Paulina pochodzi z Płocka, choć obecnie studiuje we Wrocławiu, gdzie również mieszka i pracuje. Interesuje się wieloma rzeczami, począwszy od typowo kobiecych spraw – szaleje na punkcie butów –  jak i różnych sportów, w tym piłką ręczną. Z Adrianem poznała się w gimnazjum i jak sama mówi, był to okres, kiedy stała się jego „dobrym kumplem”.  

 

Jak poznaliście się z Adrianem? Zaiskrzyło od razu, czy stopniowo pojawiało się coś więcej?

Paulina: – Poznaliśmy się w szkole, w gimnazjum. Ja również trenowałam piłkę ręczną i to właśnie ona nas złączyła. Zaczęło się co prawda od tego, że przed pójściem do gimnazjum był obóz sportowy. Ale najśmieszniejsze jest to, że ja Adriana w ogóle nie pamiętam z tego obozu! A był to obóz zapoznawczy. Dopiero w szkole zwróciliśmy na siebie uwagę, ale to też nie nastąpiło tak od razu. Początkowo byłam po prostu dobrym kumplem Adriana (śmiech), dziewczyna i do tańca, i do różańca (śmiech). Myślę zresztą, że nadal jestem jego dobrym kumplem, jak trzeba to pójdziemy zawsze razem na piwko, jak możemy (śmiech). Jak się poznaliśmy… jakoś tak dziwnie wyszło, żadne z nas już chyba nie pamięta, jak to dokładnie było. Każdy ma swoją wersję, ale nie było takiego momentu, że wpadłam na niego, jak w filmie, i wysypały mi się wszystkie kartki, a on pomógł mi je zbierać (śmiech). Przyjaźń przerodziła się w związek.

 

Ile jesteście ze sobą?

– 27 października będzie 4 lata.  

 

Kiedy dowiedziałaś się, że Adrian uprawia sport?

– Od razu, byliśmy w klasie sportowej.   

 

Jak wygląda życie z zawodowym sportowcem? Opowiedz trochę o tym, jak wygląda Wasz wspólny zwykły dzień, jak jest przed meczami.

– Razem z nim – wspaniale, a bez niego – gorzej. Mieszkamy w dwóch innych miejscach i teraz w większości widzimy się na weekendy. Staramy się albo ja przyjechać do Gorzowa, albo on do Wrocławia, a czasem możemy spotkać się w Płocku, jak na przykład na święta. Spędzając razem weekend, staramy się cały czas być ze sobą, ale to nie tak, że jesteśmy odizolowani od innych, bo spotykamy się również z chłopakami z drużyny i ich dziewczynami. Są to bardzo przesympatyczni ludzie, świetna atmosfera panuje w tym klubie. Tak jak każda para lubimy też oglądać filmy, wyjść czasami na jakiś spacer, wiadomo, kino, zawsze próbujemy coś wymyślić, nie lubimy się nudzić i jakoś nie możemy usiedzieć w jednym miejscu. A przed meczami… To jest taki leniwy dzień. Adrian lubi długo spać, ja trochę mniej, więc zawsze trochę szybciej wstaję. Spędzamy ten dzień praktycznie cały czas na odpoczynku. Oczywiście wcześnie obiad, lekki posiłek i leniuchowanie, leżenie, a kilka godzin przed meczem wspólne nakręcanie się, motywacja. Mówię mu, że będzie dobrze i wierzę w niego.

 

Co jest najtrudniejszego, a co najłatwiejszego w byciu partnerką zawodnika niejednokrotnie znanego w Polsce i na świecie?

– Najtrudniejszy jest na pewno dystans, kilometry, które nas dzielą. Nie przeszkadza mi zaś to, że piłka ręczna cały czas jest głównym tematem, bo ja też „jaram się” tym sportem. Wszystko jest dobrze, jak jesteśmy razem.

 

Znany zawodnik, to i fanki. Pojawia się zazdrość? Jak sobie z nią radzić?

– Jak to mówi moja babcia: „Bez zazdrości nie ma miłości” (śmiech). Ale nie, nie należę do osób chorobliwie zazdrosnych, Adrian raczej też, jak już jest taka sytuacja, to zachowuje „kamienną twarz”. Ja jestem też dumna z tego, jak ktoś postrzega mojego chłopaka tak, jak ja, że ktoś się nim interesuje w ten sposób, z podziwem i że podoba się komuś to, co on robi.

 

Gdybyś miała opisać Adriana w jednym słowie, to jakie by ono było i dlaczego?

