Pierwsza połowa zaczęła się od bramki gospodarzy i długo rozkręcała. W 10. minucie na tablicy wciąż widniał wynik 2:1, a obie drużyny często traciły piłkę. Swoje roboli także bramkarze, wyłapując trudne rzuty. Dopiero w 15. minucie Stal zaczęła odskakiwać rywalom. Dobrze w ataku spisywał się Mateusz Stupiński i Oskar Serpina, swoje robił Stanisław Gębala, a dobrze piłkę rozprowadzał Bartosz Starzyński. W obronie świetnie spisywali się Miłosz Bekisz i Dominik Droździk, a mimo pewnej falowości w grze i trudnych momentów, także dzięki Cezaremu Marciniakowi, Stal na przerwę schodziła z 3-bramkową przewagą. Gra gorzowskiej drużyny była zaskoczeniem dla – byłego już – lidera tabeli, który chyba nie spodziewał się aż takiego oporu.

 

Drugą połowę lepiej ponownie zaczęli gdynianie, ale to Stal już po 7 minutach zaczęła powiększać swoją przewagę. W 47. minucie wynosiła ona już 7 bramek, a żółto-niebiescy świetnie bawili się w Arenie Gdynia. Pokusili się nawet o zagranie swojej popisowej akcji między Aleksandrem Kryszeniem i Mateuszem Stupińskim, jednak były to niestety miłe złego początki. W 52. minucie z pierwszą karą wyleciał z boiska Kryszeń, a zaraz po nim także Marciniak i Serpina. Gorzowianie nie mogli pogodzić się z decyzją delegata, który uznał, że bramkarz Stali wbiegł na boisko, kiedy jego zmiennik jeszcze na nim był. Stal musiała sobie radzić w czwórkę, co było piekielnie trudnym zadaniem, bowiem gdy Spójnia poczuła krew, nie miała zamiaru się tak łatwo poddać. Z wyniku 19:25 w krótkim czasie, przez odgwizdywane faule w ataku i groźby delegata, że jeśli na ławce zawodników nie będzie większego spokoju, posypią się kolejne kary, zrobiło się 24:26. Gorzowianie grali z wielkim poświęceniem – między innymi Starzyński, który w skrajnie trudnej sytuacji rzucił bramkę i przez dłuższą chwilę nie podnosił się z boiska. Nie pomagali jednak sędziowie, ponownie wysyłając na ławkę kar Kryszenia za przetrzymanie piłki, czy Starzyńskiego za rzekomy faul. Na 1,5 minuty przed końcem na tablicy widniał remis 26:26, na szczęście Stal była już w polu w pełnym składzie. Goście bali się jednak gwałtowniej zareagować w obronie, by nie zarobić kolejnego dwuminutowego wykluczenia. Na szczęście Stal już w tym sezonie pokazała swoje iście stalowe nerwy. Po tym, jak bramkę zdobył Marcin Smolarek w bardzo trudnej sytuacji i z ogromnym poświęceniem przedarłszy się przez defensywę gości, o czas poprosił trener Markuszewski, by – jak mu się zdawało – ustawić ostatnią akcję meczu. I rzeczywiście, akcja była udana, na tablicy wyświetlało się 27:27, jednak gdynianie zbyt szybko zakończyli akcję rzutem. Cezary Marciniak zebrał się bardzo sprawnie, podał piłkę do Dominika Droździka, ten zaatakował i oddał ją do Olka Kryszenia. A Kryszeń nie mógł się w tej sytuacji pomylić. Sam na sam z bramkarzem wybrał wariant rzutu w długi, dolny róg i na sekundę przed syreną końcową ustalił wynik na 27:28!

 

Gorzowianie tym samym przeskoczyli Gdynię w tabeli i mają bardzo duże szanse na wygranie ligi. Przed Stalą bowiem zaledwie dwa spotkania, które gorzowanie muszą wygrać – z GKS-em Żukowo i Grunwaldem Poznań. Gdynia zaś musiałaby stracić przynajmniej punkt, jednak ich sytuacja jest dużo trudniejsza – dwa wyjazdy do bardzo niewygodnych rywali – MKS-u Real-Astromal Leszno i Nielby Wągrowiec oraz mecz z Żukowem u siebie, dają Stali nadzieję na to, iż w tabeli nie dojdzie już do zmian, a to Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów zadomowi się na pierwszym miejscu.

 

Wyniki:

Spójnia Gdynia 27 (9)

Michalczuk, Głębocki, Zimakowski – Marszałek 5,Ćwikliński 5 (3/3), Lisiewicz 4 (2/2), Pedryc K. 4, Oliferchuk 3, Brukwicki 2, Kamyszek 1, Ringwelski 1, Rychlewski 1, Pedryc P. 1, Matuszak, Cichocki.

