Dariusz Molski: To było bardzo wyrównane spotkanie, wynik nie do końca odzwierciedla co się na boisku działo. W pierwszej połowie nie mogliśmy odskoczyć, cały czas szło równo, a nawet długo przegrywaliśmy. Byliśmy na to przygotowani, że mecz nie rozstrzygnie się w 10 czy 15 minut. Chcieliśmy zyskać przewagę w pierwszej połowie, bo wiedzieliśmy, że wtedy będzie dobrze. Stało się tak i zachowaliśmy ją w drugiej połowie. To bardzo niewygodny przeciwnik, co było widać. Nawet po naszych najpiękniejszych akcjach nie mieliśmy chwili na radość, bo już wracali i zdobywali bramki. 25:18. Fajnie, że w pierwszej i drugiej połowie po 9 bramek straconych. To dobrze świadczy o obronie. To był mecz z kategorii najcięższych, o ile nie najcięższy. Fajnie zagraliśmy w obronie 5:1. W ciągu 15 minut drugiej połowy oni rzucili nam trzy bramki, więc to mówi samo za siebie. Później zaczęliśmy za dużo gadać na boisku, a za mało grać i rzucili jeszcze 6 bramek. Nie chcę chwalić dnia przed zachodem słońca. Adrian Chełmiński mógł rzucić więcej, mógł rzucić lepiej. Niech się uczy, niech tak gra, niech postęp postępuje. Być może za jakiś czas będziemy mieli pociechę, bo jeden i drugi (Wiktor Bronowski – dop. red.) potrzebują czasu na dobrą grę, a papiery na granie mają oboje. Lepiej nie grajmy meczów na remis, bo wtedy to ja będę musiał robić licencję, żeby rzucać karne (śmiech). Karne to jest nasz problem. Od tamtego sezonu nic się nie zmieniło. Im więcej karnych rzucamy na treningach, tym mniej strzelamy w meczach ligowych. Nie wiem, z czego to wychodzi. Trzy bramki więcej? Wynik rewelacyjny. Ale dobrze, że wygraliśmy, bo to naprawdę jest bardzo trudny rywal.

Adrian Chełmiński: Na pewno nie wykorzystałem wszystkich sytuacji rzutowych, ale nie wyglądało to źle. 9 bramek to na razie mój najlepszy występ pod względem zdobytych bramek. Jestem zadowolony z tego, że Stal wygrała mecz. Nie było to łatwe spotkanie, Kościerzyna była pierwsza w tabeli, ale cieszę się, że nasza obrona wyglądała bardzo dobrze, a z tego wziął się atak i zdobyliśmy kolejne 3 punkty. Myślę, że celność miałem niezłą, ale było w tym trochę szczęścia. Czasem nie wiem, jak to wpadało, piłki ocierały się o słupki, poprzeczki, szczęście. Tak, dobre występ dodają skrzydeł, ale nie można spocząć na laurach i muszę cały czas ciężko trenować, żeby być coraz lepszym zawodnikiem.

 

Cezary Marciniak: Fajnie jest być jokerem wchodzącym do bramki z ławki! (śmiech) Jakim cudem bronię karne? A ja wiem? Jakoś wychodzi! Lubię sytuacje 1:1, czy to kontry czy karne, można się wtedy pobawić. Wypuścić, zamknąć – wtedy jestem w swoim żywiole, jakoś się udaje. Nabraliśmy wiatru w żagle po pierwszej połowie, choć trudno było nam wejść w mecz. Później jednak z minuty na minutę coraz lepiej to wyglądało. Zaczęliśmy grać twardo w obronie, a kiedy wyszliśmy na 3-2-1 wysoko, odebraliśmy Kościerzynie wszystkie argumenty. Widać to po wyniku, bo straciliśmy tylko 18 bramek, a Kościerzyna rzuca zawsze o wiele więcej. Myślę, że to był dziś klucz do zwycięstwa. Po części moim zdaniem wynik oddaje to, co działo się na meczu. Na pewno pokazuje twardą obronę z obu stron. 3 czerwone kartki, to też widać, że był to mecz walki, a w pewnych momentach wyglądało to jak bijatyka. Myślę, że ten mecz to przede wszystkim twarda obrona, a wynik to pokazuje. Obie drużyny rzuciły mało bramek, ale my na szczęście więcej.

 

Adrian Turkowski: Minął czas, w którym ręka miała prawo być „w remoncie” (śmiech), już nie czuję bólu. Teraz mam tylko otejpowaną, zabezpieczoną, żeby nic się nie stało. Czuję się już w pełni sprawny i jest OK. Jestem dla siebie krytyczny, zawsze chciałbym rzucić więcej, ale cieszę się, że cokolwiek wpadło, ale przede wszystkim cieszę się z wyniku drużyny. Nie ważne, czy rzucisz jedną, dziesięć czy wcale. Najważniejsze, że wygrywasz. A jak się do tego dołożyć, to nic tylko radość. W tym sezonie jakoś średnio idą te karne, żaden nie wpadł… Zobaczymy, co przyniesie sezon. Jeszcze nie trafiły się nam karne na koniec meczu i oby się nie trafiły, bo będziemy wszystko wygrywać.

Udostępnij