– Jego nie da się opisać jednym słowem. Ale przede wszystkim, to co najbardziej w nim lubię, to to, że jest spokojny, stoicki spokój. Ja jestem znowu bardziej wybuchowa, nerwowa, jestem choleryczką, a on działa na mnie jak aloes. No i to, że Adrian lubi żartować, jest zabawny, poczucie humoru spełnia dużą rolę w naszym związku. I jedzenie! (śmiech)  Oprócz tego, że razem gotujemy, to się śmiejemy, że nasz związek opiera się na jedzeniu, bo to tak: spotkamy się, no to dobra, pójdziemy coś zjeść, a to obiad, a to kolacja, a to no dobra, jakiś deserek. No i lubimy sobie nawzajem podsuwać pomysły. „No, wiesz co, Paulina? Dziś ugotujemy to.” „Ale wiesz co? Ja mam taki fajny pomysł na kolację”. I tak się wymieniamy. Fajna sprawa. A ogólnie tak, jesteśmy jak ogień i woda.

 

Życie sportowca to również zmiany klubów i wyjazdy. Nie zawsze kobiety decydują się na jeżdżenie za swoją miłością przy każdej zmianie klubu – jak to wygląda u Ciebie i dlaczego akurat w ten sposób?

– Dopóki studiuję – chociaż studiuję zaocznie, więc to nie byłby wielki problem, ale również pracuję we Wrocławiu – jesteśmy osobno. Ale gdyby pojawiła się taka opcja, że mogłabym zamieszkać razem z Adrianem, to wydaje mi się, że pojechałabym z nim bez wahania.

 

Jesteś jedną z tych dziewczyn, które lubią bywać na meczach swoich chłopaków? Dlaczego?

– Tak, lubię być na meczach. Pasuje mi tam wszystko, od mocnego ataku, dobrej, twardej obrony, bo piłka ręczna to jednak jeden z najbardziej kontaktowych sportów i chyba to jest w tym fajne. Po rzuty z 9-10 metra, szczególnie w wykonaniu Adriana, efektowna bramka na przykład tuż pod poprzeczką… Świetne to jest. No i ta pozytywna energia, adrenalina, która podczas meczu się pojawia, to że wynik może się zmienić diametralnie w kilka chwil. To, że gra się do ostatniej minuty, walczy się o każdą piłkę, o każdą bramkę… No i jest to najbardziej nieprzewidywalny sport. 

 

Co czujesz gdy oglądasz Adriana na parkiecie. Duma, radość, zdenerwowanie, może pojawia się strach i obawa o zdrowie? Jak to u Ciebie wygląda?

– Wszystko na raz! (śmiech) Zaczyna się od tego, że zawsze siedzę skupiona, nie koncentruję się tylko na Adrianie, bo to nie jednostka wygrywa mecze, ale cała drużyna. Wiadomo jednak, że ta uwaga jest gdzieś skupiona na Adrianie, jak on strzeli bramkę, czy dobrze zagra w obronie, to podwójna radość dla mnie, bo to jednak jest on. Często też, jak siedzę skupiona i na niego patrzę, to mam typowe odruchy boiskowe. Mówię sama do siebie: „Trzymaj koło, koło przechodzi, wyjdź do niego! Teraz dojdź!”. Żyję tym, jak on gra, często czuję się tak, jakbym była tam, obok niego, na boisku i grała razem z nim. Taka duszyczka na jego ramieniu (śmiech). A jak mnie nie ma na trybunach, to oczywiście relacja live, nieważne, czy jestem w tym czasie w szkole, pod ławką staram się cały czas śledzić, co się dzieje.  

 

Mówiłaś, że kibicujesz całej drużynie – dlaczego?

– Świetni chłopacy, świetna atmosfera, bardzo kontaktowi ludzie, od razu, jak tylko mnie poznali, to zaakceptowali. Nie ma tam chyba takich indywidualnych jednostek, odciętych od reszty, wszyscy razem starają się spędzać czas nawet i poza meczami, treningami. Przeżywam też, jak komukolwiek na boisku dzieje się coś złego. Był taki moment, podczas meczu ze Spójnią Gdynia, gdy bardzo bałam się o zdrowie Cezarego Marciniaka. I jak nie ma jakiejś dziewczyny na meczu, to od razu piszę jej relację, jesteśmy w stałym kontakcie, pod telefonem. Tak, to środowisko w Gorzowie jest naprawdę zgrane. Zresztą nie kibicuję tylko gorzowskiej drużynie. Mam bardzo dobrych kolegów w różnych miastach, na przykład Michał Lemaniak w Gwardii Opole, Tomasz Wiśniewski, który okazał się odkryciem tego sezonu. Młode chłopaki i wierzę, że będę oglądać ich w telewizji, jak będą grali w reprezentacji Polski.

 

Jesteś z Płocka – kibicujesz więc Wiśle?

– Też, oczywiście. Najgorzej jest, jak mamy mecz Stal Gorzów kontra Wisła. Martwię się wtedy o wszystkich, bo to moi znajomi, ale jednak wiadomo, że chciałabym, żeby to Stal wygrała, ze względu na Adriana.