Trener: Marcin Markuszewski

Kierownik: Krzysztof Kotwicki

Zarząd: Lech Ramczykowski

Fizjoterapeutka: Aleksandra Kotlewska

 

Kartki: Ćwikliński, Oliferchuk

Kary: Lisiewicz, Oliferchuk

Karne: 3/3

 

 

Kancelaria Andrysiak Stal Gorzów 28 (12)

Marciniak, Nowicki – Stupiński 7, Kryszeń 7 (4/5), Serpina 4, Gębala 3, Starzyński 3, Turkowski 2, Bekisz 1, Marcin Smolarek 1, Kłak, Droździk, Mariusz Smolarek, Gryszka, Śramkiewicz, Gałat.

Trener: Dariusz Molski

Kierownik: Łukasz Bartnik

Fizjoterapeuta: Patryk Komarnicki

 

Kartki: Serpina,

Kary: Serpina (2), Gębala, Bekisz, Kryszeń(2), Marciniak, Starzyński.

Karne: 4/5

 

Sędziowie: Orzech Michał – Orzech Robert (Brodnica)

Delegat: Cieśliński Ireneusz

Widzów: ok. 550 osób

 

Dariusz Molski: W przerwie mówiłem, że Gdynia nie jest w stanie z nami wygrać. To tylko my możemy z nimi przegrać. No i nieomal byłem złym prorokiem! Ale to nie moja wina (śmiech), to były błędy, na które z ławki nie można zareagować. To sytuacje takie jak brak odłożenia piłki, czy nagłe podanie w poprzek. Takie błędy nie mogą mieć miejsca przy takim przeciwniku. A w takich momentach – wiadomo – „ściany” zaczynają pomagać. Oni łapią wiatr w żagle i ich niesie, a my gramy przez 7 czy 8 minut w osłabieniu, podwójnym, a nawet potrójnym. Na szczęście udało się wygrać. To szczęście było przy nas. To było chyba nawet „niesprawiedliwe” szczęście (śmiech). Bylibyśmy największymi frajerami, gdybyśmy ten mecz przegrali. A mało co się tak nie stało. Natomiast teraz sytuacja jest arcyciekawa, bo Gdynia musi wszystko wygrać, a ma dwa bardzo trudne wyjazdy i to w przeciągu 3 dni! 10. zagra w Lesznie, 13. w Wągrowcu. No i później ma jeszcze jeden mecz u siebie. My natomiast spróbujemy nie spuścić z tonu. Boję się jednak bardzo meczu z Żukowem, pod takim względem, żeby ktoś się nie wtrącił gdzieś z boku i nie próbował im pomóc. Żukowo ma bardzo trudną sytuację, będzie chciało się utrzymać. Będą bardzo zdesperowani, to po pierwsze. A my na wszystko musimy dmuchać, jeżeli chcemy dowieźć tę passę do końca, to musimy te dwa ostatnie mecze po prostu wygrać i podsumować sezon. Powiedzieć „OK, zrobiliśmy, co w naszej mocy, więcej niż do nas należy i niech się męczą inni”.

 

Mateusz Stupiński: Wydaje mi się, że przez bardzo długi czas mieliśmy kontrolę nad tym spotkaniem. Ale pod koniec – nie wiem – chyba nam się troszkę głowy zagotowały. I oddawaliśmy za szybko rzuty, robiliśmy proste błędy. Do tego dostawaliśmy sporo kar i Gdynia stopniowo zaczęła zmniejszać przewagę. Końcówka zrobiła się naprawdę bardzo nerwowa. Ale jak mawia klasyk w piłce ręcznej: „Spokojnie jedną”. Uczymy się końcówek od najlepszych. Jak się ogląda reprezentację Polski, to ich wyniki tyle razy kończyły się korzystnie po horrorach, także lubimy sprawić, by kibice się nie nudzili, a wiemy, że była transmisja, więc mieli dodatkowe emocje. Fajnie, że udało się trochę rzucić, ale wiadomo, że ja bazuję głównie na podaniach od kolegów, wypadło mi więc tylko akcje wykończyć. Fajnie jest zdobywać bramki, szczególnie w takich meczach.

 

Oskar Serpina: Dokładnie, na szczęście wynik jest dla nas korzystny, a jak mówi stare sportowe powiedzenie: Szczęście sprzyja lepszym. W pierwszej rundzie to szczęście się trochę uśmiechnęło do Gdyni, a w drugiej do nas. Pracowaliśmy całe spotkanie na przewagę, no i na 10 minut do końca zrobiliśmy sobie dreszczowiec. Trochę z naszej winy, troszeczkę poprzez delikatnie kontrowersyjne decyzje sędziów i delegata, choć nie obwiniałbym sędziów o niektóre decyzje. Ale w konsekwencji rzuciliśmy ostatnią bramkę w meczu na wygraną i niesamowicie się z tego cieszymy, bo mieszamy dalej w tej lidze. Niespodzianek ciąg dalszy, mimo że już dwa mecze zostały nam do końca. Jak cały sezon jest jedną wielką niespodzianką i czymś naprawdę niesamowitym, tak końcówka również. Kary? Wszystko po trochę o nich zadecydowało. Ale mamy dwa punkty i jedziemy dalej!

Udostępnij