Aleks Olkowski (Orlen Wisła II Płock): Tak, oczywiście, gorzowianie postawili nam trudne warunki. To zespół, który jest od nas wyżej w tabeli, ale my też nie zamierzaliśmy się poddać. Musieliśmy postawić ciężkie warunki, bo to jest nasz parkiet. Bardzo chcieliśmy wygrać ten mecz, no i to się udało.

 

Cezary Marciniak (Stal Gorzów): To spotkanie było zacięte tylko i wyłącznie z naszej winy. Moim zdaniem, ten mecz powinien być rozegrany zupełnie inaczej. Nie wiem, jak to teraz na gorąco opisać, ale po prostu zawaliliśmy. Ten mecz powinien się skończyć już w pierwszej połowie, tak jak sobie zakładaliśmy. Powinniśmy wyjść na boisko bardziej zmotywowani, zagrać swoje. Byliśmy tego wieczoru cieniem własnych postaci. No właśnie, drugi wyjazd i drugi w plecy. Jakoś nie potrafimy sobie poradzić na tych meczach wyjazdowych. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Nagle zapominamy, jak powinniśmy grać, znikają podstawy piłki ręcznej, zapominamy o własnych umiejętnościach. Nie wiem… Tak wyszło. Brak skuteczności w ataku, nie dochodziliśmy w obronie, po prostu cienie własnej drużyny. Zagraliśmy strasznie słabe zawody, myślę, że jeszcze słabsze niż w Grudziądzu. Trzeba się wziąć w końcu ku*** do roboty, bo nie wygląda to zbyt dobrze.

 

Dariusz Molski (trener Stali Gorzów): Mieliśmy dwie bramki przewagi, ale to prawda, w tym momencie, około 16 czy 17 minuty meczu, powinniśmy dojechać to do końca. Roztrwoniliśmy sobie ten wynik i było źle. Przeszliśmy obok tego meczu. Nie zagrało tak, jak powinno być. Nie zagrali nasi rzutkowie. Jeżeli nie ma wsparcia w drugiej linii, to pierwsza przy osłabieniach nie wygra. Bardzo dobre zawody zagrał z tyłu Czarek, a graliśmy przecież z jednym bramkarzem, bo Krzysiu jest kontuzjowany. Zagraliśmy bez pomocy z prawego skrzydła, bo Olek również ma problem zdrowotny i to będzie dłuższa kontuzja. W takich momentach, gdzie zagrożenie ze skrzydła jest praktycznie żadne, to jeśli druga linia się nie włączy, to niestety. Druga linia mnie zawiodła. Kadrowicz (Adrian Chełmiński – dop. red.), ale i Bronek (Wiktor Bronowski) nawalili na całej linii. O ile do Adriana można jeszcze mieć niewielki margines tolerancji błędu ze względu na niedawną kontuzję, który też powoli już mi się kończy, o tyle cierpliwości nie będę miał już do Wiktora. Nie mam dla nas usprawiedliwienia, zagraliśmy totalny piach. Powiedzieliśmy sobie w kuluarach, że kluczem do wysokiego miejsca w tabeli będą wygrane wyjazdowe. Kto nie będzie na wyjazdach przegrywał, ten tę ligę wygra. My, niestety, na wyjazdach w tym roku wyglądamy diametralnie inaczej niż u siebie. Tu należy szukać przyczyny. Po meczu odpowiedzieliśmy sobie na kilka trudnych pytań. Musimy to zmienić. Problemem są ci ludzie, na których liczę, którzy ciężar gry powinni brać na siebie. U nas niesie ich gorzowska publiczność, o tyle wyjazdy… to nie wygląda różowo. To przede wszystkim są błędy poruszania się po boisku, czyli te podstawowe. A to się bierze z niedoświadczenia, czasami nie wytrzymują też presji. Cały czas wierzę, że to nie są źli zawodnicy, skoro potrafią grać u siebie. Trzeba tylko teraz popracować z nimi mentalnie. Praca, praca i jeszcze raz praca. Określając tych, na których ma spoczywać ciężar zdobywania bramek – to są młodzi i bardzo młodzi ludzie. Ci doświadczeni mają tu decydować generalnie o obronie. Ta młodość także powoduje to, że nie wykorzystujemy wszystkich naszych atutów. Wcześniej na tej pozycji był Stachu (Stanisław Gębala) i wychodzi tu jego brak. Brak jego doświadczenia, jego umiejętności, które już miał. Nie wykorzystujemy wszystkich swoich umiejętności zespołowych – na przykład nie widzimy koła, albo pamiętamy o podaniach do koła w nieodpowiednich momentach. Nad tym trzeba pracować. Muszą umieć czytać granie, muszą podejmować odpowiednie decyzje, a przede wszystkim muszą zacząć atakować, czyli stwarzać zagrożenie. Tym razem w naszych sytuacjach umownych ci ludzie grali jak po sznurku. Nie było robione to, co powinno być, bo gdyby wcześniej wykonał założenie, nie musiałby grać do 16-tego czy 17-tego podania. Dobrze, że Stupa się gdzieś tam na końcu znajdywał i kończył akcje. Bardzo dobre zawody w jego wykonaniu, pomylił się chyba tylko dwa razy. Muszę pochwalić też Cezarego, bo był sam, a naprawdę dużo miał udanych interwencji. Nigdy tego nie robię – nie chwalę indywidualnych postaci, ale tym razem w meczu była ich tylko czwórka. Wspomnieni Czarek i Stupa oraz Tadzik Droździk – chociaż obawiam się, że zaraz tego pożałuję – bo zagrał dobrze i jako jeden pokazał nasz Stalowski charakter, i Bartek Starzyński, bo był zaangażowany i próbował wziąć ciężar gry na siebie. Jak nie będziemy mieli jaj, to nigdzie nie wygramy.

Udostępnij