www.stalgorzow.pl: Trenerze, jak się okazało, przedsezonowe założenia okazały się dla Was zbyt skromne. Kiedy zorientowaliście się, że walka o utrzymanie to za mało jak na Wasz potencjał?

Dariusz Molski: – To nie można tak powiedzieć, że to zbyt mały cel. Tak się szczęśliwie złożyło, że ten dobór ludzi, który planowałem przed początkiem sezonu, okazał się bardzo trafny. Zgromadzeni w Gorzowie ludzie dołożyli wiele starań, by to zaskoczyło. Włożyliśmy w to dużo ciężkiej pracy. Dobrze wychodziło to w zgraniu na pozycjach, dobre było porozumienie między sobą i z meczu na mecz notowaliśmy duży postęp w naszej grze. Można to określić tak, że uczyli się przeskakując nie z klasy do klasy, ale z etapu na etap. I to było fajne. Oczywiście, kiedyś musi nastąpić taki moment, że gdzieś się to na chwilę zatrzyma. Albo nawet się trochę cofniemy, a przyswajanie nowych informacji będzie przychodziło nam trudniej albo dłużej. Ale na to mamy jeszcze czas, do takiego momentu nie doszło w tym sezonie i trzeba się cieszyć z tego, co się osiągnęło.

 

Czyli II miejsce w lidze to zdecydowanie sukces?

– Tak, to bardzo duży sukces tego zespołu. Nowa drużyna, młodzi ludzie, nowe otoczenie i całkiem nowe wyzwanie. Bardzo szybko zespół dojrzał. Teraz  w nowym sezonie będzie jeszcze trudniej. Nie ma co się oglądać w tył, ale odważnie patrzeć w przód i wziąć się jeszcze mocniej do roboty.

 

Trenerze, wiadomo już, że nie wszyscy zawodnicy zagrają z nami w nadchodzącym sezonie. Jacy to będą zawodnicy?

– Ci zawodnicy, którzy stąd odchodzą, chcieli u nas zostać. Niestety, z różnych powodów nie będzie ich z nami. I to nie jest kwestia tego, że nie udało się ich zatrzymać, bo oni by zostali. Ale tak się nie stało. Na pewno przyczyną nie jest sytuacja wewnątrz grupy, zespołu. Gdzie leży wina? Nie mnie na to odpowiadać.

Zespół został w tym momencie bardzo osłabiony, bo na pewno już wiem, że nie zagra z nami Staszek Gębala, na pewno nie zagra Seweryn Gryszka. I przy Sewerynie mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że jest to moja sugestia. Ten chłopak to dobry zawodnik, ale jakoś nie mógł się tutaj sprawdzić i moją radą było, by spróbował w innej drużynie. Na pewno pójdzie mu lepiej. Coś mu tu nie wyszło, a to naprawdę jest chłopak z dużymi papierami na granie. Ale tutaj? Tak na dobrą sprawę zagrał jeden mecz. To trochę za mało na moje wymagania i oczekiwania zespołu. Z tymi zawodnikami rozstajemy się w przyjaznej atmosferze, duży sentyment czujemy do tego, co tutaj zrobili. Będzie ich na pewno brakowało. To są duże osłabienia.

 

Najlepszy mecz według Pana w tym sezonie?

