www.stalgorzow.pl: Martin, kiedy zdecydowałeś się przywdziać plastron w żółto-niebieskich barwach?

– Rozmowy z Gorzowem, by to tutaj występować, odbywały się już kilka sezonów wcześniej, to nie tak, że w tym roku wpadłem na taki pomysł. Jakoś tak wyszło, tak chciał los, że dopiero w tym roku to się udało i będę jeździł w tym klubie.

 

A co stało wcześniej na przeszkodzie?

– Wcześniej długo jeździłem w Tarnowie, to już wtedy rozmawialiśmy z Gorzowem, ale ja w tych czasach jeszcze nie do końca byłem pewny, czy to już czas, żeby odejść z Tarnowa, czy nie, bo tam czułem się bardzo dobrze, był to praktycznie mój drugi dom. Znałem tam bardzo dobrze tor, wszystko mi tam pasowało. W Tarnowie jest bardzo specyficzny tor i już w pewnym momencie nauczyłem się tam wszystkiego, czego tylko mogłem się nauczyć. Wtedy też siadłem i zadałem sobie pytanie, czy jeszcze jest coś, czego mogę się nauczyć. Doszedłem do wniosku, że już chyba nie. Chciałem się rozwijać i postanowiłem poszukać sobie toru, który da mi to, co Tarnów nie był w stanie. Specyficzny tor w Tarnowie dał mi pewnego rodzaju doświadczenie, ale ja chcę cały czas się rozwijać i dlatego właśnie zacząłem rozważać, który tor będzie dla mnie kolejną nauką. Takim torem jest ten w Gorzowie.

 

Ale po drodze był Toruń, ze swoim krótkim torem… Co się stało, że Twoja przygoda nie trwała z Toruniem dłużej?

– Ja nie jestem zawodnikiem, który lubi skakać po klubach. Tak, to już mój piąty klub, jednak z dwóch zdecydowałem się odejść w momencie ich spadku z Ekstraligi, bo chciałem jeździć na jak najlepszym poziomie. Dlatego też odszedłem z Krosna, w którym pewnie, gdybym tylko chciał, mógłbym jeździć do teraz. Ja jednak cały czas chciałem się rozwijać i jeździć w Ekstralidze i to dlatego mam za sobą doświadczenie w aż 5 klubach. Nie chcę za bardzo wracać do tego, co było w Toruniu, bo sporo już na ten temat powiedziałem. Ten rok w ekipie Aniołów naprawdę dużo mi dał, ale współpraca nie układała się tak, jakbym sobie to wyobrażał. Ze strony klubu chyba również inaczej wyobrażali sobie moją osobę, myśleli, że jestem innym zawodnikiem. Myślę, że nie ma się tu co rozwodzić… Tak po prostu miało być.

 

Pojawiły się plotki, że byłeś dogadany ze Stalą jeszcze przed finałem Ekstraligi – jak odpowiesz na taki zarzut?

– To jest nieprawda. Jak czytałem coś takiego, to byłem bardzo zły, bo to obraża mnie jako zawodnika i jako człowieka. Chciałem się do tego ustosunkować, ale uznałem, że nie ma sensu reagowania na jakieś „hejty”. Jestem w 100 procentach profesjonalnym sportowcem, kocham to co robię i w żadnym wypadku nie dogadywałem się ze Stalą przed finałami. Zawsze daję z siebie wszystko, bez względu na to, czy jadę pierwszy czy ostatni mecz w barwach konkretnej drużyny. I również tak było w barwach Torunia, w Gorzowie na finale dałem z siebie wszystko i byłem jednym z zawodników, którzy w mojej opinii dołożyli ważne punkty do dorobku drużyny. Ze Stalą rozmawiałem dopiero po finałach.

 

A czy skład Stali Gorzów miał jakiś wpływ na Twój wybór klubu w tym roku?

