Bartosz Zmarzlik: – Wszyscy się bardzo starali. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Te pierwsze biegi całkiem nieźle nam wychodziły, aczkolwiek potem coś pogubiliśmy. Ja zmieniałem wszystko, a motory od tygodnia nie reagują na nic. Jest to po prostu loteria. Jest ciężko, ale co poradzić. Gratulujemy drużynie z Wrocławia i jedziemy o brąz.

 

Stanisław Chomski: – Gratuluję rywalom wygranej. Pokazali charakter, taki jak Spartanie. Jeśli dobrze idzie, to niewiele się zmienia. Można powiedzieć, że podobnie było we Wrocławiu podczas rundy zasadniczej. Przegrywaliśmy dwunastoma punktami, a pomimo braku Kasprzaka wygraliśmy to spotkanie jednym punktem. Mieliśmy przewagę przed ostatnimi pięcioma biegami. Po kosmetyce tor zrobił się troszeczkę inny. Zawodnicy źle go odczytali. Tor był równy dla wszystkich, chcieliśmy przygotować nawierzchnię, która byłaby naszym atutem oraz byłaby widowiskowa. To się udało, ale do pewnego stopnia jeśli chodzi o atut. U Wrocławian byli zawodnicy klasowi, którzy poniżej 42 punktów nawet przy przegrywanych meczach nie zeszli w rundzie zasadniczej. Świadczy to o tym, że potrafią jeździć na wyjazdach. Jak ktoś powiedział, że czasami lepiej wyglądają na wyjazdach niż u siebie w domu. Ale wiadomo, tam jest nowy tor, też się go uczą tak jak my i nie do końca wiedzą jak się będzie zachowywał. Na gorąco trudno powiedzieć, kto zawiódł, a kto nie. Zabrakło punktów Przemka Pawlickiego, ale we Wrocławiu zabrakłoby chociażby punktów Macieja Janowskiego. Nie chcę mówić, co by było gdyby. Wyszło jak wyszło. Niefortunne dwa ostrzeżenia dla Przemka, który pojechał w biegu nominowanym pomimo tego, że miał mniej punktów od Linusa. Jednak według mojej opinii oraz sztabu szkoleniowego wyglądał raźniej od Linusa w końcówce. Czy by było inaczej gdyby Linus pojechał? Może, kto to wie. Można powiedzieć, że te trzy ostatnie biegi przy mocnym wsparciu Damiana Dróżdża. Nikt sobie nie zakładał, że piętnasty bieg przegramy 5:1. Jak Rafał Karczmarz we Wrocławiu wygrał dwunasty bieg, tak teraz tutaj wygrał Damian. To są takie biegi, że każdy z każdym może wygrać. Wyścig ten był – być może w jakimś sensie – kluczowy, ponieważ może wkradła się nerwowa atmosfera w nasze szeregi. Taki jest sport. Kto popełnia mniej błędów, ten wygrywa. My tych błędów popełniliśmy nie na tyle mniej, ale na tyle dużo, że nie jedziemy w finale. Pewność to może była u kibiców. U nas tego nie było. Cały czas były zebrania, byliśmy skoncentrowani i wymienialiśmy doświadczenia. Niektórzy zawodnicy, tacy jak Sundstroem czy Czerniawski, podmienili przełożenia i poszli w drugą stronę. To był sygnał dla zawodników, żeby nic nie ruszać. Żużlowcy, którzy przegrywają nic nie mają do stracenia. Oni mieli lidera w postaci Taia Woffindena, który poza pierwszym wyścigiem już wiedział, o co chodzi i do tego lidera dobijali inni. Ironią losu Szymon Woźniak po defekcie przesiadł się na drugi motocykl, który o wiele lepiej jeździł. Tu nikt nie był pewny. To nie jest tak, że u nas była sielanka. Sielanka była na trybunach i ludzie mieli się z czego cieszyć, ale nie w parkingu. Linus wykorzystał błędy zawodników w pierwszym wyścigu. Później zdobył jedynkę, jedynkę z bonusem i zero. Przemek jakieś tam punkty robił na mocniejszych troszkę zawodnikach. Tak to zostało postawione i tego się już nie odwróci. Można gdybać, co by było gdyby.

