Dariusz Molski (trener Kancelarii Andrysiak Stali Gorzów): Końcówka? Raz, dwa, trzy, cztery… do dziewięciu (śmiech). Trochę długo, za długo. Co mam powiedzieć? Remis. Jestem zadowolony z widowiska, bo mecz był naprawdę przedniej marki, rzadko trafiają się takie mecze na boiskach pierwszej ligi, dużo fajnych akcji… Natomiast od stanu 20:16 trochę przespaliśmy, bo gdybyśmy dorzucili kilka bramek lub nie dali dojść przeciwnikowi, gdybyśmy nawet zagrali bramka za bramkę, to byśmy dowieźli zwycięstwo. Sytuacji, które mogliśmy inaczej rozwiązać, było sporo, bo nawet ta ostatnia po rzucie bramki, były jeszcze 4 sekundy, można było spróbować rzucić, ale nie zdążyliśmy. Zanim Krzysiu (Nowicki – dop. red.) wyciągnął piłkę z bramki, zanim podał, to czas minął… Jest remis, ale z remisu też się trzeba cieszyć. Szkoda, bo już był moment, w który myślałem, że ten mecz wygraliśmy, gdy było dwoma do przodu i niewiele czasu do końca. Nie udało się. Trudno. Fajny doping, fajny mecz, oby takich więcej. Tak, tego spodziewałem się po Spójni. Uważam, że byliśmy naprawdę bardzo dobrze przygotowani na to spotkanie. Mimo że to ćwiczyliśmy, to mieliśmy duży problem z poradzeniem sobie w sytuacji 7:6. O ile w każdej innej sytuacji coś-tam broniliśmy, o tyle w tej traciliśmy bramki. I to dzięki temu doszli nas na remis. Szkoda, bo mecz można było wygrać. Sędziowie robili co chcieli i jeśli chodzi o ostatnią akcję Stali, to mieliby podstawy do odgwizdania gry pasywnej. Obawiałem się nawet, że przed poproszeniem przeze mnie o czas, podniosą rękę. Tego nie zrobili. Obawiałem się, że zaraz po czasie to zrobią, umówiliśmy sobie akcję, która niestety nie skończyła się bramką. Nie można nie rzucać z sytuacji stuprocentowej. To nie tak, że zawodnicy się podgrzali, bo wypracowali akcję, ale jej nie skończyli. Trudno. W dobrym czasie ona się odbyła. Tak była. Nie mam do żadnego zawodnika żadnych pretensji, bo zagrali dzisiaj fajne zawody, dziękuję im za to. Szkoda, że nie ma dwóch punktów, bo uważam, że im się to należało. Ale przeciwnik nie przyjechał, żeby się położyć, był z najwyższej ligowej półki, który z reguły rozdaje karty. Uważam, że to bardzo korzystny wynik. Od początku mówię i będę to podkreślał. W tej drużynie są odpowiedni zawodnicy na odpowiednim miejscu, a nie ozdoby na choinkę. Każdy wchodzi po to, żeby coś wnieść do drużyny lepszego niż jego poprzednik. Krzysiek Nowicki wszedł za Cezarego w trudnym momencie i od razu wybronił piłkę, i od tego on jest. Udźwignął to i chwała mu za to.

 

Kamil Ringwelski (Spójnia Gdynia): Z tymi nerwami w końcówce to było różnie. Wydaje mi się, że zarówno z jednej, jak i z drugiej strony była duża nerwowość. Nie wiem, czemu. Tak po prostu wyszło. Spotkały się dwa zespoły, które są raczej w górnej części tabeli, Gorzów był bardzo zdeterminowany, żeby wygrać z nami. My jesteśmy liderem na papierze, więc tam gdzie jedziemy, tam zespoły tak się nastawiają, żeby odebrać nam punkty. Staramy się temu przeciwstawić, a tym razem – remis.

 

Adrian Turkowski (Stal Gorzów): Lider zremisował na naszej ziemi. Wydaje mi się, że mogliśmy wygrać, ale jesteśmy zadowoleni z tego wyniku. Zremisowaliśmy z liderem tabeli, to osiągnięcie. Emocjonująca końcówka? Na pewno tak, to nie mógł być łatwy mecz, szczególnie, że jest to lider rozgrywek. Cieszymy się z remisu. Ja jestem ogólnie krytyczny dla siebie, wiem, że mogłem zrobić więcej, ale cieszę się z tego, co udało się wykonać.

 

Oskar Serpina (kapitan Stali Gorzów): Sukces, oczywiście, że sukces. Był to mecz walki, mecz „podwyższonego ryzyka sportowego” od samego początku. Pełen szacunek dla zespołu z Gdyni, bo podniósł się, mimo tej czterobramkowej przewagi na naszą korzyść. Przez ostatnie piętnaście minut grali ciekawą zagrywkę, bo aż w siedmiu w polu z wycofaniem bramkarza, może dlatego udało im się nas dogonić. Emocjonująca końcówka, fajna dla oka, fajna dla kibiców. Najważniejsze, że nasza gorzowska twierdza jest dalej niezdobyta. Jest powiedzenie, że szczęście sprzyja lepszym, dzisiaj to szczęście różnie się rozkładało. Można powiedzieć, że nie wiadomo, kto w tym meczu był peszy, bo i my, i Gdynia miała pecha. Ale cieszymy się z tego punktu, z tego, że Gorzów jest nadal niezdobyty. Pokazaliśmy, że nikt tu nie będzie przyjeżdżał nas ogrywać, bo drużyna, która jako jedyna na tę chwilę deklaruje awans do ekstraklasy, zremisowała, a my od początku pokazaliśmy, że nie zamierzamy oddawać punktów, że by tu wygrać, muszą przejść prawdziwą bitwę i taką bitwę im zafundowaliśmy. Jesteśmy zadowoleni, bo zagraliśmy bardzo poprawnie sportowo. Przed meczem w ciemno bralibyśmy ten punkt, spełniliśmy założenia taktyczne, a to że oni wyszarpali remis, to troszeczkę szczęścia po ich stronie się pod koniec pojawiło.

Udostępnij