Maciej Błoch: Wynik meczu nie oddaje dokładnie jego przebiegu. Walczyliśmy, ale zabrakło tak zwanego pazura, tego, czym zwyciężaliśmy w poprzednim sezonie. Prawdą jest też fakt, że skład w tym sezonie nie jest optymalny. Nadal borykamy się z kontuzjami, co wcale nas nie tłumaczy, bo gra się takim składem, jaki się na obecną chwilę posiada. Drugi set był światełkiem w tunelu, niestety trzeci obnażył nasz brak wiary w zwycięstwo, bo nie brakuje umiejętności, chociaż zdaję sobie sprawę o teoretycznej przewadze naszego przeciwnika. Brak wiary i niestety skupienia był głównym powodem naszej porażki. Rywal niczym nas nie zaskoczył, to my zagraliśmy słabo. Co do mojej gry, Wlazłym się nagle nie stanę, więc staram się grać jak najlepiej.

 

Paweł Maculewicz: Na pewno zawiodło przyjęcie zagrywki. Mieliśmy z tym problem i dograniem łatwych piłek na kontrach. Jak już było przyjęcie, to nie mieliśmy problemu ze skończeniem własnej akcji. Drugi set zagraliśmy tak, jak powinniśmy zagrać cały mecz. Wszyscy grali równo, nie popełnialiśmy błędów i wygraliśmy tę partię. W trzecim secie od początku nam nie szło, straciliśmy dużo punktów i nie daliśmy rady odrobić strat. Rywal raczej nas nie zaskoczył. Grali prostą siatkówkę, nie popełniali błędów, trudniejsze akcje po prostu przebijali na naszą stronę i pozwalali nam popełniać błędy.

 

Michał Wianecki: Gdyby nie dobra zagrywka Adama i Marcina (Adam Chmielewski, Marcin Kuryś – dop. red.) to mogłoby to wyglądać jeszcze gorzej. Moim zdaniem strasznie słabo zagraliśmy w obronie i przyjęciu, był tu chaos i dużo nieporozumień. A jak nie ma przyjęcia czy dogrania, to rozgrywający ma niezbyt komfortową sytuację do rozegrania. Po drugim secie myślałem już, że mamy przeciwnika w garści. Wróciliśmy do swojej gry, pewni siebie, skuteczni w ataku, a i poprawiło się przyjęcie z obroną. Wygrywaliśmy ważne akcje, wyprowadzaliśmy kontry. Blok dobrze funkcjonował z obroną i każda dłuższa akcja dodawała nam skrzydeł, które później zostały podcięte i niestety przegraliśmy. Wydaje mi się, że brakło jakby motywacji i ambicji, która była w meczu z Górczynem. Tu na początku był stres połączony z chaosem, który przerodził się w wielkie błędy i kolejne przegrane punkty. My się chyba zaskoczyliśmy słabą grą, wydaje mi się, że za bardzo chcieliśmy, po prostu spaliliśmy się sportowo. Drugi set to lekka nadzieja, która szybko przygasła w trzeciej partii. To nie był nasz dzień, musimy zapomnieć o tym meczu, wyciągnąć wnioski zbiorowe i indywidualne. Ja jestem mega zadowolony, ale z powodu tego, że mój bark wraca do normy. Mniejszy ból, większa siła i zakres ruchu, a to przekłada się na lepszą psychikę i pewność siebie. Miałem trochę trudne zadanie, bo w bloku miałem weterana PlusLigi – pana Krzysia Gierczyńskiego, starałem się omijać, jak tylko mogłem jego blok, co jako tako się udawało i z tego jestem zadowolony. Mam nadzieję, że najbliższa przerwa pozwoli mi pozbierać organizm do takiego stanu, że w nowym roku będzie wszystko grało bez bólu i zmartwień.

 

Wojciech Mazur: Trzeba otwarcie przyznać, że zagraliśmy słaby mecz. Myślę, że najsłabszy w tym sezonie. Musimy się spotkać i po męsku porozmawiać, co było nie tak. Mamy ten pojedynek nagrany, więc każdy go sobie obejrzy i wyciągnie wnioski ze swojej gry, a wspólnie porozmawiamy o tym, czego nam brakuje jako drużynie. Po drugim secie wydawało się, że mecz zacznie się układać po naszej myśli. W kolejnych zabrakło nam jednak zacięcia, nie zagraliśmy jak drużyna. Myślę, że różnicę zrobił Krzysztof Gierczyński. To bardzo dobry zawodnik, były reprezentant Polski, do niedawna występujący w Jastrzębskim Węglu. Każdy z nas na boisku stanowił osobny element, a przecież, aby wygrywać, musimy grać jak drużyna. Mimo to uważam, że zwycięstwo było w naszym zasięgu. W przerwie świątecznej planujemy zagrać kilka sparingów, wrócimy mocniejsi!

 

Udostępnij