Pani Alicja wraz z mężem od wielu lat kibicują żółto-niebieskim. W trakcie 30 lat małżeństwa na mecze Stali przyjeżdżali z Dębna, a po przeprowadzce do Gorzowa od dawna nie opuścili żadnego spotkania w Gorzowie. – Mąż, wraz ze swoim tatą, już dawno jeździł z Dębna na mecze Stali i, gdy zostaliśmy małżeństwem, zaproponował mi, że zabierze mnie kiedyś na mecz. W sierpniu 2017 roku minie 30 lat, odkąd pierwszy raz byłam na meczu Stali. I szczerze mówiąc, po zobaczeniu pierwszych biegów byłam tak przerażona tym wszystkim, co się działo, że przez kilka kolejnych lat nie chciałam o tym słyszeć! (śmiech) Ale jak 24 lata temu, gdy przeprowadziliśmy się do Gorzowa, to mąż zaproponował, że skoro jesteśmy na miejscu, to może spróbujemy jeszcze raz razem pójść na mecz – wspomina pani Alicja. – Tym razem, jak już dałam się namówić, to zupełnie inaczej to przyjęłam i do tego momentu chodzimy z mężem na wszystkie mecze w Gorzowie. Wtedy co czwartek kupowałam Tygodnik Żużlowy, który czytałam od A do Z, znałam na pamięć wszystkie składy i nikt nie mógł uwierzyć, że aż tak się w to wciągnęłam! – dodaje. – Pamiętam, jak byłam w ostatnim miesiącu w ciąży i siedziałam na stadionie na meczu Stali, a później, mój syn Dawid miał zaledwie 10 dni, gdy ja z wózkiem kibicowałam na kolejnym meczu!

 

Taka miłość do Stali to jednak jeszcze nic w porównaniu z pozostałymi członkami rodziny pani Alicji. – Największego „hopla” na punkcie Stali ma syn, mimo że wszyscy mamy karnety, jeździmy na wyjazdy. Syn co prawda już nie chodzi z nami, bo częściej bywa w sektorze kibicowskim i zapisuje się na wyjazdy ze stowarzyszeniem kibiców. Syn jest tak bardzo zaangażowany w Stal, że potrafi zrezygnować z wczasów i innych wyjazdów, żeby jechać na mecz! – opowiada nasza rozmówczyni.

 

Gdy zapytaliśmy Panią Alicję o to, jaki moment najbardziej zapadł jej w pamięć podczas jej przygody ze Stalą, okazało się, że ma niesamowitą historię do opowiedzenia. – Cztery lata temu zachorował. Były takie momenty, gdzie było naprawdę trudno – powiedziała. Dawid zachorował na białaczkę i jego stan gwałtownie się pogarszał. – To mąż wyczuł taki moment, wpadł na pomysł, że wsparciem dla Dawida w walce o zdrowie będzie, jeśli odwiedzi go ktoś związany z żużlem, z gorzowską Stalą. Poszedł do prezesa stowarzyszenia, Grzegorza Szymańskiego i opowiedział historię Dawida – wspomina ze wzruszeniem pani Alicja. Wtedy też „Greg” zwrócił się do naszego kierownika, Krzysztofa Orła i Stal postanowiła się włączyć w akcję pomocy.

 

 

– Po raz pierwszy na żużel zabrali mnie rodzice i było to 17 kwietnia 1995 roku, kiedy miałem zaledwie 10 dni – zaczyna bohater tych wspomnień. – Oczywiście tego meczu nie pamiętam! Ale rodzice byli wielkimi fanami i od tamtej pory dorastałem w miłości do Stali. Od zawsze interesowałem się żużlem, tato zabierał mnie na mecze, gdzie zawsze siadaliśmy na słynnej trawce na drugim łuku. Pierwszy mecz, o którym mogę powiedzieć, że pamiętam, to było spotkanie w 2002 roku, przeciwko Wybrzeżu Gdańsk, a akurat wtedy wygrał przeciwnik i spadliśmy do I ligi. Od tamtej pory pamiętam większość meczów, na które chodziłem. Ale wszystko zaczęło się od rodziców – wspomina Dawid, dziś 22-letni chłopak. Przygoda ze Stalą od dziecka to i momenty, w których zwłaszcza chłopcy chcą dołączyć do swoich idoli na torze. – Pojawiła się taka myśl, żeby spróbować swoich sił. W każde wakacje, gdy wyjeżdżałem do dziadów na wieś, to – chyba jak każdy przyszły żużlowiec – na rowerze kręciłem kółka z kolegami i chciałem spróbować żużla na własnej skórze, jeździłem do Wawrowa na zawody miniżużlowe, tato chciał mnie zapisać, żebym spróbował swoich sił, ale moja mama ostro zaprotestowała.  Miała mnie jednego, a to jest trudny sport i powiedziała „nie”. Ja posłuchałem i zostało mi kibicowanie – mówi Dawid.