 

Rafał Karczmarz: – Moja forma podniosła się w dobrym momencie. Według mnie pojechałem kilka niesamowitych meczów, w których zdobyłem cenne punkty dla drużyny. W tym spotkaniu zabrakło nam prędkości. Trochę się pogubiliśmy, ponieważ za dużo kombinowaliśmy z przełożeniami. Komunikacja w zespole istniała. Wszyscy rozmawialiśmy co i jak, ale nic nie mogliśmy trafić.

 

Krzysztof Gałandziuk: – Spotkanie lekkie nie było i tego się spodziewaliśmy, zwłaszcza po ciosie, który nas dotknął w piątek, gdy wiedzieliśmy, że Maksyma nie będzie z nami. Tak naprawdę czekaliśmy w tym spotkaniu na przełamanie. Wiedzieliśmy, że to w końcu musi nadejść. Chłopcy pogubili się na początku, natomiast już pod koniec zawodów połapali się i jak widać wszystkie ostatnie biegi były wygrane. Mieliśmy kim robić rezerwy taktyczne, które nam pomogły. Dziękuję drużynie gorzowskiej. Tor był bardzo dobrze przygotowany i dziękuję za walkę. Było ściganie i mnóstwo emocji. Cieszymy się, że jesteśmy w finale. Dwoma zawodnikami meczu byśmy nie wygrali. Musieliśmy czekać, aż dojdzie do tego jeszcze jeden zawodnik. Zatrybił fantastycznie Szymon Woźniak i na tym oparliśmy swoją taktykę. Rezerwy taktyczne były przygotowane już w okolicach siódmego, ósmego biegu. Już wtedy wiedzieliśmy, w jakim kierunku pójdziemy. Czekaliśmy tylko na impuls od jeszcze jednego zawodnika. Taki impuls nadszedł i był to Szymon Woźniak, myślę, że taki cichy bohater. Paradoksalnie, to przełamanie wystąpiło również u zawodnika, po którym najmniej mogliśmy się tego spodziewać, bo u Damiana Dróżdża, który w dwunastym biegu z Woffindenem przyjechał na 5:1. To był początek tej dobrej passy, która szczęśliwie trwała do końca.

 

Szymon Woźniak: W tym dwumeczu naprawdę działo się sporo, było dużo zwrotów akcji. Były sukcesy i porażki zarówno u jednej, jak i u drugiej drużyny, czy poszczególnych zawodników. U mnie rzeczywiście trochę pechowo – zepsuty motocykl w pierwszym biegu we Wrocławiu, musiałem go zmienić na taki, z którym trudno było mi się tam dogadać. W Gorzowie w drugim wyścigu zdarzył się bardzo rzadki defekt silnika. Chyba pierwszy albo drugi raz w karierze stało mi się coś takiego. Niestety, w tak ważnym momencie musiałem wsiąść na drugi, a mistrzowski silnik z Gorzowa odstawić. Na szczęście okazał się on skuteczny i jestem niezmiernie szczęśliwy, ze w tym kluczowym momencie tego dwumeczu byłem w stanie dorzucić dla drużyny punkty. Nic szczególnego u nas się nie działo. Cały czas analizowaliśmy tylko, co dzieje się na torze i w którą stronę iść z ustawieniami. Trener świetnie rozegrał rezerwy taktyczne, to naprawdę finezyjnie się ułożyło. Wykorzystaliśmy słabszy moment rywala. Dawaliśmy trenerowi szansę korzystnego rozegrania meczu. Muszę powiedzieć, że Rafał Dobrucki miał dzisiaj stalowe nerwy, chociaż może to nie brzmi dobrze w Gorzowie.

Udostępnij