Gorzowianie od początku spotkania pokazali gościom, że są na swoim torze mocni i nie zamierzają pozwolić przyjezdnym na jakiekolwiek próby pokonania się w tym meczu. Żółto-niebiescy już w drugim biegu wyszli na prowadzenie, którego nie oddali do końca spotkania, jednak nie oznacza to, że nie musieli się nad tym napracować. – Chciałbym przede wszystkim pogratulować postawy gościom i ich trenerowi. Postawili nam bardzo wysoką poprzeczkę, której się spodziewałem już przed meczem – powiedział na wstępie szkoleniowiec gorzowskiego zespołu. Stanisław Chomski był jednak doskonale przygotowany taktycznie na mecz z Jaskółkami. – Stal miała być oparta w tym meczu na trzech liderach, zawodnikach prowadzących parę, czyli Kasprzaku, Woźniaku i Zmarzlikowi. Oni wywiązali się bardzo dobrze z tej roli. Niemniej, jeśli spojrzymy na przebieg meczu, to to tak łatwo nie wyglądało – ocenił.

 

Tarnowianie do 10 biegu utrzymywali dystans sześciu punktów, który nie był zupełnie bezpieczną różnicą dla Stali Gorzów. – To dopiero 4 seria startów zdecydowała, że te dwa punkty powędrowały do Gorzowa – skwitował Stanisław Chomski.

 

Żółto-niebiescy wciąż zmagają się z własnymi problemami. Nieobecnym jest Martin Vaculik, który leczy kontuzję kostki, zaś pierwszy raz po bardzo świeżej kontuzji na torze zobaczyliśmy Huberta Czerniawskiego. – Hubert wrócił na ten mecz i trudno było od niego wymagać wiele. 3 tygodnie przerwy i jeden trening to troszeczkę mało. Pojechał po konsultacjach lekarskich i zdjęciach rentgenowskich. Przywiózł 2 punkty, które w mojej ocenie były bardzo ważne – ocenił szkoleniowiec z Gorzowa.

 

Postawa młodzieżowca z Gorzowa to tylko jeden z wielu powodów do radości dla trenera Stali. – Cieszę się z postawy Szymona, który jeszcze po takim upadku w 15. Biegu, potrafił go wygrać. Wszystko było dobrze, szkoda jednak ostatniego wyścigu, gdzie doszło do kolizji Bartka z Nickim. Spotkały się dwa charaktery, które nie lubią przegrywać – ocenił Chomski.

 

O tym biegu opowiedział także Szymon Woźniak, który ratując kręgosłupy kolegów, musiał zjechać na murawę i sam nieźle się poobijał. – Najpierw miałem przed oczami Nickiego na motorze, potem miałem przed oczami Bartka poza motorem, potem pojawiła się maszyna startowa, a później już tylko tą dmuchaną reklamę na murawie i całe szczęście, że była dmuchana, bo skutecznie mnie zamortyzowała – powiedział tuż po spotkaniu lider gorzowskiej ekipy, Szymon Woźniak. – Cieszę się, że to tyko tak się skończyło, bo z mojej perspektywy było tak, że naprawdę niewiele zabrakło, żebym zahaczył tych leżących na torze – dodał.

 

Bydgoszczaninowi z pochodzenia wielu nie wierzyło w dobrą dyspozycję po pierwszych startach w sezonie, ale ostatnie dwa mecze w jego wykonaniu to zdecydowanie sposób na zamknięcie ust niedowiarkom. – Cieszę się, że trener pozwolił mi odjechać próbę toru, która pomogła mi nadrobić braki w treningach spowodowane wyjazdem do Rosji. Cieszę się, że wszystko się ułożyło, cieszę się z wyniku drużyny – ocenił spotkanie. – Tak naprawdę wiosna przyszła dla mnie trochę za późno. Jestem zawodnikiem, który musi nakręcić trochę więcej kółek niż inni, dogadać się ze wstępem, wejść w rytm jazdy. Zawody z Toruniem to był dla mnie pierwszy mecz w sezonie. Wiadomo, że nieudane, nie byłem po nich zadowolony, ale również nie brałem sobie tego do głowy i wiedziałem, że potrzebuję kilku spokojnych treningów i czasu – wyjaśnił.

 

Gorzowianie już w najbliższy piątek odjadą kolejne zawody ligowe w Grudziądzu. Czy zaprezentują się ze swojej najlepszej strony?

 

Udostępnij