Wiktoria, wybranka Krzysztofa Nowickiego, to rodowita gorzowianka, która obecnie studiuje w Krakowie i interesuje się żużlem, ale to w hali przy ul. Szarych Szeregów 7 znalazła swoją miłość.

 

Jak poznaliście się z Krzysiem? Zaiskrzyło od razu, czy stopniowo pojawiało się coś więcej?

Wiktoria: – Poznaliśmy się z Krzysiem na grillu naszych wspólnych znajomych, zresztą u jednego z byłych zawodników Stali Gorzów. Na początku pisaliśmy ze sobą dużo, ale wiedziałam, że Krzyś jest sceptycznie nastawiony do ewentualnego związku ze mną i żeby pójść o krok dalej w naszej znajomości, bo miałam niedługo wyjechać. To mu długo przeszkadzało, ale w końcu zaczęliśmy się spotykać, zaprosiłam go na swoje urodziny i jakoś tak wyszło, że jesteśmy teraz razem.

 

Ile jesteście ze sobą?

– Już ponad rok.

 

Kiedy dowiedziałaś się, że Krzysztof jest zawodnikiem Stali?

– Szybciej się dowiedziałam o tym, że on gra w piłkę ręczną niż w ogóle wiedział o moim istnieniu (śmiech), bo na piłkę ręczną chodziłam już od jakiegoś czasu.

 

Jak wygląda życie z zawodowym sportowcem? Opowiedz trochę o tym, jak wygląda Wasz wspólny zwykły dzień, jak jest przed meczami.

– W sumie trudno opisać nasz przeciętny wspólny dzień, bo nie mieszkamy razem, no i ja pół tygodnia spędzam w Krakowie. Nasz wspólny dzień jest na pewno bardzo ograniczony. Kiedy już mamy szansę razem go spędzić, to treningi wieczorne powodują, że znika mi na jakiś czas, ale staramy się poświęcać sobie jak najwięcej chwil, bo mamy ich niewiele. Ostatnio zaczęliśmy wspólnie gotować i sprawia nam to dużo frajdy. Jesteśmy też zapalonymi fanami seriali. Zawsze też staram się go jakoś uspokoić przed treningiem, powiedzieć mu, że jest najlepszy i dać dodatkowego kopa, żeby miał jeszcze więcej motywacji. Jeśli chodzi o dzień meczowy, to Krzyś nie okazuje tego, że się denerwuje, że o tym myśli, ale ja wiem, że tak jest, dlatego staram się odciągnąć jego myśli od meczu, wciągnąć go w jakieś zajęcie, żebyśmy coś robili, żeby nie musiał się denerwować. No i staram się go zawsze motywować, powiedzieć mu parę słów, które dadzą mu jeszcze więcej energii i siły, by walczyć w meczu.

 

Co jest najtrudniejszego, a co najłatwiejszego w byciu partnerką zawodnika niejednokrotnie znanego w Polsce i na świecie?

– Najtrudniejszy jest chyba brak czasu. Nie istnieją praktycznie weekendy, wakacje również nie, bo to obóz, treningi, oboje również studiujemy, więc mamy sesję egzaminacyjną, nie ma czasu i to jest chyba najtrudniejsze do pogodzenia, bo jeżeli się nie uprawia tego samego sportu, to jest co najmniej dziwne, że aż tak bardzo Krzyśka nie ma w tym okresie. Dodatkowo dochodzą emocje, jest jeszcze więcej stresu, bo denerwuję się o niego, o to czy dobrze mu pójdzie, czy on będzie zadowolony, co w sumie jest najważniejsze. A plusy? Na pewno to, że zaraził mnie pasją do tego sportu, bo normalnie nie byłam aż tak zainteresowana piłką ręczną, ale przez to, że on tam jest i gra, to ja jestem tym dużo bardziej zainteresowana.  

 

Znany zawodnik, to i fanki. Pojawia się zazdrość? Jak sobie z nią radzić?

– Przyznam szczerze, że chyba o tym nie myślę, a nawet jeżeli myślę, to staram się nie zwracać na to uwagi, bo wiem, kto jest dla niego najważniejszy i to jest dla mnie najistotniejsze. Czuję się kochana.

 

Gdybyś miała opisać Krzysia w jednym słowie, to jakie by ono było i dlaczego?