 

A może Ty również uprawiasz jakiś sport?

– 9 lat trenowałam piłkę ręczną i będzie ona już zawsze w moim sercu. Grałam w Jutrzence Płock i za dziewczyny cały czas trzymam kciuki! Cały czas trochę mi tego brakuje, może kiedyś uda mi się do tego wrócić. Oprócz tego staram się dbać o aktywność fizyczną, więc odwiedzam siłownię co drugi dzień. Na lato trzeba popracować trochę nad ciałem (śmiech). Ale najbardziej piłka ręczna, trochę nożnej. No i zawsze mówię, że mamy lepsze ręce niż nogi w Polsce, bo siatkówka wciąż wygląda trochę lepiej niż piłka nożna. Chociaż, nie powiem, jest coraz lepiej.

 

Jesteś jedną z osób, które najbardziej znają Adriana. Ma jakieś swoje rytuały przedmeczowe, jakieś nietypowe zwyczaje?

– Wydaje mi się, że nie ma takich nietypowych zwyczajów, on jest zawsze spokojny, niczym się nie denerwuje, tylko trochę przed meczem, jak próbuje się nakręcić. Wszystko opiera się na tym lekkim posiłku. Musi też być wypoczęty, wyspany, no i zdeterminowany do akcji.

 

Czy pasja Twojego partnera przyciągnęła Cię do niego czy raczej stanowiła jakąś przeszkodę?

– Jak najbardziej (śmiech). Od tego wszystko się zaczęło, piłka ręczna nas połączyła. Gdyby nie to, że ja też grałam, to wydaje mi się, że moglibyśmy się nie spotkać. Nawet jak mnie nie ma, to zawsze Adrian do mnie dzwoni, zdaje relację, ja też najpierw pytam czy wygrali, później jak indywidualnie wypadł, zawsze opowiada mi wszystko od A do Z. „Tu mogłem zrobić lepiej, tu zrobiłem tak, z tego jestem zadowolony”. Zawsze wręcz jak mamusia nad nim czuwam i pytam się jak było. Chociaż wiadomo, mamusia jest niezastąpiona (śmiech).

 

Jak wyglądają wakacje ze sportowcem? Czy partner potrafi odciąć się od swojej dyscypliny i zapomnieć o niej podczas urlopu?

– Wydaje mi się, że potrafi się odciąć. Wiadomo, temat piłki ręcznej i tak zawsze jest poruszany, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Staramy się też dość aktywnie spędzać czas, czy to basen, czy jezioro, albo nad morze… Zobaczymy, jak w tym roku wyjdzie. Sportowiec to też jest człowiek, niczym się nie różni od innych ludzi. Adrian też bardzo lubi wyjść gdzieś, potańczyć, korzystamy jak jest wolny weekend, trzeba się trochę pobawić.

 

No właśnie, a nie masz takiego wrażenia, że jego jest cały czas za mało?

– Mam, oczywiście. Było idealnie, kiedy byliśmy w jednym mieście. Czasami nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że jest fajnie, bo mamy siebie na co dzień, po prostu się tego nie doceniało. Teraz, jak jesteśmy osobno, to dopiero doskwiera ten brak.

 

Sport to zarówno sukcesy, jak i porażki. Jaki jest Adrian właśnie w momentach sukcesów, a jaki po porażce?

– Jednostajny. Oczywiście, radość jest o wiele większa po wygranym meczu, jak przegrają, to rozmyśla nad tym, co mógłby zrobić inaczej, lepiej, ale wydaje mi się, że on cały czas patrzy do przodu, zamiast rozpamiętywać to, co było.

 

Czy masz może jakąś specjalną anegdotkę, którą chciałabyś opowiedzieć?

– Zawsze miło wspominam, jak kiedyś Adrian przyszedł do mnie z białymi kwiatami, z czego jedna róża była w innym kolorze – zielonym. I wtedy Adrian powiedział mi, że jak wszystkie te kwiaty uschną, to on dopiero przestanie mnie kochać. A ta jedna była sztuczna. Nie wiem, czy Adrian się ucieszy, jak to przeczyta, bo przeważnie faceci wolą być pokazywani jako bardzo twardzi i męscy, a tu jednak romantyczna historia (śmiech).

 

Co robisz, kiedy Twój chłopak jest na Ciebie zły?

– Przytulam go. (śmiech) I nie odzywam się. Wolę czasami przeczekać, przemilczeć, myślę, że on tak samo. Zresztą my się długo na siebie nie gniewamy. Adrian zaraża swoim stylem bycia, jego spokój wpływa na mnie i szybko się godzimy. Ale widomo, to nie jest tak, że się w ogóle nie kłócimy. Czasami trzeba trochę wykrzyczeć sobie nawzajem, co jest nie tak i później od razu wszystko wraca do normy.

Udostępnij