Czy można być zadowolonym z porażki? Z samego faktu, że się przegrało raczej nie, ale ze stylu, jaki zaprezentowało się w meczu przeciwko liderowi tabeli już tak. W takiej sytuacji jest właśnie szkoleniowiec Stali Gorzów, który mimo 6 bramkowej straty i powrotu do Gorzowa bez punktów w ligowej tabeli, nie miał zbyt wielu pretensji do swojego zespołu po meczu z Nielbą Wągrowiec. – Wbrew pozorom to spotkanie oceniam bardzo pozytywnie. Zwłaszcza sam początek, w którym myślę, że zaskoczyliśmy rywali, nawet mocno. Wyszliśmy na ten mecz takim składem, jakim do tej pory nam się nie zdarzyło. Tak na dobrą sprawę w tym fragmencie meczu powinno być 5:1. Gdyby było, myślę, że Nielba byłaby trochę zła i moglibyśmy ich tym zmusić do popełniania błędów. Ich przewaga wynika z wzrostu i wagi rywali, czyli z typowej fizyki – podsumował spotkanie Dariusz Molski.

 

Niecodzienna konfiguracja, o której wspominał Dariusz Molski, to wyjście na boisko aż 4 zawodników, których wzrost  nie przekracza 180 cm, radziła sobie świetnie w obronie, ale sił nie mogło starczyć na długo. Wyżsi zmiennicy nie podołali jednak narzuconemu przez wągrowczan tempu. – W pewnym momencie musieliśmy grać w tej konfiguracji, ale sił starczyło nam gdzieś do 14-15 minuty. Zmieniliśmy później zawodników. Taki był plan, że zmieniamy i wchodzą nasze „wieżowce”. Ale oni nie weszli tak w mecz, jak myślałem, że wejdą. Co prawda nic takiego się nie stało, ale podsumowując tą połowę: popełniliśmy bardzo dużo błędów technicznych. 10. W meczu jak jest tyle, to już mówi się, że jest na granicy… A my zrobiliśmy to w pierwszej połowie i to zrobiło wynik. Nielba jest zbyt doświadczonym zespołem, żeby tego nie wykorzystać – wytłumaczył trener Stali. – Kontrowali nas i nam odskoczyli. Może gdybym wcześniej zmieniał zawodników, dał odpocząć tym naszym „krasnoludkom” i wstawił naszych „wieżowców” to może byłoby inaczej. Ale to wynikało z założeń przedmeczowych – dodał.

 

Gorzowianie w tym meczu mieli już 9 bramek straty i to w pierwszych dziesięciu minutach drugiej połowy. Ostatecznie jednak wynik ustalono na 31:25, co – biorąc pod uwagę kontuzje i inne problemy, z których wynikała absencja zawodników – jak na mecz z liderem nie jest wcale nieokazałym wynikiem. – Sposób grania? Jestem z tego powodu bardzo zadowolony. W drugiej połowie nasze „krasnoludki” weszły znowu i na 15 minut przed końcem naprawdę w obronie grali rewelacyjnie. Grali bardzo agresywnie, odrzucili Wągrowiec. Na dobrą sprawę to oni odrobili ten bardzo niekorzystny wynik, bo było już nawet 9-cioma. Praktycznie graliśmy każdy swego i fajnie to wyglądało. Tą drogą będziemy musieli teraz iść, bo jest nas tak mało, że musimy sobie jakoś radzić. Jakoś to wyglądało, choć może nie zrobiliśmy wszystkiego tego, co mówiliśmy przed meczem. Natomiast dużo rzeczy jest pozytywnych, a zwłaszcza fajnie, że chłopaki postawili się, nie ulękli się przeciwnika. Choćby Darek Śramkiewicz, który – umówmy się – gra mało. Tutaj wyszedł w pierwszym składzie i radzi sobie naprawdę fajnie. Na rozegraniu dobrze radzi sobie „Grześ” (Mariusz Kłak). Grali jak równy z równym – ocenił.

 

Ten mecz można też ocenić w kategorii szarpania się. Było mnóstwo akcji, w której zarówno Stal, jak i Wągrowiec musieli mocno popracować nie tyle nad grą rywali, ale przede wszystkim nad swoją grą. Z czego tego wynikało? – Rzeczywiście zabrakło rozsądku, którego wymagałem od drużyny. O to można mieć pretensje, bo wkradł się chaos i – tak jak zauważyłaś – graliśmy akcje szarpane. One były z jednej i drugiej strony, ale to może dobrze, bo to pozwoliło nam w pewnym momencie odrobić stratę – zakończył szkoleniowiec Stali.

 

Teraz gorzowianie przygotują się do meczu z Pomezanią Malbork, który będzie ostatnim meczem w  tym sezonie na własnej hali. Z pewnością tym spotkaniem będą chcieli podziękować gorzowskiej publiczności za wsparcie przez cały sezon, dlatego nie może Was tam zabraknąć!

Udostępnij