Mecz rozpoczął się od ataku zielonogórzan, którzy jednak szybko stracili piłkę po doskonałej interwencji Cezarego Marciniaka. Postawa gorzowskiego bramkarza w tym spotkaniu wydawała się być kluczowa, bowiem Marciniak po około 10 minutach bronił gorzowskiej bramki niemalże z 80% skutecznością. Jednak wynik 7:2 w 11 minucie spotkania to nie tylko dyspozycja bramkarza, ale bardzo wysoka i skuteczna obrona. Wymienić należy walczących Dominika Droździka, Adriana Turkowskiego, Oskara Serpinę czy Adriana Chełmińskiego, którzy – jeśli nie przejmowali piłki i nie posyłali jej na kontrę do Mateusza Stupińskiego – to przerywali akcję przeciwników, nie pozwalając im na rzuty z drugiej linii, przedzieranie się do szóstego metra czy nawet podania do koła. Każda udana akcja dodatkowo motywowała Stalowców, którzy chcieli grać jeszcze lepiej i jeszcze skuteczniej, a tego wynikiem był rezultat 16:7 w momencie rozbrzmienia syreny oznaczającej przerwę między połowami.

 

W drugiej części gry żółto-niebiescy dalej wykonywali swoje założenia, chociaż to zielonogórzanie podnieśli się i próbowali odrabiać straty. Ta połowa była zdecydowanie bardziej dynamiczna dla obu zespołów, które rzucały przynajmniej po kilka kontr, ale też bardziej chaotyczna. Niestety, nie obyło się bez nieprzyjemnego akcentu, kiedy to Szarłowski ściągnął gorzowskiego lewego rozgrywającego z wyskoku do podłogi. Wiktor Bronowski, bo o nim mowa, miał bardzo nieprzyjemne spotkanie z parkietem, w który uderzył głową i długo nie mógł dojść do siebie. Kołowego zielonogórzan ukarano czerwoną kartką za to zachowanie, a Bronowski opuścił boisko w asyście gorzowskiego fizjoterapeuty i już ponownie się na nim nie pojawił. Na szczęście po meczu okazało się, że gorzowianin nie ma poważnych objawów i skończyło się jedynie na wielkim guzie na głowie.

Niesamowite wejście w mecz miał zaś Krzysztof Nowicki, który – totalnie nierozgrzany i nieprzygotowany do wejścia na boisko – musiał zastąpić Cezarego Marciniaka, ukaranego dwuminutową karą za błąd zmiany. Nowicki wszedł do bramki i ściągnął wszystkie piłki do siebie. Zielonogórscy atakujący rzucali prosto w niego, przez co mecz zakończył ze stuprocentową skutecznością tylko stojąc w bramce. To nie mogło nie odbić się na wyniku i gorzowianie ostatecznie pokonali rywali zza miedzy aż 12 bramkami, awansując jednocześnie na szczebel centralny rozgrywek PGNiG Pucharu Polski.

 

Wyniki:

Stal Gorzów: 31 (16)

Marciniak, Nowicki – Stupiński 9 (3/3), Serpina 5, Gałat 4 (1/2), Chełmiński 4, Starzyński 3, Marcin Smolarek 2, Turkowski 2, Kłak 1, Bekisz 1, Bronowski, Droździk, Mariusz Smolarek, Śramkiewicz, Kryszeń.

Trener: Dariusz Molski

Fizjoterapeuta: Krzysztof Korbanek

Kartki: Chełmiński, Droździk, Serpina

Kary: Droździk (2), Chełmiński, Bekisz, Serpina, Turkowski, Marciniak

Karne: 4/5

 

AZS Uniwersytetu Zielonogórskiego: 19 (7)

Kwiatkowski, Wieczorek – Kociszewski 4, Więdłocha 4, Jasiński 4, Orliński 3, Sroczyk 1, Jaśkowski 1, Szarłowicz 1, Kuliński 1, Mieszkian, Pawlicki, Polito, Nowicki, Zieniewicz, Łukaczyn.

Trener: Ireneusz Łuczak

Kierownik: Łukasz Jacykowski

Fizjoterapeuta: Maciej Pohl

 

Czerwona kartka: Szarłowicz

Żółte Kartki: Szarłowicz, Mieszkian, Polito

Kary: Szarłowicz, Kuliński (2), Polito, Więdłocha, Orliński,

Karne: 1/1

 

Sędziowie: Krzysztof Bąk – Kamil Ciesielski (Zielona Góra)

 

Wypowiedzi:

Ireneusz Łuczak (trener AZS UZ): Jeszcze raz powtórzę, bo wszędzie i ja, i Darek (trener Dariusz Molski – dop. red.) powtarzamy, fatalny, niefortunny turniej. Rozgrywanie meczów Pucharu Polski we wtorek po meczach ligowych i przed następnymi ligami, kiedy były trzy tygodnie przerwy… Można było to spokojnie rozegrać. Mecz rozegrany, Stal wygrała zdecydowanie, bardzo gratuluję zespołowi i trenerowi. Podeszli bardzo profesjonalnie do tego spotkania. My na pewno również chcieliśmy walczyć, ale już na początku widać było, że troszeczkę odstajemy. Później to już się źle dla nas potoczyło. Walczyliśmy, staraliśmy się pokazać z jak najlepszej strony. Nie za bardzo nam się to udało, bo wynik był bardzo wysoki, ale to jest sport. Teraz przed nami kolejka ligowa, my jedziemy do Grudziądza, Gorzów gra u siebie z Koszalinem i to jest chyba teraz dla wszystkich ważniejsze. A 18 listopada derby w Zielonej Górze i mam nadzieję, że ten mecz będzie wyglądał zupełnie inaczej i dostarczy kibicom wielu emocji.