– Oczywiście. Bardzo ważna jest drużyna i to też brałem pod uwagę. Istotne też było dla mnie, że jest tutaj pan trener Stanisław Chomski, który jest bardzo dobrym szkoleniowcem. Rozmawiałem z nim bardzo długo przed uzgodnieniem kontraktu w Gorzowie, bo to jest człowiek, który naprawdę rozumie dyscyplinę, jaką jest żużel. Wcześniej nie mieliśmy okazji razem porozmawiać i myślę, że mało kto tak rozumie ten sport i ma takie pojęcie o nim, jak trener Chomski. To jest dla mnie ważne, bo chcę się w mojej karierze spotykać z osobami, które mogą mnie dużo, dużo nauczyć. Moim celem zawsze jest się rozwijać i być najlepszym zawodnikiem na świecie, bo to jest chyba cel każdego zawodnika. Stanisław Chomski to taki człowiek, który może i chce mi w tym pomóc, tak samo jak klub chce mi w tym pomóc. Kolejnym ważnym dla mnie aspektem jest poczucie wsparcia ze strony klubu w moich indywidualnych staraniach, świadomość, że nie jestem tylko produktem do robienia punktów w lidze, jest dla mnie bardzo istotna.

 

Wspomniałeś o celach indywidualnych – to już teraz chcesz zostać najlepszym zawodnikiem na świecie?

– Chcę być najlepszym zawodnikiem na świecie, ale nie od razu na następny rok. Na pewno nie myślę o tym, żeby od razu zostać mistrzem świata, bo już raz sobie tak myślałem i pozostali chłopacy z Grand Prix szybko sprowadzili mnie na ziemię z takim myśleniem (śmiech). Dla mnie sukcesem będzie odjechać ten sezon zdrowo, żebym był z niego zadowolony i żebym cieszył swoją jazdą. To jest dla mnie istotne, żeby wszystkich kibiców – czy to mojej, czy przeciwnej drużyny – cieszyć swoją jazdą. Oprócz tego, że jestem zawodnikiem, jestem też kibicem tego sportu i chciałbym by wszyscy fani, którzy płacą za bilety, by obejrzeć dobre widowisko, takie właśnie dostali.

 

Pokusisz się o wytypowanie na tę chwilę zespołów, które powalczą w przyszłym sezonie o play-offy?

– Niech tym zajmą się ci wszyscy specjaliści, którzy się wypowiadają w internecie i wszystko wiedzą zawsze najlepiej, będę za nich trzymał kciuki, żeby im się to sprawdzało (śmiech). JA wiem, że papier nie jeździ, drużyna na papierze i realnie to dwie różne rzeczy. Jesteśmy świadomi tego, że mamy mocny zespół, jesteśmy dobrymi kolegami i mamy wszyscy wspólny cel, o który będziemy walczyć.

 

Martin, Twój kontrakt w Gorzowie został dość entuzjastycznie przyjęty – to dla Ciebie ważne, żeby miejscowi kibice stali za Tobą?

– Na pewno. To są kibice, którzy są związani z tym klubem przez całe swoje życie i to ważne, żeby cieszyli się z kontraktów, który klub podpisał. To są ci ludzie, którzy przychodzą na stadion, płacą za bilety i są naszym głównym sponsorem. Dla mnie jest bardzo ważne, że kibice cieszą się, że tutaj jestem, że mi wierzę, że mi zaufali i za to będę chciał się im odwdzięczyć jak najlepszą postawą na torze. Obiecuję, że dam z siebie zawsze 100 %, czy to w okresie przygotowawczym, czy w każdym pojedynczym biegu.

 

A jak oceniasz atmosferę w Gorzowie?

– Tylko pozytywnie. Zawsze pełne trybuny i gorąca atmosfera, a jak bardzo lubię jeździć na takich stadionach przy pełnych trybunach. Wtedy się czuje, że to co się robi, to coś fajnego.

 

Udostępnij