W pierwszej odsłonie cyklu porozmawialiśmy z narzeczoną gorzowskiego kapitana sekcji piłki ręcznej Oskara Serpiny, Anetą. Aneta pochodzi z Opola, interesuje się i pracuje w branży modowej. Do Gorzowa przyjechała wraz ze swoim narzeczonym, którego poznała jeszcze za czasów, gdy Oskar grał w Gwardii Opole.

 

www.stalgorzow.pl: Opowiedz nam, jak poznaliście się z Oskarem.

– Poznaliśmy się w centrum handlowym w Opolu. Pierwsze spotkanie… ta kwestia jest sporna (śmiech). Kto by o to nie zapytał, każde z nas ma na ten temat inne zdanie, jak to było i kto nie chciał. Każde z nas się upiera, że „nie, ja na pewno nie zwracałam na ciebie uwagi!”. Oskar często przychodził do Galerii z chłopakami w niedzielę po meczu, wygłupiali się, głośno śmiali, co mnie strasznie irytowało! Widywałam go więc jakiś czas i w końcu umówiłam się z nim tylko dlatego, żeby mu pokazać, że wcale nie jest taki fajny, ale po tym pierwszym spotkaniu wiedziałam, że to jest to.

 

Od początku wiedziałaś kim jest Oskar? Nie było obawy, że za chwilę wyjedzie i tyle go widzieli?

– Ogólnie tak, wiedziałam od początku, bo grali w tym czasie w ekstraklasie i raczej byli rozpoznawalni. Do tego cała moja rodzina interesuje się sportem, nie tyle go uprawia, co się interesuje. Gdy zaczęłam spotykać się z Oskim, mój tata chodził na mecze Gwardii Opole, więc od razu wiedział, kim on jest. Nigdy nie zapomnę tego momentu, jak po paru dniach mojego spotykania się z Oskarem, tata zapytał mnie, czy wiem, że on jest sportowcem i dziś jest w Opolu, a jutro może go już tutaj nie być, bo skończy mu się kontrakt, albo dostanie lepszą propozycję… wiadomo jak to wygląda. I wtedy powiedziałam, że dopiero później będę się tym martwiła. Tylko, że nie wiedziałam, że to „później” będzie już za kilka tygodni! (śmiech)

 

Jak wygląda życie z zawodowym sportowcem? Opowiedz nam trochę o tym, jak wygląda Wasz wspólny zwykły dzień, jak jest przed meczami?

– Oski, generalnie, bardzo lubi długo spać. Więc, jak ma taką możliwość, to chodzi późno spać, bo dopiero ten luz psychiczny łapie po treningu. I dopiero wtedy ma czas dla siebie. Nawet jeżeli jest bardzo zmęczony, a każdy trening to naprawdę potężny wysiłek, ziewa, ale na siłę siedzimy, rozmawiamy, oglądamy jakieś seriale, filmy, coś się dzieje, bo dopiero po treningu, mimo zmęczenia, jest w stanie się skupić na takich przyziemnych rzeczach, bo rano jego myśli krążą wokół tego, że jest ten trening, chodzi na siłownię, więc z tyłu głowy jest takie poczucie, że dzień nie jest wolny i trzeba najpierw spełnić obowiązki, a dopiero później móc odpocząć. A treningi są wieczorami, więc czas wolny ma czasem od 21 albo 22. Także siłą rzeczy, idzie późno spać i późno wstaje.

 

Trudno jest skupić jego uwagę na Tobie?

– Nie, zupełnie nie. Jest to takie naturalne, że się sobą nawzajem interesujemy, chociaż nie zaprzeczę, że wszystko, całe nasze życie kręci się wokół tego sportu. Jednak ja cały czas powtarzam, że to jest zawód taki, jak każdy inny. I ma, tak samo, jak inne zawody, plusy i minusy. Może są jakieś trudne chwile, ale tak samo górnik ma trudne chwile i lekarz też, więc to nie jest nic nadzwyczajnego.

 

Co według Ciebie jest najtrudniejszego, a co najłatwiejszego w byciu ze sportowcem?