– Czy ja wiem? Dużo zagraliśmy naprawdę dobrych meczów. Dużo meczów zagraliśmy bardzo dobrych. A mówię to w kontekście tego, czego sami się obawialiśmy, to znaczy my naprawdę wyszliśmy z przedszkola na salony I ligi. I ten zespół wiele meczów wytrzymywał psychicznie. Gdybym miał wskazać jeden, chyba byłby to mecz w Gdyni, ale właśnie pod kątem psychicznym. Nie wiem, czy był to nasz najlepszy mecz, bo przecież wyśmienite zawody zagraliśmy też tutaj z Gdynią. Zagraliśmy tu doskonale z Malborkiem. Ale myślę jednak, że to wyjazd z Gdynią był najlepszy. Oni nie mogli nic nam zrobić. Dopiero na 7 minut przed końcem, po niefortunnej, jednej decyzji sędziowskiej nas krzywdzącej – losy tego meczu zaczęły się odwracać, no i przecież już tam przegrywaliśmy! Natomiast w samej końcówce po stracie bramki na remis, zostało nam 5 lub 6 sekund na wznowienie, ale zrobiliśmy to sprawnie i pokazało się doświadczenie tych zawodników, którym go nie brakuje. Wzięli ciężar gry na siebie. Często „Tadzika” Droździka hamowałem w różnych zagraniach, tak nie dość, że tu nie zdążyłem zahamować, to podejrzewam, że nawet jakbym chciał, to i tak by mnie nie posłuchał. I dobrze! Drugi doświadczony zawodnik – Olek – się w to włączył, chociaż wcześniej napsuł parę sytuacji. Zdobyliśmy bramkę równo z gwizdkiem. I koniec. Po meczu. Nie wiem, czy to był nasz najlepszy mecz, ale na pewno kosztował mnie dużo zdrowia. Rozpoczynałem rozgrzewkę z ciśnieniem 180/130. Moje reakcje musiały być bardziej opanowane, chociaż nie wiem, czy takie były. Pod tym względem można powiedzieć, że był to wyjątkowy mecz dla mnie, bo wiedziałem, jaki mam stan zdrowia.

Tak jak powiedziałem, takich dobrych meczów było naprawdę dużo. Pierwszy mecz z Kościerzyną, gdzie tak naprawdę trzęśliśmy gaciami, nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Okazało się, że możemy wygrać, wygraliśmy dosyć swobodnie. Być może nawet nie spodziewaliśmy się takiego zwycięstwa. Mecz w Wieluniu, to już przecież w ogóle historia, ten remis… Przecież wynik tego spotkania mógł być w ostatnich sekundach diametralnie różny. Oni mieli karnego na zwycięstwo, za chwilę my mieliśmy karnego na zwycięstwo. I nic. I został remis. Sprawiedliwy, moim zdaniem. Bardzo fajne mecze graliśmy przecież w Olsztynie i z Olsztynem. U nich remis uważam za szczęśliwy dla nas, ale mimo wszystko, cały mecz trzymaliśmy się ich, pierwszą połowę prowadziliśmy. Tu, w Gorzowie praktycznie ich rozjechaliśmy. A przecież nie jest tak, że się samo gra. Tych „najlepszych” meczów było dużo.

 

A najsłabszy? Mecz w Poznaniu?

– Myślę, że gorzej – gorszą konsekwencją – zagraliśmy w Kościerzynie. Dlaczego? Bo tam jechaliśmy bardzo dobrze przygotowani do drugiej rundy, popchnięci dobrym turniejem w Gorzowie, popchnięci wynikami ze sparingów. Naprawdę dobrze graliśmy. I tam zgubiła nas pycha. Gdybyśmy tamten mecz wygrali, dziś rozmawialibyśmy z zupełnie innej pozycji. I być może ci zawodnicy by u nas zostali. I to nie dlatego, że mielibyśmy pewną ekstraligę, tylko sytuacja byłaby inna.

 

No właśnie – a mamy Superligę, czy gramy w I lidze?

– Nie wierzę już w Superligę w Gorzowie w tym sezonie. Zagramy w I lidze i na dziś  musimy postarać się uzupełnić kadrę.  Pieniążków  nam nie przybyło, więc spróbuję znaleźć  jakiegoś młodego wilka na przyuczenie i do grania. Będzie ciężko zastąpić Stacha, ale przypomnę – on też tu przyszedł w słabszej formie, a jak pięknie się rozwinął. Trzeba jeszcze mocniej się przygotować, bo skład mamy lekko słabszy, a i rywale znają nas doskonale. Będzie też nas mniej, to też trochę przeszkadza i zawęża pole manewru. Ale chcąc się liczyć w lidze, nie ma co marudzić, tylko szyć z tego co jest.

Udostępnij