Dariusz Molski (trener Stali Gorzów): Przegraliśmy, to chyba nie mogę się cieszyć. No nie, nie byłem tak zły po innych meczach, jak jestem teraz, bo nie można przegrać takiego meczu. Nie można. Już nawet nie wspominam, że od stanu 14:12 na naszą korzyść, oni wychodzą na 15:14, a my przez 10 minut nie robimy nic w ataku. To jeszcze jakoś bym przełknął. Gdyby nie końcówka. 2 minut do końca, mamy trzy sytuacje rzutowe i nic z tego nie robimy. Zachowujemy się jak gówniarzeria, jakbyśmy pierwszy raz na boisko wyszli. To prowadzi do remisu, wystarczyło dociągnąć grę do karnych i już mamy chociaż punkt. Oddajemy inicjatywę, są trzy akcje w drugą stronę, z czego tylko korzystają z jednej. I robi się 23:21. Przykro o tym mówić, ale z taktyki „dwója”. Tak, pierwsza połowa była bardzo dobra. 12:11 skończyło się na naszą korzyść, co prawda oni na początku przejęli inicjatywę, ale graliśmy spokojnie, konsekwentnie, jak starzy rutyniarze i z tego należy się cieszyć. Ale tej rutyny zabrakło w końcówce. Czego brakuje? No właśnie, raczej kogo. Brakuje takich ludzi, którzy w tym trudnym momencie będą grali z zimną głową. Będą potrafili zatrzymać grę, uporządkować. Ja nie wejdę na boisko, a chciałbym! Gdybym wszedł, na pewno bym do takiej sytuacji nie dopuścił, jednej, drugiej czy trzeciej od czadu 58’. Będę się tego czepiał, bo chociaż mecz trwa 60 minut i tak się nie powinno może robić, ale te sytuacje były „jak chłop krowie na rowie”. Nie można tłumaczyć zawsze tego samego. Małe dziecko jak się oparzy żelazkiem, to już więcej palca tam nie położy, Bo ma nauczkę, wyciągnie wnioski. A tutaj te moje dzieci nie wszystkie chcą wyciągać wnioski, idzie im to bardzo opornie. W momencie, w którym ktoś im przyłoży, zaczynają się ręce trząść, głowa się wyłącza. To jest problem. I nad tym musimy pracować. Nie przeceniałbym przeciwnika. To my przegraliśmy ten mecz. Mając sytuację 12:14 oni byli już całkowicie gdzieś indziej. Ręce im się trzęsły, już ich w Uranii nie było. A my po raz kolejny dajemy tlen, dajemy szansę na wyjście na prowadzenie. Później jeszcze się zrywamy, dochodzimy do remisu, a później końcówka fatalna. Nie możemy tak grać. Brakuje doświadczenia z tyłu. Brakuje mi po prostu pieprznięcia, i tyle. Puchar Polski to będzie całkowicie inny mecz. W szatni długo rozmawialiśmy, choć to był raczej monolog. I na pewno nie w spokojnym tonie. Dużo gorzkich słów tam padło, nawet takich, których nigdy nie używam, ale musiałem podkreślić tę sytuację, bo tak nie można grać. Nie można oddawać punktu przeciwnikowi, któremu się te punkty nie należą. W Pucharze Polski walczymy, jak najbardziej. Co mnie to obchodzi? Mamy to wygrać i tyle. Nawet jeśli przyjechałoby tu Vive, to mamy to wygrać. Za karę. Musimy się zemścić za ten mecz.

 

Bartosz Starzyński (rozgrywający Stali Gorzów, MVP gości): No tak, tak, jak mówisz. Zdarza nam się ostatnio rozdawać prezenty. Myślę, że nie było w tym meczu osoby, która nie oddałaby jakiegoś prezentu przeciwnikowi. Chociaż wiadomo, oni nam też oddali kilka prezentów. Wydaje mi się, że roztrwoniliśmy to, na co pracowaliśmy przez 58 minut w 2’. Cały mecz. O to mamy do siebie najwięcej pretensji. Nie wiem, co z tym zrobić, szczerze mówiąc. Sam odwaliłem w końcówce rzut, którego nie powinno być. Mam do siebie dużo pretensji, bo wydaje mi się, że już trochę gram w piłkę ręczną i nie powinienem oddawać w takiej sytuacji rzutu, może troszeczkę później. Ale to też wynikało po trosze z tego, że w naszym ataku jest bojaźń. Nasi rozgrywający boją się oddać rzut, więc taką a nie inną podjąłem decyzję. Musimy jak najwięcej pracować. Niektórzy muszą sobie zdać sprawę z tego, że im więcej i ciężej pracujemy na treningu, im więcej oddajemy rzutów, tym większą mamy szansę powtórzyć to na meczu. Brakuje co niektórym jaj. I tyle powiedział bym w temacie braków w drużynie. Puchar Polski to dość szybka okazja do tego, żeby się zrehabilitować, pokazać, że jednak mamy jaja i potrafimy grać. Pokazywaliśmy wielokrotnie, że możemy, a przyjeżdżamy do rywala, trener powtarza, że gramy bez ciśnienia, na spokojnie, żeby każdy pokazał się jak najlepiej. A co robimy? Dokładnie odwrotnie. Mam nadzieję, że w środę będzie już dobrze. A później w kolejnych meczach.

Udostępnij