– Nie wiem, dlaczego, ale łatwiej mi odpowiedzieć, co jest najtrudniejsze (śmiech). Zdecydowanie najtrudniejszy jest okres przygotowawczy. Jest to naprawdę wyjątkowy czas w ich życiu, w ciągu roku. Jest to zazwyczaj około 1,5 miesiąca do 2, naprawdę wycięte z życia. Totalnie. U Oskara wygląda to tylko tak: jedzenie, trening, spanie, jedzenie, trening, spanie. I tak 24 godziny na dobę, w kółko. I nie ma poza tym NIC! I jest to jeszcze trudniejsze, bo ten okres przypada na przełom lipca i sierpnia, gdzie jest gorąco, gdzie chce się coś robić, pojechać gdzieś, cokolwiek, a tu nie można nic takiego wykonać. To jest naprawdę trudne, zwłaszcza na początku. Pojawiały się zgrzyty między nami podczas pierwszego okresu przygotowawczego, gdy byliśmy w Elblągu, bo ja nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego on jest w takim dziwnym stanie, prawie ze sobą nie rozmawialiśmy, nie było go, wycięty był. Tego musiałam się właśnie nauczyć i z czasem jest już lepiej.

 

Jakie są największe zalety życia ze sportowcem?

– Paradoksalnie największą zaletą było to, że życie wywróciło mi się o 180 stopni, bo „zostawiłam” tam moją rodzinę, pracę, wszystko z dnia na dzień i pojechałam z Oskim. Ludzie często mówią, że „pojechałam za nim”, ale ja tego bardzo nie lubię, bo my jedziemy razem. Na tym zyskałam, bo gdzieś-tam dostałam fajną pracę, teraz mogłam się przenieść na jeszcze inne stanowisko, więc jest to dla mnie rozwój. Nie wiem, czy siedząc w jednym miejscu, odważyłabym się na jakieś zmiany w tej kwestii. A tutaj siłą rzeczy musiałam to robić i jest to tylko z korzyścią dla mnie.

 

Nasuwa się samo kolejne pytanie – jak Ci się podoba w Gorzowie?

– Na początku, jak się poznaliśmy, Oski był zakochany w Opolu, więc to był duży plus dla mnie, bo wiedziałam, że jest szansa, że tam zostaniemy, a może jeszcze kiedyś wrócimy. Oczywiście, bałam się myśli, że będę musiała mieszkać w jego mieście rodzinnym, że trafię tylko w jego środowisko. Na szczęście, wybór Gorzowa to najlepsza decyzja, jaką mogliśmy w tamtym momencie podjąć, jestem bardzo szczęśliwa, wszystko jak na razie układa się bardzo pomyślnie. A czy Gorzów mi się podoba, to kwestia drugorzędna. Najważniejsze, że jesteśmy razem, że mamy fajne mieszkanie, fajną pracę, wszystko się układa, wszyscy jesteśmy zdrowi. A to czy mieszkamy tutaj, czy na drugim końcu świata, to tylko nazwa miasta się zmienia.

 

Znany zawodnik to też fanki. Pojawia się zazdrość?

– Staram się jej nie okazywać i sobie z tego żartować, ale nie zaprzeczę (śmiech).

 

To jak sobie z tym radzić: Jest po meczu, do Oskara podbiega tłum fanek…?

– Ja po prostu czuję w domu cały czas, że jestem dla niego ważna, że mnie kocha i to tak naprawdę wystarcza. A fanki niech się też nim nacieszą (śmiech).

 

A gdybyś miała opisać Oskara jednym słowem, to jakie by to było? A jednym zdaniem?

– Taki charakter trudno opisać jednym słowem! A w jednym zdaniu: To nerwus, ale kochany. Bo zdecydowanie jest porywczy, nerwowy, choleryk. Ale podobno cholerycy mają umiejętność podejmowania decyzji w trudnych sytuacjach i to zauważyłam u Oskara. Wiem, że jak pojawia się jakiś problem, typu, odpukać, wypadek, to ja wpadam w panikę, nie wiem zupełnie co mam robić, a Oskar od razu wie, co zrobić i to chyba też przekłada się na boisko. Chwilami, jak obserwuję jego grę, to się cały czas zastanawiam, jak on to robi. Ma piłkę i po prostu gra, a ja bym totalnie nie wiedziała, co z nią zrobić. Więc to chyba jest też jego plus.

 

A gdybyś  miała opisać Oskara jako sportowca, to co Ci się nasuwa jako pierwsze?

– Ambitny. Dąży do profesjonalizmu pod każdym względem i jest to u niego naprawdę cały czas widoczne.