 

Dariusz Molski (trener Stali Gorzów): Tak, to prawda, trudno inaczej powiedzieć niż, że „rozwaliliśmy Zieloną Górę”. Wszystko zagrało. Nawet na jednej nodze bramkarz zagrał i to na 100% (mowa o Krzysztofie Nowickim). Nie mógł się w ogóle ruszać, a obronił naprawdę kilka piłek. Rewelacja. (śmiech). Mówiąc poważniej, dużo rozmawialiśmy i mamy swoje plany. Chcemy je zrealizować, żeby nikt nie próbował przypiąć nam takiej łatki, że na wyjazdach nie potrafimy grać. Dziś zagraliśmy. Para ekstraligowa – z Zielonej Góry, ale ekstraligowa – sędziowanie obiektywne, zagraliśmy mocno, a momentami bardzo mocno i szczelnie w obronie. Bramka się w to włączyła. Naprawdę fajnie graliśmy. Tak to można prowadzić drużynę. Za dużo człowiek się nie musi denerwować. Samograj – tak można powiedzieć na to, co działo się w tym meczu. Jest to dobry prognostyk przed ligą. A najważniejsze jest to, że tak  na dobrą sprawę to my się przed Zieloną Górą w ogóle nie odkryliśmy. I z tego należy się cieszyć. To, co mamy najlepszego, wszystko przed nami. I teraz będziemy grali dalej. Bardzo ważny mecz z Koszalinem i na tym trzeba się skupić, bo mało czasu zostało, a Wiktor dostał porządnie w łeb. Zrzucili go z pierwszego piętra na głowę i zobaczymy, jaki będzie jego stan w następnych dniach. Ten mecz był zdecydowanie inny niż w Płocku. Gdybyśmy grali te dwa przegrane mecze w lidze, jak mecz Pucharu Polski, to myślę, że do tej pory nie stracilibyśmy punktów. Jestem tego pewien. A wyniki byłyby mniej więcej takie same. Czy hasło „derby” zrobiło swoje? Na pewno też. Była duża mobilizacja. Po meczu z Płockiem porozmawialiśmy sobie, później podobna rozmowa odbyła się przed treningiem w poniedziałek, trochę ustaliliśmy zadania i plan, który mamy zrealizować i tego będziemy się trzymać.

 

Oskar Serpina (kapitan Stali Gorzów): Podeszliśmy do tego spotkania bardzo skoncentrowani, bo czujemy, że jeszcze nie do końca złapaliśmy optymalną formę, dlatego zależało nam, żeby w końcu wejść porządnie w mecz wyjazdowy. Być może to był tylko Puchar, ale jednak mecz wyjazdowy i naprawdę bardzo nam na tym spotkaniu zależało. Jeszcze trzy dni wcześniej ta drobna wpadka w Płocku, więc tym bardziej zmotywowani chcieliśmy znaleźć już tą optymalną dyspozycję, także mocno weszliśmy w meczu i zaskoczyło. Ten mecz napawa optymizmem przed kolejnymi spotkaniami. Wydaje mi się, że Zielona Góra jest na ten moment dosyć dobrze dysponowana, bo dosyć dużo mają punktów w lidze, są groźni u siebie i dość mocno walczą. Są w dość dobrej formie, ale tego dnia to przede wszystkim my zagraliśmy na swoim poziomie, tak jak powinniśmy. Wreszcie zaskoczył nam atak, zagraliśmy fajnie, mocno w obronie, zwłaszcza na drugiej pozycji chłopaki fajnie pobronili. My zaskoczyliśmy w stu procentach w nasze granie i – tak jak mówię – napawa to optymizmem. Można powiedzieć, że Krzysiek (Nowicki) jest jeszcze w niedyspozycji, bo ma drobną kontuzję, ale dzisiaj zrobił swoje. Trochę zabawna sytuacja, chyba przeciwnik nie do końca wiedział o jego niedyspozycji. Krzysiek wszedł, chociaż nie spodziewał się tego zupełnie przed tym meczem, ale zmusiła go do tego sytuacja i stuprocentowa skuteczność! Na trzy rzuty, trzy obronił i sam chyba był zdziwiony, bo przecież raczej nie podejmował żadnych ruchów ku tym obronom z bojaźni o kostkę. Bramkarze pograli na swoim poziomie (śmiech).

Udostępnij