Zaczynałem z Bogusiem Nowakiem. Mietek Woźniak wtedy jeździł z Ryśkiem Fabiszewskim. 2 maja 1969 były zapisy. Licencję zdawaliśmy we wrześniu na meczu ze Świętochłowicami – zaczyna były reprezentant Stali Gorzów. Podobnie jak bohater poprzedniej części, również i Roman Jóźwiak miał problemy z regularnymi treningami. – Za dużo nie mogłem trenować, bo chodziłem do szkoły. Mój dyrektor nie pozwalał uciekać z lekcji. Miałem do szesnastej czy siedemnastej zajęcia. Mogłem uprawiać inny sport, ale nie ten. Pan Rysiu Gromiec nie uznawał boksu i żużla – dodaje 65-latek.

Ryszard Raczyński i Roman Jóźwiak to dwaj żużlowcy, którzy nie mieli okazji do długoletnich startów. Obaj kariery zakończyli z powodu upadków. – W 1970 roku zacząłem trochę jeździć w zawodach młodzieżowych. W 1973 raz się rozwaliłem, w 1974 drugi raz i zakończyłem karierę. Tak wszedłem w te towarzystwo – przyznaje drugi z nich. – Pamiętasz, jakie to były mecze? – zagaja kolega z toru, Bogusław Nowak. – Nie, skąd… Ja nie mam takiej pamięci, jak ty. Wpis w historii jest, ale za dużo punktów nie zdobywałem – odpowiada Jóźwiak.

Cztery lata wystarczyły jednak, by skolekcjonować sporo wspomnień. – My z Ryśkiem od 1972 roku jeździliśmy na Brązowy Kask. Twoją Warszawą, pamiętasz? – pyta pan Roman Ryszarda Fabiszewskiego. – Wcześniej pociągiem się jeździło – słychać odpowiedź. – Na kaski pociągiem albo osobowymi samochodami czy busami. Gdzieś dalej jeździliśmy z Andrzejem Pogorzelskim Żukiem, przeważnie na noc. Był Romek Bukartyk i ja z Bogusiem Nowakiem z tyłu. Rano wstaliśmy, wsiadaliśmy w RAMS-a, trochę pospacerowaliśmy po mieście i później na zawody. Bliżej, jak do Zielonej Góry czy Wrocławia, to w ten sam dzień wyjeżdżaliśmy, a mchanicy jeździli Starem – dopowiada bohater odcinka.

Również i w tej historii pojawiają się taksówki. – Na kaski braliśmy też auta z postoju – mówi Fabiszewski. – Z hakiem i przyczepką – dodaje Jóźwiak. – Jeździliśmy z Rysiem Baszyńskim, później Stachem Kałką i Wieśkiem z Santoku, co miał nową Warszawę kombi – kontynuuje ten pierwszy, a drugi z Ryszardów, Raczyński, który sam potem jeździł, dodaje: – Jeszcze był Rysiek Krzyżaniak. Płaciło im się od kilometra.

Obecnie regulamin stanowi, że w meczu polskiej ligi występować będzie siedmiu zawodników, z czego dwóch to młodzieżowcy. Od roku 2018 wraca także przepis o numerze rezerwowym. W różnych formach podobnie funkcjonowało to przed laty. – Pogorzelski, Migoś, Padewski, Jurasz… – zaczyna wymieniać dawnych kolegów Ryszard Fabiszewski. – Pilarczyk, Jancarz, Dziatkowiak. Siódemka jechała wstawiona za kogoś. Zawodnik z tym numerem nie musiał występować – dokończył Ryszard Raczyński.

W rzeczywistości było jednak nieco inaczej. – Nie. Pierwsze mecze były trzynastobiegowe. Siódemka musiała jechać dwa razy – wyjaśnia Fabiszewski. Pod wspomnianym numerem w 1970 roku występował legendarny Edward Jancarz. – Tak Rysiek – zgodził się pan Roman Jóźwiak. – Jechaliśmy do Bydgoszczy przecież… – nie poddaje się Raczyński. – Ósemka była wstawiana tylko wtedy, kiedy jeździła. Pod siódemką najwięcej ja jeździłem – kończy dyskusję Fabiszewski.

W kolejnym odcinku głos zabierze osoba, która zawodnikiem ostatecznie nie została, ale ze Stalą Gorzów związała się na długie lata jako mechanik. Zbigniew Padewski po raz kolejny zabierze nas na zaplecze swojego warsztatu i opowie o początkach niektórych żużlowców.

Udostępnij