Jak to się stało, że przeniosłaś się na północ województwa? 

-Mój obecny mąż, Arek, studiował filologię na Uniwersytecie Zielonogórskim. Ja pracowałam dorywczo w jednej z kawiarni i co jakiś czas się widywaliśmy. Tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy się spotykać również poza moim miejscem pracy. A po roku, kiedy on skończył licencjat, wyjechaliśmy do jego rodzinnego miasta. Szczerze mówiąc – gdy dowiedziałam się, że ten uroczy chłopak pochodzi z Gorzowa, aż mnie zmroziło. 

W Zielonej Górze często oglądałaś żużel? 

-W tym mieście – podobnie jak tutaj – ciężko jest odciąć się od czarnego sportu i nie zauważać jego obecności. Bo jest on dosłownie wszędzie. Na każdym festynie, Winobraniu, w telewizji, nie mówiąc o tym, jak wygląda miasto w niedzielę. Zawsze interesowałam się psychologią i fascynowało mnie, że sport jest w stanie połączyć tysiące obcych sobie osób i z drugiej strony tak samo je podzielić.  

Moja rodzina nie jest zbyt żużlowa”. Tata w młodości bawił się w kibicowanie, teraz bawi go raczej zachowanie fanatyków żużlowych zespołów. Mecze ogląda w domu, ja przez kilka lat byłam więc niejako zmuszona do kontaktu z tym sportem. Pamiętam, że mój tata zawsze był dużym fanem pana Huszczy…  I to było jedyne nazwisko, które zapadło mi mocniej w pamięć. 

W domu mieliśmy kilka starych proporczyków, które były tam chyba od zawsze. Byliśmy typową zielonogórską rodziną. Aż ja wyłamałam się z tego schematu (śmiech). 

Zderzenie z gorzowską rzeczywistością było dla ciebie szokiem? 

-Wbrew pozorom, Zielona Góra i Gorzów są pod pewnymi względami bardzo do siebie podobne! Rodzina Arka była bardzo zaangażowana w kibicowanie Stali. On sam traktował to w czasach liceum bardziej jak styl życia niż sport czy rozrywkę. Ludzie jednak się zmieniają, dojrzewają. I tak nie ominęła mnie przymusowa wizyta na „Jancarzu”. I coś się zmieniło. 

Miłość do chłopaka przyniosła kolejne wielkie uczucie? 

-Dokładnie! W 2008 roku, w sierpniu, wybraliśmy się na… derby. Szłam na stadion pewna, że będę kibicować „swoim” zielonogórzanom. Mam wrażenie, że sama trochę się oszukiwałam. Wiedziałam, że od tamtej pory to Gorzów był moim domem, a w żużlu zakochałam się właśnie dzięki gorzowskiej drużynie. PrzegraliŚMY, ale od tego momentu poczułam się dumna, że staję się jednym z was. NAS

Tata na początku chciał się mnie wyrzec (śmiech). A mówiąc poważnie – cieszy się, że ma przy sobie kogoś, z kim może podyskutować na temat swojego ulubionego sportu. Czasami się ze mnie śmieje, jednak zawsze jest jeszcze przecież Arek, który został chyba najdumniejszym mężczyzną w województwie lubuskim! 

Udostępnij