Dariusz Molski: Rozwaliliśmy cały wynik 7 minutami drugiej połowy. Zamiast dorzucić na 6 bramek przewagi, gdzie mieliśmy piłkę, to przez 6 minut doprowadziliśmy do remisu swoją niemocą w ataku. Polegała ona na tym, że nie zagraliśmy tak, jak się umawialiśmy. I nie chcieliśmy grać, pomimo uwag i w przerwie, i w trakcie tych pierwszych 7-8 minut drugiej połowy. Cały czas do końca meczu zwracałem na to uwagę, że mamy grać coś innego, a graliśmy zupełnie coś innego. Szkoda. Zawodnicy dokonują wyboru na boisku i nie chcieli się podać temu, co im mówiłem. Trzeba wyciągnąć z tego wnioski. Zresztą, tę sprawę już sobie przedyskutowaliśmy w szatki i przekonaliśmy się do tego, że to co ja mówiłem, to mogłoby przynieść efekt. Zawodnicy przyznali mi rację, natomiast cały problem polega na tym, by zmusić ich do tego, żeby realizowali to, co ja mówię. Jak się pomylę, to powiem, że to moja wina i mój błąd. Jeśli zaś zawodnik nie chce robić tego, co mu mówię, to trzeba do niego dotrzeć, żeby go przekonać. I to jest przyczyną naszej porażki. Bo ten wynik odbieram jako naszą porażkę, gdyż prowadząc pięcioma bramkami, mając akcję na wyprowadzenie kolejnego skutecznego ataku i roztrwonienie tej przewagi, nie wyciągając z tego żadnych wniosków, to jest coś nie tak. I to musimy natychmiast zmienić. Wyłącznie zawodnika powinno nam pasować, bo jest dużo miejsca, jest dużo zawodników. Ci, którzy byli na parkiecie, powinni byli sobie z tym poradzić. Gdyby chcieli to zrealizować, to jestem przekonany, żebyśmy chłopaków z Wielunia dobili – odskoczylibyśmy na następne dwie-trzy bramki, zrobiłoby się około „dychy” i byłoby pozamiatane. A tak? Daliśmy im tlen. To bardzo waleczny zespół. Przestrzegałem przed meczem, że to nie są żadne „ogórki”, że tu jest fajny zespół i robi się również dobra piłka ręczna i na pewno łatwo nie będzie. Ale łatwiej już nie będzie. Z każdym meczem wszyscy będą się coraz bardziej ogrywać i już nie ma słabszych zespołów. Wszyscy są równi. Nikt nikomu punktów za darmo nie odda. Jest remis, chociaż to. Można na osłodę powiedzieć, że nie przegraliśmy meczu. Myślę jednak, że na dziś, to nie jest pozytywny dla nas wynik.

 

Oskar Serpina: Pierwsza połowa wyszła nam super. Zrealizowaliśmy wszystkie założenia, skończyliśmy ją z dużym plusem. Wyszliśmy z szatni, wiedzieliśmy, co może się stać, że zespół z Wielunia mocno nas zaatakuje od początku drugiej połowy. Tak też się stało i jakoś straciliśmy koncepcję gry, przez co roztrwoniliśmy przewagę. Później wyglądało to tak, że graliśmy bramka za bramkę. I w zasadzie z wygranego meczu, pewnego prowadzenia, wyszarpaliśmy remis. Czy przeszkadzało nam krycie Staszka (Stanisława Gębali – dop. red.)? Z perspektywy całego meczu można odnieść takie wrażenie, ale tak naprawdę taktycznie ta sytuacja nie powinna być dla nas trudna, bo z perspektywy boiska poniekąd jest to ułatwienie, bo jak zawodnik jest kryty, tworzy się więcej miejsca dla reszty zawodników, którzy rozgrywają i więcej miejsca na kole. Prozaicznie prosta sytuacja, dla nas taka nie była i nie potrafiliśmy tego rozwiązać. Szkoda, że zabrakło jakiegoś pomysłu na grę, chłodnej głowy. Nie wykorzystaliśmy atutu. Wyłączenie zawodnika, z naszej perspektywy, powinniśmy przełożyć na nasz plus. Końcówka godna finału Ligi Mistrzów, albo i Mistrzostw Świata. My mieliśmy dużo szczęścia i szczęście uśmiechnęło się też do Wielunia. Mogliśmy przekuć ostatnią akcję na wygraną, ale ten remis nie jest konsekwencją tego nieudanego karnego, tylko naszej gry w drugiej połowie.

 

Aleksander Kryszeń: Przyjechaliśmy do Wielunia po dwa punkty, ale niestety nie udało nam się spełnić naszego planu. Wydaje mi się, że w drugiej połowie mieliśmy troszeczkę za dużo przestojów, przede wszystkim początek tej części gry zaważył o tym, że wynik nie ustawił się tak, jak chcieliśmy. Mieliśmy piłkę na 6 bramek przewagi, ale niestety nie udało się jej wykończyć. Później głupie nerwy, za dużo stresu w naszej grze i wynik zrobił się w okolicach remisu i tak zostało do samego końca. Nie chciałbym oceniać sędziów, bo wydaje mi się, że ja nie jestem od tego, błędy się zdarzały, ale sędziowali w obie strony w miarę „OK”. No trudno. Kolejny raz nie wywiązałem się z tej roli, która została mi powierzona, ale cieszę się, że mamy ten punkt i jedziemy dalej. Rzuciłem 7 bramek, cieszę się, bo to zasługa całego zespołu. Jesteśmy drużyną, musimy pracować na to, by każdy dawał z siebie wszystko. Wydaje mi się, że troszeczkę faktycznie, jak wyszli do nas z obroną „na plastra” na Stasiu Gębali, to pomieszało nam to trochę szyki. Powinniśmy byli zachować chłodną głowę, nie wariować. Wydaje mi się, że trener Molski popracuje z nami w tym tygodniu nad tym elementem. Nie braliśmy dotąd pod uwagę, że pojawi się sytuacja, iż odetną nam, któregoś z zawodników, ale dzięki temu, co zrobili Wielunianie, wiemy nad czym musimy pracować. Osobiście nie jestem zadowolony z tego remisu, powinniśmy zgarnąć tu pełną pulę, bo nie był to zespół, który powinien zabrać nam punkty, ale obie drużyny to beniaminki, więc to mogło się zdarzyć.

 

Krzysztof Nowicki: Oceniam swój występ pozytywnie, koledzy w obronie bardzo mi pomogli, wydaje mi się, że to był dobry występ z mojej strony. Było widać, że pierwsza połowa ułożyła się po naszej myśli, niestety w drugiej było już o wiele gorzej, atak nam nie wychodził, przez co obrona również sobie nie radziła i niestety – mamy remis. Nasz gra się rozsypała, kiedy indywidualnie zaczęto kryć Stanisława Gębalę. Atak nam się wtedy rozpadł, wyprowadzaliśmy ataki z miejsca, mimo że widzieliśmy, co grać, żeby sobie z tym poradzić. To jest dziwne, ale niestety nie wyszło.  

 

Udostępnij