Jak to się stało, że jednak przekonałaś się do czarnego sportu? 

-Nie jest to może coś, z czego powinnam być specjalnie dumna… Pod koniec podstawówki chciałam zaimponować kolegom, w Gorzowie zaczynał wtedy jeździć Tomasz Gollob, słyszałam dużo rozmów na jego temat, wszyscy liczyli na to, że zostanie w końcu mistrzem świata… Zostałam więc fanką Golloba – oglądałam w domu stare wyścigi z jego udziałem, starałam się zrozumieć zasady tego sportu. W końcu – nie pamiętam dokładnie z kim – poszłam na swój pierwszy mecz. Stadion był w połowie przebudowany, wysoka trybuna okalała jedynie przeciwległą prostą. Jechaliśmy wtedy, tak jak dzisiaj, z ATLASEM Wrocław.  

Wiele osób twierdzi, że czarnemu sportowi na żywo nie można się oprzeć. Czy w Twoim przypadku również była to miłość od pierwszego wejrzenia? 

-Nie do końca. Dalej nie przepadałam za jeżdżeniem w kółko. Podczas meczu z wrocławską drużyną znalazłam za to swojego drugiego ulubionego zawodnika, Jasona Crumpa. Miałam już dwóch, obaj o niepowtarzalnych sylwetkach. Naturalnie następnym krokiem było zapoznanie się z cyklem GP. Okazało się, że rok wcześniej mistrzem świata został niziutki szaleniec, kopiący motory i rzucający częściami w parku maszyn. I w ten sposób zostałam fanką Nickiego Pedersena.  

Skład Stali w sezonie 2010 musiał więc być dla Ciebie wymarzony? 

-Nie było co prawda Jasona Crumpa, ale Pedersen i Gollob w jednej drużynie sprawili, że kupiłam karnet na ten sezon. Pamiętam prezentację zawodników w jednej z gorzowskich galerii, gdy wszyscy zadawali sobie pytanie czy ten zespół będzie miał rację bytu z dwoma tak silnymi osobowościami. Jak się okazało, miał.  

Czy zatem Twoje najpiękniejsze wspomnienia mają związek z sezonem 2010? 

-Oczywiście! Najpiękniejszy był każdy wyścig, po którym Gollob przybijał piątkę z Pedersenem, po którym razem się cieszyli i pokazywali, że są fantastycznymi sportowcami i potrafią się dogadywać w imię dobra drużyny. W sezonie 2010 mieliśmy jednak w Gorzowie jeszcze jednego specjalnego zawodnika… Przemek Pawlicki, który wtedy był jeszcze juniorem, od początku jeszcze bardziej przyciągał mnie na stadion. Nie był to co prawda Jason Crump, ale czuć było, że ma w sobie duży potencjał. Pamiętam sytuację z pożegnalnych zawodów Piotra Palucha… Cały stadion zaczął skandować ZOSTAŃ Z NAMI!”, gdy Przemek był przy mikrofonie. Powiedział, że zostanie – nie udało się, jednak fakt, że teraz jest on kapitanem naszej drużyny, jest niesamowity.  

Czyli do sportu przyciągnęły Cię mocne osobowości zawodników? 

-Wydaje mi się, że żużlowiec to taki sportowiec doskonały. Musi mieć spore umiejętności techniczne, ale też trochę fantazji. Musi być odważny i jednocześnie zachowywać zimną głowę. A przede wszystkim – musi być niesamowicie twardy i odporny na ból, co pokazał mi ostatni mistrzowski sezon Jasona Crumpa. Z biegiem czasu pokochałam jednak zapach żużla, emocje, nawet ten dźwięk, który denerwował mnie w dzieciństwie. To niepowtarzalny sport, z niepowtarzalną atmosferą i cieszę się, że możemy oglądać go w naszym mieście na tak wysokim poziomie.

Udostępnij