Wszystko zaczęło się blisko pięć lat temu, a pierwszą powołaną w Gorzowie drużyną byli Guardians. – Początek futbolu amerykańskiego w Gorzowie to czasy tzw. Guardians, których stworzyło troje ludzi: Marcin Wojtecki, Karol Franc i Emil Mikuła. To było 4,5 roku temu. Grupa zapaleńców, która spotykała się na SP13 bez względu na pogodę i ćwiczyła bez żadnego sprzętu. Grali futbol amerykański bez ochraniaczy. Nikomu to nie przeszkadzało. Potem zaczęło się to klarować, były plany, żeby przystąpić do rozgrywek w drugim roku istnienia. Niestety, prezes Wojtecki nie podołał zadaniu – wspominał Piotr Czerniejewski, obecny menedżer Stali Gorzów.

 

Wówczas drużyna się podzieliła na Guardians i Red Wings, którym dowodził Emil Mikuła. Po trzech miesiącach różnych sporów doszliśmy do wniosku, że warto się połączyć dla dobra gorzowskiego futbolu i tak powstało Grizzlies. To było trzy lata temu – kontynuował.

 

W tym miejscu rozpoczyna się okres, kiedy w rozwój futbolu amerykańskiego w mieście nad Wartą włączyła się Stal. – Samo Grizzlies nigdy nie zagrało meczu ligowego. W momencie, kiedy przystąpiliśmy do rozgrywek ligowych, to nastąpiło porozumienie ze Stalą Gorzów. To my poszliśmy do klubu i prezes Zmora był bardzo otwarty na współpracę, aczkolwiek zawsze podkreślał, że nie dążymy ku sekcji. To jest grupa pasjonatów wspierana przez Stal Gorzów. W taki sposób powstało Stal Grizzlies. Działaliśmy nadal sami, a Stal zapłaciła nam wpisowe do ligi. Teraz klub finansuje nam wpisowe, sędziów, karetkę, autokar na wyjazdy. Kupili nam także dziesięć kompletów nowego sprzętu – wyjaśnił Czerniejewski.

 

Ciekawa historia wiąże się także ze sprawą miejsca, w którym futboliści mieli rozgrywać swoje mecze. Jak wiadomo, mają taką możliwość na Stadionie im. Edwarda Jancarza. – To były jeszcze czasy prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka. Pewnego dnia do niego zadzwoniłem, bo przyszedł mi do głowy pomysł dlaczego nie możemy grać na stadionie, skoro jest pusty?”. Na spotkaniu prezydent powiedział „grajcie sobie”. Powiedział również, że nas „wesprze we wszystkim, tylko nie chciejcie ode mnie pieniędzy”. Organizacyjnie nie było więc problemu. Potem blisko związaliśmy się z Deszcznem, gdzie trenowaliśmy w sali – zdradził menedżer drużyny.

 

Po roku funkcjonowania jako Stal Grizzlies, w którym udało się zdobyć wicemistrzostwo Polski seniorskich „ósemek” w PLFA 8 oraz brązowe medale w kategorii juniorów, drużyna futbolu na dobre przyjęła żółto-niebieskie barwy. – Na kanwie tych sukcesów Stal przekonała się, że należałoby w tym bardziej uczestniczyć. W drugim sezonie była już tylko Stal Gorzów, żółto-niebieskie stroje, a Grizzlies znikło, choć stowarzyszenie w Urzędzie Miejskim nadal widnieje – zauważył Piotr Czerniejewski.

 

W drugim roku było niewiele gorzej. Udało się obronić srebrne medale w PLFA 8, a w juniorskich „ósemkach” gorzowianie byli o krok od powtórzenia zeszłorocznego rezultatu, ale w meczu o brąz ulegli Kraków Kings. – W PLFA 8 przegraliśmy tylko dwoma punktami z weteranami polskich boisk Warsaw OldBoys, gdzie grało dużo reprezentantów kraju. To było naprawdę dużym wyczynem. Juniorzy dość niespodziewanie przegrali. Wygrywali po pierwszej połowie 20:0 i stwierdzili, że jest po meczu, ale sport tego nie wybacza i przegrali 20:22 – przypomniał menedżer.

 

Przed sezonem 2016 przyszedł czas na kolejny krok. Zakusy czyniono już rok wcześniej, ale ostatecznie wycofano się z pomysłu. Za drugim razem zespół przystąpił już jednak do PLFA II, czyli trzeciego poziomu rozgrywkowego, gdzie gra się w futbol jedenastoosobowy. – Pomysł, żeby wystąpić w „jedenastkach” był dobry. Mieliśmy derby z Zieloną Górą, grały bardzo duże miasta, jak Wrocław, Poznań. To wszystko marketingowo dobrze wpisywało się w Stal Gorzów. Zespół się jednak trochę posypał. Było dużo kontuzji, ludzie odeszli, na wakacje wyjechali do pracy za granicę i nie było kim grać. Po drugim meczu wiedzieliśmy, że ten sezon należy dograć do końca. Udało się to nawet z niezłym skutkiem, bo wygraliśmy spotkanie z Kozłami Poznań, zapleczem topligowej drużyny. Futbol jedenastoosobowy to zupełnie inny wymiar tej dyscypliny. Spotkaliśmy się z drużyną Dragons Zielona Góra, która niczego nie osiągnęła, ale już jednak grają tam cztery lata. To powodowało, że są zgrani. Grają nudny futbol, oparty na bieganiu, ale skuteczny. Po pierwszym meczu, przegranym 8:38, wiedzieliśmy, że ten sezon będzie trudny – podsumował Czerniejewski.