– Mój Krzysiu jest troskliwy, zawsze stara się, żebym nie cierpiała na tym, że on uprawia sport, na tym, że nie mamy czasu, zawsze stara się zapewnić mi poczucie bezpieczeństwa, szczęścia. A Krzysztof-sportowiec jest na pewno skromny. Pamiętam, że był taki mecz, gdzie szło mu naprawdę świetnie, a on powiedział do mnie: „To mogłem obronić, tamtą piłkę też, a tu, gdybym bardziej się wychylił, to też bym obronił”. I nie docierało do niego, że przecież wszyscy go chwalą! Trener, trener przeciwników, wszyscy mówili, że było świetnie, a on cały czas powtarzał, że mogło być jeszcze lepiej. I dla mnie to jest nienormalne, że nie patrzy na siebie zupełnie, chodzi tylko o to, żeby drużyna wygrała. Nie chwali się tym, że coś mu wyjdzie, zawsze stara się zauważyć resztę drużyny, innych zawodników, a nie siebie.

 

Życie sportowca to również zmiany klubów i wyjazdy. Nie zawsze kobiety decydują się na jeżdżenie za swoją miłością przy każdej zmianie klubu – gdyby w przyszłości okazało się, że Krzyś chciałby zmienić klub, to byłabyś gotowa pojechać za nim?

– Wydaje mi się, że Krzyś w Gorzowie czuje się dobrze. To jest jego miasto, grał tu praktycznie od zawsze, mając tylko krótką przerwę w karierze juniorskiej, podczas której grał w Szczecinie. I myślę, że tutaj czuje się najlepiej, bo ma tu rodzinę i przyjaciół. Wiem, że jego bardzo uszczęśliwia to, kiedy może grać dla tych najbliższych ludzi i dla publiczności z Gorzowa. Ale nawet gdyby on zmienił klub, to biorąc pod uwagę to, że ja studiuję, zmieniłabym tylko miejsce, do którego bym przyjeżdżała. Zamiast do Gorzowa, jeździłabym do jakiegoś innego miasta.

 

Jesteś jedną z tych dziewczyn, które lubią bywać na meczach swoich partnerów czy raczej nie przepadasz za sportem i nie do końca interesuje Cię, jak wygląda to w wykonaniu Twojego chłopaka?

– Przyznam szczerze, że jeszcze nie ominęłam żadnego meczu w Gorzowie, więc co tydzień jadę 560 km, żeby zobaczyć jego mecz, bo wiem, że nie może mnie zabraknąć. Nie tylko ze względu na to, że ja chcę tam być, bo przyznam szczerze polubiłam tę piłkę ręczną i lubię oglądać mecz, a emocje im towarzyszące są niezastąpione, ale wiem też, że świadomość dla Krzysia, że ja jestem na trybunach, sprawia, że jest mu lepiej i to jest mój obowiązek, muszę być!

 

Co czujesz gdy oglądasz Krzysia na parkiecie. Duma, radość, zdenerwowanie, może pojawia się strach i obawa o zdrowie? Jak to u Ciebie wygląda?

– Chyba trochę wszystkiego po kolei. Najbardziej jednak duma. Krzyś dla mnie jest najlepszy zawsze. Był, jest i będzie. Ale jeżeli widzę, że inni też to dostrzegają, to jeszcze większa duma mnie przepełnia. A tak zwykle jest, że idzie mu dość dobrze (śmiech). Bardzo się z tego cieszę, ale oczywiście jest też ten strach, że coś mu się stanie, że źle postawi nogę, coś pójdzie nie tak, bo to co wpływa na niego, a na pewno są to niepowodzenia, wpływa też na mnie. Więc obawiam się nie tylko o niego, ale też o siebie (śmiech).

 

No tak, bo Krzysztof jest bramkarzem, to dość specyficzne miejsce na parkiecie, a rzuty, które na niego lecą, potrafią być naprawdę bardzo silne…

– Zawsze mi się wydawało, że w bramce jest bezpieczniejszy! (śmiech) Że to jest takie miejsce, gdzie nic mu się nie stanie, ale przyznam szczerze, była taka sytuacja, że piłka poleciała, a on się przewrócił i się denerwowałam, czy coś się nie stało. Na szczęście po chwili wrócił do gry. Zresztą, znając Krzysia, to nawet, gdyby coś go bolało, to on na meczu by tego nie okazał. Dopiero po bym się dowiedziała, jakbym to od niego wyciągnęła.

 

Kibicujesz drużynie, w której startuje akurat Twój mężczyzna, czy masz swój ulubiony klub, a skupiasz się bardziej na kibicowaniu samemu chłopakowi?