 

Jak wspomniałaś, życie sportowca to również zmiany klubów i wyjazdy. Ty zdecydowałaś się pojechać z nim – dlaczego i jak sobie radzicie w sytuacji konieczności zmiany otoczenia?

– Oskar zawsze marzył o tym, żeby wrócić do swojego rodzinnego miasta i na pewno jest teraz bardzo szczęśliwy z tego powodu, że się udało. Ma do Gorzowa wielki sentyment i widzę u niego wielkie oddanie dla Stali. Na pewno całe serce oddaje klubowi i mamy nadzieję, chociaż nie możemy planować, bo w życiu sportowca jest różnie, że zostaniemy. A jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, to jest zawsze tak, jak w przypadku naszego odejścia z Elbląga. Razem je podejmujemy i mam wrażenie, że zastanawiając się nad decyzją, myślę o nim, a on myśli o mnie. Nie zastanawiam się, co będzie z moją pracą, co będzie z moimi przyjaciółmi, a on nie myślał o sobie pod względem klubu, tylko o tym, co będzie dobre dla mnie. To wychodzi samo, a decyzje, jak do tej pory nie były zbyt trudne.

 

Jesteś jedną z tych dziewczyn, które lubią bywać na meczach swoich mężczyzn?

– Ostatnio zastanawiałam się, czy jakikolwiek mecz na miejscu – mówię o Opolu, Elblągu, Gorzowie – opuściłam i jeśli chodzi, o ligowe mecze, to chyba nie opuściłam żadnego. To są też dla mnie ogromne emocje i nerwy. Gdybym miała sobie wyobrazić, że w tym czasie jestem w domu albo w jakiś innym miejscu, wiedząc, że Oskar gra mecz, na którym mam możliwość być, byłoby mi bardzo trudno tam wytrzymać. To nie są nerwy o wynik, nie chodzi mi o to, jak on zagra, tylko głównie jeśli chodzi o kontuzje. Piłka ręczna to bardzo kontaktowy sport, dlatego obawa o kontuzje jest uzasadniona. Dziewczyny innych zawodników wytykają mi czasem, że się zbytnio nie emocjonuję meczem ogólnie, jestem skupiona, ale to chyba całkiem normalne, że martwię się o Oskara.

 

Mówisz o strachu, a po wygranym meczu pojawia się też duma, radość z występu?

– Tak, to na pewno. Ale jak widzę jego poranione, poobijane ciało, to na przykład po meczu z SMS-em mało brakowało, a bym się rozpłakała! Było mi go tak szkoda… Ale duma zdecydowanie się pojawia.

 

Wiadomo, że zawodnicy przechodząc z klubu do klubu utożsamiają się z barwami i miastem, w którym grają. Jak jest u Ciebie – kibicujesz ogólnie całej drużynie, czy tylko Oskarowi?

– Drużynie, zdecydowanie. Wiadomo, Oskarowi, to swoją drogą, ale zdecydowania jestem sercem z całą drużyną podczas meczów. Zwłaszcza, że odkąd jesteśmy razem to jedna była z mojego miasta, a druga z jego miasta.

 

A może ty też uprawiasz jakiś sport?

– Nie, raczej nie! (śmiech) Chociaż od jakiegoś czasu zaczęłam biegać, co przydaje się w przerwie Oskara, bo jak ma tę zimową przerwę to mogę biegać razem z nim. Przerwa przerwą, każdy z nich wtedy indywidualnie trenuje, więc mogłam biegać z Oskarem. To na pewno było jakieś wsparcie dla niego, bo samemu na pewno się nie chce, bo jednak jest przerwa, a on musi iść czy to na siłownię, czy właśnie pobiegać. Siłownia jakoś mnie nie przekonała, ale biegałam razem z nim.

 

Co według Ciebie może być pasjonujące w sporcie, który uprawia Twój mężczyzna?

– Zdecydowanie mało ludzi zdaje sobie sprawę jak bardzo kontaktowy jest ten sport, bo się wydaje, że co to tam, tylko rzucają piłką. Ale jego podarta koszulka mówi sama za siebie.

 

Jesteś jedną z osób, które najbardziej znają Oskara – ma jakieś rytuały przedmeczowe, jakieś zwyczaje?