 

W 2016 Stal Gorzów po raz drugi przystąpiła do dwóch lig juniorskich. W PLFA J-11 zagrali wraz z Bielawa Owls jako Stalowe Sowe, a samodzielnie walczyli w PLFA J-8, gdzie liczono na medal. – Pokładaliśmy duże nadzieje w rozgrywkach juniorskich. Na wiosnę w „jedenastkach” byliśmy o krok od wygrania z późniejszymi mistrzami Polski, Panthers Wrocław. Potem wygraliśmy z Tychy Falcons, ale to już nie wystarczyło, by awansować. W „ósemkach” po czterech fantastycznych zwycięstwach w rundzie eliminacyjnej pojechaliśmy do Inowrocławia i wpadliśmy na naszą traumę z PLFA, czyli Warsaw Eagles, z którymi – niezależnie od poziomu rozgrywkowego – zawsze przegrywamy. Były duże szanse na medal. Tak ten długi i wyczerpujący sezon się zakończył – opowiadał dalej zawodnik „żółto-niebieskich”.

 

Czego zabrakło, by był to lepszy sezon dla seniorów? – Żeby występować w PLFA II trzeba mieć co najmniej 40 zawodników, którzy muszą chcieć w to grać, nie wyjadą za pracą za granicę w trakcie sezonu. Muszą się zaangażować, bo to już nie zabawa, co pokazują wyniki, jakie osiągaliśmy. Mieliśmy wzmocnienia z Cougars Szczecin, zawodników z Ukrainy, ale nic to nie dało. Bez zgrania zespołu nie da się nic osiągnąć w „jedenastkach” – stwierdził Czerniejewski.

 

Na razie nie ma jeszcze sprecyzowanych planów na kolejny rok. Pewne jest jedno: ciężka praca. – Od stycznia musimy się z powrotem zebrać do treningów, przygotować się bardzo dobrze na sezon i wrócić do dobrego futbolu. Nie będziemy sobie stawiać celów w seniorach, ale w rozgrywkach juniorskich zawsze będziemy wysoko stawiać poprzeczkę. Wiemy, jak to robić i powinniśmy. W seniorach jest dobry okres, bo juniorzy, którzy trzy lata grali, stają się seniorami. To może powodować świetnie zgranie zespołu – zauważył menedżer.

 

Futboliści w swoich poczynaniach mogą liczyć na grono partnerów. – Mamy swoich sponsorów, jak choćby Dream Burger, który nas zaprasza po meczach, pomaga w organizowaniu różnych wydarzeń, spotkań czy Nautilus, siłownia na Słowiańskiej, która bezpłatnie umożliwia nam treningi. Jest też cała gama sponsorów pozyskana przez Stal – zdradził gorzowski gracz.

 

W ostatnim czasie po raz kolejny zauważyć można było nazwę Grizzlies. Rzeczywiście doszło do powstania klubu pod tym szyldem, lecz nie ma on związku ze Stalą i poprzednimi Grizzlies, do których to należą wymienione wyżej sukcesy. Faktem jest jednak, że wśród nowych „Misiów” są dawni zawodnicy. – Moim zdaniem Gorzów jest za mały na dwa kluby futbolu amerykańskiego. Wszyscy powinni współpracować. W Polsce bardzo dużo jest takich sytuacji. W Bielawie też powstał drugi klub, Bielawa Snakes, ale nie udało im się wystartować w rozgrywkach. Źle im nie życzę. Nie możemy im zabronić nazywać się Grizzlies. Myślę, że czas współpracy nadejdzie – skomentował zawodnik Stali.

 

Pomóc w tym wszystkim może coraz większa świadomość gorzowian. – Doprowadziliśmy do takiej sytuacji, że futbol amerykański w szkołach jest znany. Wszyscy wiedzą, na czym to polega. Ludzie się garną. Starsi zawodnicy pokończyli kariery, ale został nasz narybek, który wyszkoliliśmy od początku. Jest ich coraz więcej. Kolega zabiera kolegę na treningi i myślę, że w przyszłym roku będzie potencjał. Żużlowa Stal zdobyła mistrzostwo, potem była blisko spadku i następnie znowu zdobyła mistrzostwo. Wierzę, że tak będzie też z futbolem – zakończył Piotr Czerniejewski.

Udostępnij