Stanisław Chomski: Obawiałem się tego meczu. Wrócił Martin do składu, debiutował w
Częstochowie. Na treningach znaczenie lepiej prezentował się niż w tamtym meczu. Jednak taka duża
przerwa zwłaszcza na początku sezonu pozostawia jakąś niepewność. Dlatego jestem pełen szacunku,
że ma tyle rozsądku i dystansu do siebie, nie jedzie za wszelką cenę – w sobotę na Grand Prix było
widać, że tam, gdzie nie jest pewien – odpuszcza, bo wie w jakiej sytuacji jesteśmy kadrowej. My już
się pomylić nie możemy jeśli chodzi o stan zdrowia. Limit został wyczerpany. Nie było z nami w
niedzielę Rafała Karczmarza, a wiadomo, że on jest filarem formacji młodzieżowej, potrafi wygrywać
z najlepszymi zawodnikami. Wypadł Szymon, który coraz lepiej się spisywał. Wracał Martin, o którym
trudno było mówić przed meczem. Treningi treningami, ale zawody to odrębna historia. Muszę
przyznać, że wraz z Bartkiem i Krzychem uciągnęli ten wózek. Wiadomo – w takiej sytuacji, jak nasza,
rywal zawsze się nastawia na walkę o zwycięstwo, a przynajmniej o bonusa. Tak to też wyglądało.
Początek zawodów, te 7-8 biegów ustawiło ten mecz i osiągnęliśmy znaczną przewagę, ale druga
połowa meczu, czyli ta od ósmego biegu do trzynastego była typowo remisowa, raz my wygraliśmy
4:2, a za chwilę GKM nas kontrował. Przewaga, która postawiła kropkę nad „i była dopiero w
biegach nominowanych. Cieszę się z postawy – nie tyle punktów, co z samej postawy –
młodzieżowców. Oceniam to troszeczkę inaczej, bo Alan miał nieudany pierwszy bieg, nie był tak
spasowany, jak powinien. Ale w następnym biegu jechał długo przed seniorami na 5:1. Nie udało się,
bo Krzysiu Buczkowski długo toczył walkę wraz z Lindbaeckiem. Mało tego, przecież ten chłopak ma
dopiero 17 lat. Pół roku starszy jest Hubert Czerniawski. Oni dopiero zbierają doświadczenie. W
porównaniu z formacją juniorską gości wypadamy ba remis, bo 5:4 to nie duża przewaga. Było kilka
ciekawych pojedynków. Jeden Artiom to trochę mało, jak mówił Robert. