Mecz pełen emocji i mnóstwa sportowej walki – właśnie tak można podsumować spotkanie Stali Gorzów i KU AZS-u Uniwersytetu Zielonogórskiego. Zarówno gospodarze, jak i goście do pojedynku derbowego podeszli w niesamowicie profesjonalny sposób i udowodnili, że piłka ręczna w lubuskiem ma dwie bardzo silne reprezentacje. – Bardzo się cieszymy, bo to naprawdę taka promocja piłki ręcznej w naszym województwie. Mecz super – dla kibiców i dla nas. Jeden punkt bardzo cieszy, bo to Stal była faworytem tego spotkania. Myślę, że zaprezentowaliśmy się wspaniale – powiedział po spotkaniu trener gospodarzy, Ireneusz Łuczak. Trener zielonogórskiej drużyny nie ukrywał dumy ze swoich zawodników i ich postawy w tym spotkaniu. – Nie jesteśmy tak doświadczonym zespołem jak Stal Gorzów. W ostatniej akcji meczu to wyszło, powinniśmy zagrać pewniej, spokojniej, zupełnie inną piłkę, a tymczasem ją zgubiliśmy. Gdyby nie to, to akcja była ustawiona, prawdopodobnie skończyłaby się bramką. Ale cieszmy się! Mecz skończył się remisem – kto się tego spodziewał przed spotkaniem? Nikt. Cieszymy się! Z takim przeciwnikiem? Przecież oni w tym sezonie dostali propozycję gry w Superlidze! My, jako beniaminek, naprawdę powinniśmy być dumni – dodał.

 

Mniej zadowolony ze spotkania, mimo wygranej w rzutach karnych, wydawał się być Dariusz Molski, choć oczywiście wywiezienie dwóch punktów z terenu rywala zza miedzy, to niesamowita radość dla Stali. Pozostał niedosyt. – Pierwsze piętnaście minut faktycznie oni mieli inicjatywę. Ale myśmy przewidzieli to, że tak będzie. Że skoczą na nas, nawet, że będą prowadzili. Dokładnie to przewidzieliśmy. Mieliśmy na to plan. Mieliśmy w tych momentach zachowywać się cynicznie. Co to znaczy? To znaczy nic sobie z tego nie robić. Nic nie robić sobie z kibiców, nic sobie nie robić z zaczepek, z prowokacji. Aczkolwiek ten mecz przebiegał w sportowej atmosferze i to jest plus dla piłki ręcznej, bo to dyscyplina wygrała – podkreślił gorzowski szkoleniowiec, Dariusz Molski. – Nie mogliśmy sobie za bardzo z nimi poradzić przy obronie 6-0, ale zmieniliśmy ją na 5-1 i zaskoczyło. Co prawda w dalszym ciągu nie graliśmy w ataku nic imponującego, dużo przestrzeliwaliśmy czy bronił ich bramkarz, ale systematycznie ich doganialiśmy. Pierwsza połowa kończy się remisem, chociaż na dwie sekundy przed syreną mieliśmy sytuację sam-na-sam. Mogło być 13:12 dla nas – skwitował trener żółto-niebieskich.

 

Zgoła inaczej wyglądała druga połowa w tym spotkaniu, gdzie Stal wróciła z dalekiej podróży i już nie przypominała zagubionych chłopców z samego początku meczu. – Druga połowa to była już zdecydowanie nasza inicjatywa. Około 55 minuty wyszliśmy na cztery bramki przewagi i w tamtym momencie wycięli nam Starego (Bartosza Starzyńskiego – dop. red.). Dotąd wszystko pięknie szło – powiedział trener Stali. – I tu niestety, kurczę, z ławki wchodzi zmiennik i gra siadła. Robi się trzema, a za chwilę oddajemy im trzy piłki wprost do rąk. Robi się remis. Kończy się mecz. Wygrany mecz remisujemy… – podsumowuje szkoleniowiec Stali.