– Stal Gorzów to moja drużyna już od bardzo dawna, więc kibicuję całej drużynie. Oczywiście, najbardziej spoglądam na tego jednego zawodnika w bramce, ale jednak kibicuję im wszystkim, bo ich sukces, to sukces również Krzysia. Staram się kibicować wszystkim i cieszyć się z ich sukcesów.

 

A może Ty również uprawiasz jakiś sport?

– Nie, to byłby błąd! Dla mnie i dla innych, ponieważ ja się nie nadaję do uprawiania sportu, mogę go jedynie oglądać, kibicować i pozostać na poziomie kanapy lub trybun. (śmiech)

 

Co według Ciebie może być pasjonujące w sporcie, który uprawia Twój chłopak?

– To, że jest to bardzo kontaktowy sport, w którym wszystko bardzo szybko się zmienia. Najpierw prowadzimy pięcioma, a za chwilę tracimy pięć! Bez wątpienia piłka ręczna przynosi dużo emocji, co doskonale widać po trybunach, jak ludzie reagują na wszystko, co się dzieje, na decyzje sędziów, na rzuty naszych zawodników… To naprawdę fascynujący sport.

 

Jesteś jedną z osób, które najbardziej znają Krzysia. Ma jakieś swoje rytuały przedmeczowe, jakieś nietypowe zwyczaje?

– Jeżeli jakieś ma, to są one dla mnie cały czas tajemnicą. Nie wiem o nich. Ale za to ja mam taki rytuał, że muszę go uspokoić (śmiech). Jedyne, co mi się kojarzy, to to, że je mniej tego dnia, bo wie, że gdyby się objadł, to byłoby mu ciężej się ruszać.

 

Czy pasja Twojego partnera przyciągnęła Cię do niego czy raczej stanowiła jakąś przeszkodę?

– Chyba była neutralna, nie wpłynęło to jakoś specjalnie na mnie, ale teraz sobie myślę, że wtedy to była szansa, że mogłam sobie bezkarnie na niego popatrzeć, jak jeszcze nie byliśmy parą (śmiech). Na pewno teraz jeszcze bardziej nas złączyła ze sobą, bo ja też żyję jego pasją, więc dużo o tym rozmawiamy… w sumie to ja generuję dużo rozmów na ten temat (śmiech), bo pytam się o wiele rzeczy, czasem oglądamy wspólnie mecze, jak są ligi w telewizji.

 

Jak wyglądają wakacje ze sportowcem? Czy partner potrafi odciąć się od swojej dyscypliny i zapomnieć o niej podczas urlopu?

– A czy wakacje istnieją? (śmiech) Jeżeli jakieś istnieją, to na pewno są też wypełnione sportem. Krzyś zawsze stara się pójść na jakąś siłownię, poćwiczyć w domu, żeby zawsze mieć kondycję, bo wie, jakie to jest ważne, żeby być cały czas w rytmie ćwiczeniowym. A czy potrafi zapomnieć o piłce ręcznej… mi się wydaje, że tak, że potrafi nie rozmawiać ze mną o tym, ale to chyba ja mu nie daję zapomnieć o piłce ręcznej, bo co chwilę zadaję pytania o nią.

 

Sport to zarówno sukcesy, jak i porażki. Jaki jest Krzysiu właśnie w momentach sukcesów, a jaki po porażce?

– Taki sam. Krzysiu zawsze się śmieje. Jest uśmiechnięty zarówno jeśli wygrywa, co przegrywa. I całkiem zabawnie wygląda to na bramce, kiedy przepuści piłkę i nadal jest uśmiechnięty! Powiedział mi kiedyś, że nie ma co się denerwować, bo to tylko rozprasza, a piłka ręczna to jest taki sport, gdzie nie ma czasu na to, żeby patrzeć w tył na porażki, trzeba cały czas być skupionym. A gdyby miał się denerwować i sam na siebie złościć, to by mu to nie pomogło. Więc uznał, że jego obroną, sposobem na niepowodzenie będzie uśmiech i brnięcie do przodu.

 

Co robisz, kiedy Twój chłopak jest na Ciebie zły? Zdarzają się w ogóle takie sytuacje, czy ogólnie cud, miód i orzeszki?

– Tak naprawdę to nie lubimy się kłócić, bo nie mamy czasu na kłótnie. A jeśli już się jakaś zdarzy, to staramy się szybko pogodzić i wyjaśnić sobie, co poszło nie tak, bo to oczyszcza atmosferę kiedy każde z nas powie, co nas boli i jest po sprawie.

Udostępnij