Piotr Czerniejewski (menedżer i gracz linii ofensywnej Stali Gorzów): Linia ofensywna w każdym zespole futbolu amerykańskiego to takie serce zespołu, które wykonuje czarną robotę, bardzo rzadko dostaje nagrody, a bez niej drużyna nie zrobi nic. W przerwie się uspokoiliśmy, bo popełnialiśmy wcześniej dużo błędów. Po szybko zdobytym przyłożeniu zaczęliśmy robić złe bloki, krycia. Poukładaliśmy to wszystko i to doprowadziło nas do długo oczekiwanego sukcesu. Po dwóch latach, gdzie byliśmy wicemistrzami Polski ósemek”, później nastąpiło twarde zderzenie z realiami PLFA II, ale w końcu jest pierwsze zwycięstwo po walce w debiutanckim sezonie i cały czas mamy szansę na bilans 3-3 w tym roku. Gramy dalej.

Dominik Dąbrowski (gracz linii ofensywnej i defensywnej Kozłów Poznań B): Uważam, że mecz był wyrównany i mogła to wygrać zarówno jedna drużyna, jak i druga. Popełniliśmy więcej błędów, to było widać i to się zemściło. Prowadziliśmy, a ostatecznie przegraliśmy. Na meczu jest 20 zawodników, a na treningu znacznie mniej. Ludzie, którzy nominalnie nie grają na różnych pozycjach, tym razem musieli to zrobić. Bardzo trudno jest tak wygrać spotkanie. Braki kadrowe są naszą bolączką. Deszcz też pomagał, co było widać w akcjach podaniowych. Nawet nasz amerykański QB próbował rzucić piłkę, która mu się wyślizgnęła z ręki i spadła za nim. Piłka nie trzymała się ręki i przez cały mecz było bieganie. Nie mamy szans awansować do play-offów i będziemy się koncentrować głównie na Batlic Sea League. 11 września gramy z drużyną Riga Lions z Łotwy. Jeśli wygramy, to automatycznie jesteśmy w finale. Jeśli przegramy, to gramy o trzecie miejsce. Tam może być połączony skład z TopLigi i PLFA II.

Bartłomiej Lubianiec (rozgrywający Kozłów Poznań B): Przyjechaliśmy tu z nastawieniem, żeby zagrać dobry mecz. Chcieliśmy coś pokazać, żeby udowodnić, że jestesmy drużyną z potencjałem. Przez pierwszą połowę to się udawało, natomiast potem siedliśmy mentalnie, posypały się błędy personalne. Kontuzje zrobiły swoje. Stało się, jak się stało. Bardzo cieszyliśmy się z prowadzenia i to nas nakręcało, ale błędy przygasiły rozpęd, jakiego nabraliśmy. Widzieliśmy już następne punkty, niektórzy krzyczeli już „idziemy po Mercy Rule”. Jednak te braki, osoby, które stąły na pozycjach, na których nie powinny, to wszystko zrobiło swoje. Trudno jest grać z linią defenswyną czy ofensywną, która nigdy nie trenowała razem. Ja sam, jako rozgrywający, grałem też w linii defensywnej.

Udostępnij