 

Stal co prawda miała szansę na kontrę w ostatnich sekundach meczu, ale w tej przeszkodził Marcin Jaśkowski. Jak tę sytuację ocenili trenerzy? – Bardzo dobrze zrobił. To było jedyne wyjście, bo kontra to 99.9% szansy na bramkę kończącą mecz. Marcin zachował się dobrze. Szkoda tylko, ze zabraknie go na ławce w przynajmniej najbliższym meczu. Zgubiona piłka, wrócił, przerwał i to było jego jedyne zadanie – powiedział szkoleniowiec gospodarzy. Trochę odmienne zdanie ma o tej sytuacji Dariusz Molski. – Byłbym zawiedziony, gdyby sędziowie pokazali cokolwiek innego, niż niebieską kartkę! Jest to końcówka meczu, atak centralnie na zawodnika, a nie na piłkę. Uważam, że sędziowie – choć jasne, jak to trener, zawsze ma się pretensje do sędziów – to sędziowanie było rewelacyjne. Sędziowie się nie ugięli pod niczym, ani pod kibicami, ani pod gospodarzami, naprawdę udźwignęli ciężar tego spotkania, a ono nie było łatwe! – pochwalił szkoleniowiec Stali.

 

Po tej sytuacji sędziowie wraz z niebieską kartką podyktowali rzut karny, którego Stal nie wykorzystała. – Myślałem, że Marcin Smolarek udźwignie to granie, ale zaskoczył mnie trochę in minus. Mając w 57 minucie trzy bramki przewagi nie można meczu przegrać. Nie można nawet oddać piłki przeciwnikowi. Tak się nie stało i niestety mecz się skończył, choć Stupa miał rzut karny. I w tej sytuacji też chyba było trochę mojej winy, bo pierwsza myśl jest najlepsza. Krzyknąłem „Olek!”. Stupa wcześniej wykorzystał sześć karnych, to już jest duża trudność, rzucić kolejny zwłaszcza w tak ważnym momencie. Zaczyna się w głowie kotłować. Pojawiają się dylematy. „Gdzie teraz mam rzucić? Co zrobi bramkarz?”… I nie poszło mu. Mogłem być konsekwentny, to miał rzucać Olek. Jakby nie rzucił – trudno. I tak mielibyśmy karne – opowiedział Dariusz Molski. – Karne? Bo mam powiedzieć. 4/4, Cezar dwie złapał i pozamiatane – uciął.

 

Karne to loteria, a gorzowianom w tym roku wybitnie nie szły te rzuty. Mimo to w najważniejszym momencie derbów Ziemi Lubuskiej nerwy pozostały na wodzy. – Jest radość. Zobacz, drugi wchodzi Stupa, którzy przed chwilą nie rzucił karnego na wygraną w meczu. I co? I pięknie! Wchodzi „Grzesiek” (Mariusz Kłak) z ławki, cały mecz siedział. No i pięknie! Żelek nie musi już rzucać. I gitara! 4-2, dziękuję, pozdrów ojca (śmiech) – zażartował Dariusz Molski.

 

Gorzowianie do domu wrócili bogatsi o dwa punkty, ale przede wszystkim o kolejne doświadczenie swoich młodych zawodników, którzy z pewnością wyciągną wnioski i na kolejne derby podejdą już z chłodniejszą głową. – Jedziemy do domu cali zadowoleni, bo dwa punkty to zawsze trochę lepiej jak jeden i trochę lepiej jak zero. Pewnie, że zwłaszcza, że z derbów. Wiedzieliśmy, że ten mecz będzie całkowicie inny, wiedzieliśmy, że na nas skoczą. Dokładnie ten meczu ułożył się według naszego scenariusza. Oni niczym nas nie zaskoczyli. No może prócz dwóch naszych zagrywek, które rozszyfrowali. Ale to myśmy doprowadzili do sytuacji remisowej. I tyle. Musze powiedzieć, ze takie mecze jak ten, to naprawdę wielki szacun dla sportu, dla piłki ręcznej, dla jej popularyzacji. Uważam, że mimo tych nieskutecznych rzutów i błędów popełnianych przez obydwie drużyny, to mecz stał na wysokim poziomie i myślę, że kibice w Zielonej Górze dawno takiego meczu nie widzieli i długo jeszcze nie zobaczą – zakończył trener Stali. – Kibice chyba są zadowoleni. Cieszyć się tylko z tego, że mamy w lubuskiem taką piłkę ręczną. Gratulowałem zawodnikom z Gorzowa, robiliśmy „misiaki”, Cezary Marciniak kłaniał nam się za postawę. Nikt nie odpuścił nawet na sekundę. Łatwo skóry i tanio nie sprzedajemy – dodał trener Łuczak.

Udostępnij