– Tak, zdecydowanie, ma ich mnóstwo! Dzień meczowy to jest dzień święty, tak samo długo śpi, ale ma bardzo dużo rytuałów, które co sezon się zmieniają, bo chociażby przykładowo dla Oskara bardzo ważne jest w jakich butach zagra, które mu przynoszą szczęście, które nie, jest w stanie wymienić buty po jakimś czasie, bo stwierdza, że jednak w tych nie wychodzi mu za dobrze, więc kupuje nowe. Przed meczem zawsze je ten sam posiłek – ryż z kurczakiem. Nie możemy wychodzić z domu oboje w dzień meczowy. Ostatnio chciałam pojechać po coś do sklepu, bo koniecznie tego potrzebowałam… no, kręcił nosem, bo przyniosę pecha! (śmiech) Więc tych rytuałów jest naprawdę sporo.

 

Czy pasja Oskara przyciągnęła Cię do niego, czy stanowiła jakąś przeszkodę?

– Na początku totalnie się nad tym nie zastanawiałam. Widziałam Oskara jako osobę, a nie jako sportowca, nie zawodnika Gwardii, tylko widziałam w nim jego cechy, charakter. Nie zastanawiałam się nad tym, mimo że wszystko się wokół tego kręciło. Zakochałam się w Oskarze, a nie w tym, co on robi.

 

Jak wyglądają wakacje ze sportowcem?

– Na wakacje wybieramy się od razu po sezonie, czyli koniec maja, początek czerwca. I to jest ten jeden tydzień w roku, gdzie rzeczywiście Oskar nie uprawia sportu. Aczkolwiek wybieramy hotel z siłownią (śmiech). I chociaż na chwilę codziennie musi tam zajrzeć! I na pewno co roku staramy się co roku gdzieś się wybrać, żeby oczyścić umysł po trudnym roku.

 

A czy Oskar potrafi się odciąć od swojej dyscypliny i zapomnieć na jakiś czas o sporcie?

– Wydaje mi się, że tak, ale pamiętam takie wakacje, gdzie w hotelu 12-letni taki chłopiec ciągle na niego patrzy i zastanawiałam się o co chodzi. Myślałam, że może ze względu na jego wzrost, ale później jego rodzice podeszli i zapytali „Możemy prosić o autograf? Bo my pana kojarzymy, bo syn się interesuje piłką ręczną.” Moja reakcja była zupełnie automatyczna: „Znowu!” (śmiech).

 

A nie przejada Ci się to? Ten wszechobecny sport?

– Nie, nie, jak dwoje ludzi ze sobą przebywa, to muszą się nawzajem wspierać w pasjach, tak samo jemu moje pasje mogłyby się nudzić, a myślę, że tak nie jest, bo to jest takie… takie normalne w związkach, że wspieramy się w swoich zainteresowaniach.

 

Sport to zarówno sukcesy jak i porażki. Jaki jest Twoim okiem Oskar w momentach sukcesów i porażek?

– No przy porażkach jest trudno. Ale też nad tym pracujemy i próbujemy sobie pomóc. Oskar zamyka się w takich momentach w sobie i trzeba do niego dotrzeć, mam nadzieję, że już mi się to udaje i że będzie tylko lepiej. I mam nadzieję, że tych porażek będzie też coraz mniej! A po sukcesach… to w ogóle nie ma o czym gadać! (śmiech) Optymizm na pewno, chociaż nie wpada w jakąś euforię z tego powodu, po prostu chyba najbardziej widoczny jest spokój, bo sukcesy przekładają się na wszystko inne w życiu sportowca.

 

A co robisz, kiedy Twój chłopak jest na Ciebie zły?

– Ojej, nie wiem. Chyba staram się przemilczeć ten moment, przeczekać, ale długo nie jest zły. Wydaje mi się, że ma takie samo podejście jak ja, że szkoda czasu na złoszczenie się na siebie i nie wiem czy wytrzymaliśmy kiedyś może z pół dnia pokłóceni. (śmiech)

 

Czyli para idealna?

– Nie, para taka, jak inne. Tak samo kłócimy się, zgrzytamy na siebie zębami i to czy on jest sportowcem czy nie, to zupełnie nie wpływa na to, jak to właściwie u nas wygląda. W każdym związku trzeba czasem oczyścić atmosferę jakimś delikatnym krzykiem. (śmiech)

 

Czy chciałabyś coś powiedzieć o Oskarze, jakąś anegdotkę, wspomnienie?

