www.stalgorzow.pl: Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z żużlem?
Hubert Czerniawski: – Oczywiście, zaczęło się to od taty, który zabrał mnie pierwszy raz na zawody żużlowe i okazało się, że Bartosz Zmarzlik, który jest naszym sąsiadem, na nim jeździ! Od razu chcieliśmy iść na duży tor, miałem zamiar spróbować swoich sił w tym sporcie. Ale Bartek powiedział, że jest minitor w Wawrowie i, że będzie to lepsze rozwiązanie. Pojechałem raz, zobaczyłem… Od tamtej pory, jak tylko Pan Paweł Zmarzlik zrobił mi motocykl, to przepadłem. I ciągnie się to praktycznie do tej pory.
A pamiętasz właśnie ten swój pierwszy mecz w roli kibica?
– Nie, nie pamiętam. To było tak dawno temu, że trudno by mi było cokolwiek z tego sobie przypomnieć. Wiem tylko, że urzekła mnie wtedy adrenalina, no i motocykle, chyba jak każdego chłopaka. (śmiech)
Czy to właśnie w trakcie Twoich pierwszych meczów na trybunach pojawiła się taka myśl, że żużel to coś, co chcesz robić w życiu?
– Myślę, że tak. Dlaczego? Nie trzeba tu wielu słów. Po prostu zakochałem się w tym sporcie.
Wspomniałeś, że to tato zabrał Cię na żużel po raz pierwszy – w Twoim domu żużel był obecny na co dzień?
– Nie, nie był obecny. W jakimś momencie tata zaczął się tym interesować. Wiedział, że taki sport istnieje i to całkiem niedaleko, ale nie bywał wtedy jeszcze na stadionie. Czasem oglądaliśmy mecze w telewizji, ale szczerze powiedziawszy zupełnie inaczej to wyglądało. A jak pojechaliśmy doświadczyć tego na własnej skórze, to naprawdę wywarło całkowicie inne wrażenie. Kibice, zapach…
Gdy zaczynałeś trenować, jak Twoja mam reagowała?
– Miała kilka argumentów przeciwko, ale dała się ostatecznie przekonać. Najbardziej obawiała się tego, co chyba wszystkie mamy – żużel to niebezpieczny sport, więc bała się, że coś mi się stanie, że doznam jakiegoś urazu, kontuzji.
To co ją przekonało?
– Powiedziałem, że się podciągnę w nauce! (śmiech)
I podciągnąłeś się?
– Nie! (śmiech)
Czy żużel był pierwszym sportem, którego próbowałeś w życiu?
– Próbowałem grać wcześniej w piłkę nożną, ale jestem do tego „kompletnie lewy” (śmiech).
Czy czujesz się wzorem dla tych maluchów z minitoru?
– Nie, wzorem niezbyt. Wzorem to może być Bartek! Ja jeszcze za mało osiągnąłem, żeby nazywać się wzorem dla innych.