadionie Narodowym w Warszawie czy toruńskiej MotoArenie, a nikt, oprócz Gorzowa, nie wpadł na tak odważny pomysł, by dzień wcześniej zrobić taką imprezę. Jestem wielkim fanem i miłośnikiem FMX i uważam, że jest najbardziej dynamiczną dyscypliną i najlepiej nadaje się, jako obudowa do dużego widowiska. Myślę, że Artur Puzio zrobi dobry show, wszystkie ekscytujące tricki. Wiadomo, że wiatr to determinuje. Brawa dla Gorzowa, że ściąga taką gwiazdę.

 

– Wracając do samego Grand Prix. W tym roku oglądamy w cyklu oglądamy wielu młodszych zawodników, w tym trójkę Polaków: Bartosza Zmarzlika, Piotra Pawlickiego i Macieja Janowskiego. Co więcej, pokazują, że już w tym roku mogą osiągnąć wiele. Zgodzi się pan z tym?

– Bartosz ma dobre podejście. Pewnie sobie żartował, ale to też pokazuje poziom aspiracji. Młodzi ludzie są ambitni, słuchają doświadczonych i tak ma być. W Jerez de la Frontera brytyjski dziennikarz zapytał go o plany po awansie z Grand Prix Challenge. On na to, że było dwóch mistrzów świata, Szczakiel i Gollob, to on może być trzecim. Bartek ma wysokie cele i mi się to podoba, ale jednocześnie twardo stąpa po ziemi. Chce być w ósemce i to jest bardzo realny cel i tego trzeba się trzymać, bo wcale nie jest łatwo tym bardziej, że są jeszcze trudne zawody przed nim. Część ludzi może stwierdzić, że on jedzie za dynamicznie, zbyt agresywnie, ale to pokłosie tego, że za młodu trzeba wychwycić ten balans, do jakiej granicy przesunąć ryzyko, aby jednocześnie nie być rozbójnikiem na torze. Świętych na żużlu nie ma i nie było. Wielu chciałoby być tak, jak Hans Nielsen czy Leigh Adams. Hans zdobył 22 złote medale, a Leigh nie. Moją wiarę w tego chłopaka buduje to, że tak mu zależało na wyjeździe do Muzeum Sportów Motorowych w Jerez de la Frontera, że od rana przestępował z nogi na nogę. Zobaczył sobie bolid F1, silniki do MotoGP, Superbike’u, kombinezowy Formuły 1 i to też pokazuje głód tego chłopaka, że on chce być mistrzem świata. Trudno powiedzieć, kiedy i czy w ogóle to nastąpi. Życzę mu tego. Darcy Ward, największy talent ostatniej dekady, a wiemy, co się z nim stało. Różnie bywa w sporcie motorowym. Bartek jest tak pilnym chłopakiem, że będzie się wspinał na szczyt.
Maciej Janowski to chłopak, który ma w tym roku papiery nawet na brązowy krążek. Klei mu w GP. Lata jazdy na Wyspach Brytyjskich, głównie w Poole u boku Chrisa Holdera, teraz dają owoce. Maciek jest gościem, który na treningach nie błyszczał, a na zawodach jechał na maksa. To tak, jak Tony Rickardsson.
O Piotrze nie chcę powiedzieć, że będzie korzystał z wiedzy, jaką ma jego brat Przemek. Jest na tyle doświadczonym chłopakiem, że wie, o co chodzi. Piotrek jest impulsywny. To zupełnie inny chłopak niż Przemek. Jak byli jeszcze młodsi i Przemek nie mógł się dobić do złota w mistrzostwach świata juniorów, to też mówiono, że Przemek to taki Leigh Adams, a młodszy to Nicki Pedersen. Martwi mnie to, że Piotrek na drużynówce pojechał zawiadacko, z jajami, ale nie o to tu chodzi. Jego akcja w finale z Fredrikiem Lidngrenem, kiedy mu prawie zaparkował na plecach, to był trudny moment. Fajnie, że ma ambicje, ale czasami, jak nie żre w zawodach, nie ma przez dłuższy czas wyniku, to zaczyna sę nerwowa jazda. Tak było w Warszawie na Narodowym. Piotr jest bardzo inteligentnym chłopakiem, dużo korzysta na galach mistrzowskich, też był przecież w Jerez de la Frontera. Z drugiej strony, ma u boku Sqórę (Adama Skórnickiego – dop. red.) i tatę. Myślę, że lepiej się wsłuchać w ich głos. Może on sobie za wysoko zawiesił poprzeczkę, a jednak przejście z mistrza świata juniorów do GP to nie jest błahostka. Piotrek będzie medalistą Grand Prix, bo to jest duży talent i ma w sobie duszę wojownika i rebelianta, co jest potrzebne w speedwayu. Prędzej czy później będzie miał jakikolwiek medal.

 

– Z dziką kartą w Gorzowie pojedzie Krzysztof Kasprzak. Jakie jemu pan daje szanse w tych zawodach?

– Dla Krzyśka Kasprzaka to będzie trudny moment, bo będzie on chciał jechać na maksa. Wraca do cyklu jako dzika karta. Z drugiej strony, tydzień później ma zawody w Vetlandzie, gdzie będzie walczył o przepustkę do przyszłorocznego Grand Prix. Powstaje więc pytanie, czy jechać w Gorzowie na maksa i pokazać BSI, że zasługuje na stałą dziką kartę, jak by mu się noga powinęła? Myślę, że da z siebie wszystko i nie będzie się oszczędzał.

 

– Jakie w takim razie obstawia pan podium Grand Prix w Gorzowie?

– Myślę, że na podium będą Greg Hancock, Bartek Zmarzlik i Tai Woffinden. Nie wiem, w jakiej kolejności, ale wydaje mi się, że ta trójka wyląduje na pudle. Starzy wyjadacze, a można tak powiedzieć o Woffindenie, który skończył 26 lat i jest objeżdżony oraz Greg Hancock, legenda z latami doświadczenia, wymarzony ambasador dla speedwaya. Będzie taka mieszanka młodości z doświadczeniem. Bartka nie uwiera presja, że jedzie u siebie. Fakt, że w 2014, gdy wygrał, to jechał z innej pozycji, jako dzika karta. Dużo dobrego dla Bartka robi to, że ma poukładaną familię, która jest w stanie totalnie się dla niego poświęcić. Rozumieją, czego ten sport wymaga. Podobało mi się to, co powiedział jego tata po Memoriale Rifa Saitgariejewa: A spokojnie. Jutro zawody ligowe, ale do kościółka zdążymy i obiad zjeśc”. Jemu pomaga też bogaty kalendarz startów.

Udostępnij