– Myślę, że warto powiedzieć o nim to, czym mnie ujął. To ma też związek z tym, że jesteśmy w Gorzowie, bo Oskar jest bardzo rodzinny. To mnie w nim ujęło, że zobaczyłam, jak bardzo zależy mu na rodzinie, jak ważni są dla niego jego rodzice i jego babcia. To też przekłada się na moją rodzinę, bo gdy zobaczył w Elblągu, że po kilku miesiącach, w których nie mogłam pojechać do Opola, bo po prostu nie było na to czasu, zaczęłam tęsknić i potrafił o 13.00 w sobotę wpakować mnie w samochód, gdzie wiedzieliśmy, że w niedzielę po południu będziemy musieli wrócić, czyli spędzimy w Opolu niecałe 20 godzin licząc sen. Ale wpakował mnie w ten samochód niemalże siłą, mimo że mówiłam, że nie opłaca się na parę godzin jechać. Pojechał tam ze mną, wbrew logice, żeby spotkać się z moją rodziną i to jest w nim niesamowite. To teraz również jest bardzo ważne w naszym życiu, że nie lekceważy naszych rodzin, mimo tego że od początku mieszkamy osobno.

 

W sporcie zdarzają się kontuzje – jak w ich przypadku zachowuje się Oskar, co wtedy się dzieje między nami.

– To trudna sytuacja dla sportowca, ale – odpukać – odkąd jesteśmy razem, to nic poważnego Oskarowi się nie stało i mam nadzieję, że tak będzie dalej. Gdzieś tam wcześniej miał kontuzję, ale jeszcze wtedy był w Gorzowie i nie był wtedy jeszcze ze mną.

 

Trzeba Cię jeszcze zapytać o Twoje odczucia odnośnie żużla w Gorzowie, bo wiemy, że Oskar bardzo lubi – a jak jest z Tobą?

– Tak, Oskar lubi, a ja generalnie lubię wszelkie wydarzenia kulturalne, bo nie tylko sportowe. Lubimy razem wybrać się na jakiś fajny koncert i tak samo lubię atmosferę na takich wydarzeniach, jak na przykład mecze żużlowe. I wręcz to ja ciągnęłam Oskara na żużel co niedzielę, odkąd tutaj przyjechaliśmy, bo lubię całą tą otoczkę, a tutaj jest to na bardzo wysokim, najwyższym w Polsce poziomie, więc na pewno jest bardzo fajnie.

 

Opowiedz jeszcze, jak radzisz sobie z wyjazdowymi meczami? Bo wspomniałaś, że w domu nie mogłabyś usiedzieć, gdybyś wiedziała, że gdzieś obok Oskar gra mecz.

– Jak jest gdzieś blisko, to też starałam się jeździć, teraz nie było jeszcze takiej możliwości, ale niedługo jadą do Poznania, więc jeżeli tylko będę miała możliwość, to chciałabym pojechać. A jeżeli nie, to wcześniej była możliwość oglądania w telewizji, bo grali w ekstraklasie i mam nadzieję, że już niedługo taka możliwość wróci, wraz z awansem Stali do Ekstraklasy! To było fajne w Opolu, bo spotykałyśmy się razem z dziewczynami i razem oglądałyśmy te mecze w telewizji, a teraz śledzimy relacje live na stronie Stali. Zawsze staramy się spotkać z dziewczynami innych zawodników i nie rozmawiamy, tak jak oni myślą, tylko o nich, bo mamy też wiele innych, wspólnych tematów (śmiech).

 

Środowisko piłki ręcznej z obserwacji ludzi z boku, wydaje się dosyć zgrane – zawodnicy spędzają wspólnie czas wolny, a wy jako ich partnerki też razem bywacie?

– Tak spotykamy się, utrzymujemy wspólny kontakt. Do tej pory mam też kontakt z tymi dziewczynami, które porozjeżdżały się po innych miastach w Polsce. W Gorzowie też jest bardzo fajny klimat, bardzo fajne dziewczyny, chociaż nie wszystkie są na miejscu, ale staramy się w weekend spotkać i zintegrować. I tak jak mówię, nie wszystko kręci się wokół nich, ale na przykład umawiamy się przed meczem, co zakładamy (śmiech).

Udostępnij