Początek meczu w Malborku dla Stali był wymarzony. W pierwszej połowie wyszli już nawet na sześciobramkową przewagę, dosłownie wgniatając rywali w parkiet, pokazując się z jak najlepszej strony zwłaszcza w obronie, która uzyskiwała przejęcia i kontry. Ostatecznie na przerwę schodzili z pięciobramkową przewagą, ale później szybko roztrwonili ją. Co się stało? – Nie wiem. Popełniliśmy zbyt dużą liczbę błędów i to chyba było to. W przerwie mówiliśmy sobie, że Malbork nie może z nami wygrać, a jedyne co może się stać, to my możemy z nimi przegrać. I o mało tak by się nie stało. Zaczęliśmy grać całkowicie inaczej niż mówiłem. Mieliśmy grać z założeniem, że przegrywamy 5-cioma, ale bardzo długo, konsekwentnie. Namawiałem chłopaków do gry takiej, jaką prezentują najlepsze zespoły z najwyższej półki, czyli bardzo mocnym atakiem 1:1, ale piłką długą, do pewnej sytuacji. A my jedno podanie i rzut z nieprzygotowanej sytuacji. Na taki doświadczony zespół to niestety, ale nie da się tak grać – powiedział na gorąco po spotkaniu szkoleniowiec Stali, Dariusz Molski. Gorzowianie ostatecznie wygrali ten mecz, jednak w głowach zawodników pozostał niedosyt. – Fajnie, że wygraliśmy ostatecznie te zawody, ale wydaje mi się, że jest niedosyt, bo mogliśmy spokojnie wywieźć stąd trzy punkty. Może to dziwnie zabrzmi, ale mam wrażenie, że jeśli idzie nam za dobrze, to robimy błędy. To nas trochę uciszyło. Trudno, szkoda. Ale cieszymy się z takiego początku roku – wyjaśnił skrzydłowy Stali, Aleksander Kryszeń.

 

Gorzowianie nie mieli zamiaru odpuszczać drugiej połowy, wręcz przeciwnie, do tej części gry podchodzili tak, jak gdyby przegrywali, a nie prowadzili pięcioma bramkami, by pamiętać o tym, że nie mogą odpuścić Malborkowi. To jednak na niewiele się zdało. – Trudno powiedzieć, co nie zagrało. Nie chcę powiedzieć, że troszkę się rozluźniliśmy po przerwie, bo mówiliśmy sobie w szatni, że gramy od zera, albo nawet -5. Mieliśmy cisnąć dalej, gonić dalej wynik, tak by dobić przeciwnika. To się nie udało. Malbork stopniowo nas dochodził. Ale cieszymy się z wyniku końcowego, bo podejrzewam, że wszyscy wzięlibyśmy ten wynik w ciemno przed meczem – powiedział drugi ze skrzydłowych i najlepszy strzelec Stali w tym meczu i w całym sezonie, Mateusz Stupiński.

 

Gorzowianie rozpoczęli rok od zdobycia dwóch punktów, co w ogólnym rozrachunku może okazać się kluczem do utrzymywania się w czubie tabeli. Żółto-niebiescy pokazali również charakter, nie dając się stłamsić rozkręcającemu się przeciwnikowi. – W tym najtrudniejszym momencie, bo przecież przegrywaliśmy już jedną bramką, wykazaliśmy zimną krew. W samej końcówce mieliśmy zaś jednego zawodnika mniej, a doprowadziliśmy do praktycznie stuprocentowej sytuacji na 17 sekund przed końcem meczu. Niestety nie udało się jej zakończyć bramką, bo byłoby już praktycznie po meczu, ale obroniliśmy kontratak Malborka – opowiedział szkoleniowiec Stali. – No i znowu rzuty karne. W tym elemencie, w którym jesteśmy niepewni, najsłabsi, drugi raz pokazujemy, że tak naprawdę jesteśmy mocni – cztery rzuty, cztery bramki. W meczach mylimy się seriami, a w tym momencie, w którym jest nóż na gardle, pokazujemy, że jesteśmy mocni. Chwała za to zespołowi. Dwa punkty na takim terenie, z takim przeciwnikiem? To jest bardzo dobry początek roku – zakończył szkoleniowiec gorzowskiego zespołu.

 

Gorzowianie w najbliższą sobotę powrócą zaś do własnej hali, gdzie zmierzą się z niewygodnym rywalem z Poznania, w którym grają zawodnicy świetnie znający styl gry Stali – między innymi Robert Fogler, Tomasz Gintowt, czy zeszłoroczny gracz Pomezanii, Marek Baraniak. To spotkanie będzie z dużą pewnością równie trudne, co mecz w Malborku, dlatego zawodnicy i trener proszą o wsparcie gorzowskich kibiców.

Udostępnij