 

Jakie mecze najbardziej zapadły Dawidowi w pamięć? – Trzy ostatnie finały, z Tarnowem, z Lesznem i z Toruniem. Bo to jednak finał mistrzostw Polski, walka o złoto. Ale pamiętam także inauguracyjny mecz z 2010 roku, z Unią Leszno, kiedy to Byki wygrywały praktycznie przez całe spotkanie, a Stal wygrała dwa ostatnie biegi i jak się okazało również całe spotkanie! To był chyba drugi mecz żużlowy, w którym przeżyłem tyle emocji, bo pierwszym było spotkanie z Ostrowem o awans do Ekstraligi. Pamiętam, jak przed tym meczem kłóciłem się z rodzicami, żebyśmy szybciej wyszli, żeby znaleźć jakieś fajne miejsca. Byliśmy na stadionie na półtora godziny przed meczem i już miejsc siedzących nie znaleźliśmy! (śmiech) Podczas tego meczu pierwszy raz aż tak bardzo przeżywałem to, co dzieje się na torze. Później przez tydzień musiałem to odchorować, bo krzyczałem i dopingowałem – wspomina.

 

Jednak to nie mecze, choć bardzo ważne w życiu Dawida, najbardziej zapadły mu w pamięć podczas przygody ze Stalą Gorzów. – Najbardziej zapamiętałem to, co Stal zrobiła dla mnie w moich trudnych chwilach. Potrzebowałem pomocy, bo stan mojego zdrowia wymagał hospitalizacji i wtedy pamiętam, że Stowarzyszenie Kibiców „Stalowcy” na czele z Grzegorzem Szymańskim oraz klub Stal Gorzów wyciągnęli do mnie pomocną dłoń. Mimo że jest tysiące kibiców i wielu z nich potrzebujących pomocy, a oni skupili się na mnie bez żadnego zawahania. Nie było mowy o rozważaniu, czy ta pomoc coś nam da, tylko od razu włączyli się w proces mojego leczenia. To najbardziej zapamiętałem, że doceniono mnie, że chodziłem na mecze, miałem karnety, jeździłem na wyjazdy, klub chciał pomóc, wyciągnął rękę i to sprawiło, że jestem jeszcze bardziej związany z klubem. To jest coś więcej niż tylko chodzenie na mecze. W czołówce moich wartości w życiu jest Bóg, rodzina i właśnie Stal Gorzów – opowiada Dawid. 22-latek podkreśla, że Stal zaangażowała się zarówno w zbiórkę środków potrzebnych na leczenie, ale także zapewnił wsparcie psychiczne dla niego. Pokazanie, że Dawid jest ważny dla klubu, że jako kibic, jest dostrzegany i doceniany, pomogło mu znaleźć siłę w sobie, by walczyć z chorobą. – Był okres, że było ze mną nie najlepiej, moje życie wisiało na włosku, ale wtedy Stalowcy nakręcili klub do pomocy i gdy dowiedziałem się, że jest mnóstwo akcji, pojawiają się informacje, wsparcie, licytacja brązowego medalu, który zdobyliśmy wtedy pierwszy raz od wielu lat… 80% mojego sukcesu, powrotu do zdrowia, zawdzięczam klubowi – podkreśla Dawid.

 

Na szczęście teraz zdrowie Dawida jest już w normie, a ostatnie badania potwierdziły, że choroba została pokonana. Dawid może swobodnie dopingować Stali na stadionach i na wyjazdach, angażuje się również w pomoc stowarzyszeniu kibiców. – Leczenie jest zakończone i mogę normalnie chodzić na mecze, a były już sezony, gdzie bardzo przeżywałem, że tuż obok jeździ moja drużyna, a mnie nie może być na stadionie – mówi. Stal to jednak nie tylko żużel i Dawid doskonale o tym wie. – Podoba mi się także piłka ręczna, chodzę na mecze, byłem nawet w Żukowie w zeszłym sezonie, jak był organizowany wyjazd. Interesuję się, kibicuję sekcji piłki ręcznej. Zresztą sam piszę wyniki na stronie Stowarzyszenia kibiców, www.stalowcy.pl, mocno wciągnąłem się również w piłkę ręczną, od trzeciej ligi nie opuściłem żadnego meczu w Gorzowie, więc to nie tylko żużel, ale i piłka ręczna – opowiada.

 

Aktualnie najbardziej kibicuję Bartkowi Zmarzlikowi. Zawsze marzyłem, żeby w Gorzowie jeździło jak najwięcej wychowanków, bo w tym okresie, w którym zdobywaliśmy mistrzostwo za mistrzostwem, w klubie byli prawie sami wychowankowie, więc Bartosz Zmarzlik to numer jeden jak dla mnie. Podoba mi się jego styl jazdy, jego waleczność i skromność, sama osoba i chociaż jest ode mnie o kilka dni młodszy, jest moim idolem – podkreślił Dawid. – Poza Bartkiem podoba mi się jazda Tomasza Golloba i to, co robi Greg Hancock, który w tym wieku pokazuje naprawdę profesjonalną jazdę na żużlu. A z poprzednich lat podobała mi się jazda Davida Ruuda, który miał też ciężki wypadek i jemu również klub pomagał – zakończył 22-latek.

Udostępnij