Dlaczego właśnie żużel? 

-W gimnazjum czarnym sportem zachwycała się moja starsza o dwa lata siostra. Jak to zwykle bywa, jako ta młodsza”, naśladowałam Emilię na każdym kroku. Uznałam, że żużel jest po prostu cool i samo zrozumienie jego zasad sprawi, że będę choć trochę fajniejsza od moich rówieśników. Troszkę taki sezonowiec… 10 lat temu nigdy bym się do tego nie przyznała! (śmiech) 

Sezonowiec sezonowcem… Minęła jednak dekada!  

-Z żużlem jest tak, że jeśli złapiesz bakcyla, to nie ma już odwrotu. Na początku faktycznie podchodziłam do tego bardzo lekko, byle móc pochwalić się znajomym, stać się tą „fajną dziewczyną” w klasie. Po kilku meczach sama zaczęłam ciągnąć na stadion moją siostrę, sprawdzałam wyniki, uczyłam się na pamięć składów innych drużyn, czytałam artykuły w internecie… 

No właśnie, artykuły! Z tym wiąże się dłuższa historia, prawda? 

-Dokładnie. W 2007 roku założyłam bloga o mojej nowej ulubionej dyscyplinie. Rok później – przez kompletny zbieg okoliczności – dostałam propozycję pracy w jednej z niewielkich redakcji. Był to ogólnopolski portal, ja zajmowałam się Stalą. Pisałam relacje, dzwoniłam do zawodników i robiłam wywiady… Miałam tylko 17 lat, więc było to naprawdę stresujące! 

Pamiętam moją rozmowę z Matejem Ferjanem, ręce trzęsły mi się niewyobrażalnie. Takie chwile to świetna próba charakteru – kiedy radzimy sobie w tak ekstremalnych momentach, możemy zrobić wszystko. Każda odpowiedź ustna w moim liceum była już bułką z masłem (śmiech). Nauczyło mnie to kilku ważnych rzeczy. 

Że to naprawdę męski sport? 

-To na pewno. Jestem dość drobna, nie wyglądam groźnie. Jeśli chcesz, by traktowano cię poważnie nawet w tak młodym wieku, musisz podchodzić do swojej pracy profesjonalnie. To coś innego niż piszczenie na trybunach, to ciągłe udowadnianie swojej wartości. Z czasem nauczyłam się, że w czarnym sporcie muszę być facetem. 

Szczególnie tata ostrzegał mnie przed wchodzeniem głębiej w temat żużla. Bał się o mnie – teraz wiem, że niesłusznie, z perspektywy czasu staram się go jednak zrozumieć. To w większości naprawdę bardzo przyjaźni ludzie, z którymi można porozmawiać nie tylko o meczach i sprzęcie. Trzeba tylko znaleźć odpowiedni moment. 

Twoja dziennikarska kariera jednak się skończyła. Teraz jesteś księgową. 

-Niestety, wszystko się kiedyś kończy. W 2011 roku uznałam, że jednak wolę być kibicem i emocjonować się rywalizacją niż zapisywaniem punktów i czasów biegów. Bardzo fajnie wspominam tamten okres, teraz jestem chyba bardziej świadomym fanem. Wiem, że każdy zawodnik to normalny człowiek i każdy ma prawo mieć gorszy dzień czy problemy osobiste. Kibice często patrzą na żużlowców jak na maszynki do zdobywania punktów, którymi nie są. Każdy z nas zawala czasami coś w pracy!  

Kupiłaś już karnet na przyszły sezon? 

-Co za pytanie! Stałam w dość długiej kolejce, by tylko mieć szansę na bycie obsłużoną przez Martina Vaculika. Zdecydowanie czasami ciężko mi jest zachować zimną krew – może po prostu nie nadaję się do bycia dziennikarką (śmiech). 

Udostępnij