www.stalgorzow.pl: Kiedy po raz pierwszy spotkałeś się z żużlem?

Oskar Serpina: – Po raz pierwszy spotkałem się z żużlem w taki sposób, jak w mojej opinii to powinno wyglądać – na wielkie wydarzenie żużlowe zabrał mnie mój tato. Z tego, co pamiętam, był to Memoriał Edwarda Jancarza. Nie pamiętam, co prawda, jak bardzo dawno temu to było, ale naprawdę bardzo, bardzo dawno. Nie do końca w ogóle wiedziałem, o co chodzi. Nie do końca byłem świadomy tego, gdzie ja w ogóle jestem! Mogłem mieć chyba 6 lub 7 lat. Pamiętam stadion z takich czasów, kiedy nie było w ogóle trybun, a ludzie siedzieli na kocach i rozpalali grille. A z tego okresu w głowie utkwiła mi jedna rzecz, tata kupił mi taką miniaturkę żużlowca, Rafała Okoniewskiego. Był to jeden z tych zawodników, którzy bardzo długo byli w mojej pamięci, zresztą jak Tony Rickardsson, choć w jego przypadku to dzięki kibicom zapamiętałem to nazwisko.

 

Jaki mecz, wydarzenie, transfer zapadł Ci w pamięć i dlaczego?

– Właśnie też z tamtego okresu, chociaż do tej pory nie do końca wiem dlaczego, ale pamiętam, jak Tony Rickardsson przyjechał do Gorzowa, a kibice wywiesili dla niego ciekawy transparent. Bardzo dobrze pamiętam też ten sezon, kiedy Stal z pierwszej ligi po bardzo długim niebycie awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej. To było dla mnie wydarzenie raczej istotne, bo to był awans zrobiony zdecydowanie, z mocą. Większość meczów wtedy widziałem, stadion też wtedy nie był rozbudowany jeszcze, dopiero były tego plany. Wtedy nasi naprawdę byli szybcy, mocni i wszystkich objeżdżali. A jeszcze jedno wydarzenie, jakie bardzo pamiętam, to pierwszy w życiu wyjazd na derby do Zielonej Góry!

 

Oskar Serpina w sektorze gości?

– Tak! Namówił mnie mój kolega na ten wyjazd i naprawdę nie żałuję, bo towarzyszą takim wyjazdom niesamowite emocje, mnóstwo pozytywnego napięcia podczas takiego meczu. Miałem wtedy na sobie jakąś żółtą, kibicowską koszulkę, szalik i mocno krzyczałem. Niestety, ten mecz był wtedy przegrany, ale naprawdę polecam wszystkim kibicom, bo wywarło to na mnie ogromne wrażenie! Ktoś, kto jeszcze nie był na meczu derbowym, ale na wyjeździe, to serdecznie polecam, bo to naprawdę fajnie spędzony czas.

 

Co w żużlu najbardziej cię urzekło?

– Jeszcze pamiętam ten żużel, kiedy był on trochę głośniejszy, co było jednym z czynników. Poza tym, mówi się, że żużel to czarny sport i to właśnie jest urzekające. Jest głośno, jest świetna atmosfera, kurzy się, motocykle robią wrażenie. Teraz co prawda jest to w trochę mniejszym wymiarze, bo wiadomo, różne regulacje, tłumiki, żużel się rozwija, trochę spokojniej się to wszystko odbywa, ale świetne jest to, że można prawie na własnej skórze doświadczyć siłę motocykla, obserwując wspaniałych zawodników, zawodowców o niesamowitych umiejętnościach. Budzi to we mnie wielki podziw dla nich, bo wiem, że muszą w to włożyć mnóstwo pracy, co mecz widać walkę ze sobą, z motocyklem i z przeciwnikiem. To jest właśnie w żużlu naprawdę interesujące dla mnie.

 

A nie było myśli, żeby spróbować swoich sił za dzieciaka na motocyklu żużlowym?

­– Nie, nie, nie, nigdy! Takich planów jako brzdąc nie miałem, zresztą, moi rodzice też nie, a myślę, że to od nich musiała wyjść taka propozycja. Ale wszyscy w domu, zresztą jak zapewne u każdego gorzowianina, wszyscy byli zainteresowani, oglądaliśmy, kibicowaliśmy, od zawsze! Moja babcia do dziś śledzi wyniki i zna wszystkich żużlowców, a zwłaszcza tą starą gwardię, czasem sobie o tym rozmawiamy. Ale rzeczywiście takich planów nie było, mnie od początku pochłonęła piłka ręczna.

 

No właśnie, a gdybyś miał porównać te dwa sporty, to w Twoim odczuciu miałyby jakieś punkty styczne?

– Daleko szukać takich stycznych, bo są to bardzo odmienne sporty, ale oba sporty są bardzo, bardzo męskie, bardzo kontaktowe, chociaż specyfika kontaktu jest inna. To jest niesamowite, że w ogóle można porównać takie dwa odmienne sporty! Z jednej strony mamy sport motorowy, z drugiej zdecydowanie bardziej fizyczny, opierający się w dużej mierze na współpracy. Mimo wszystko, jest kontaktowość, walka. Już kiedyś o tym mówiłem, że świetnie, że Stal postawiła na piłkę ręczną, bo te dwa sporty się uzupełniają dla kibiców. Są oni przyzwyczajeni do emocji na torze przez kilka miesięcy w roku, a później mieli większą część roku mocno monotonną, zaś teraz mogą przyjść do nas na trybuny hali i również odczuć emocje i zobaczyć – czasami nawet i brutalną – walkę.

 

A gdybyś miał zachęcić kogoś do przyjścia na stadion, to co byś mu powiedział?

– Jak staram się kogoś zachęcić na to, co jest bardzo interesujące i warte zobaczenia, to nie rekomenduję tego. Mówię tylko: „Chodź, zobacz, doświadcz na własnej skórze”. Bo nie da się opisać tego, co dzieje się na takich wydarzeniach sportowych. Trzeba to zobaczyć na żywo i poczuć to. I zresztą tak przyciągnąłem już kilka osób na stadion.

Udostępnij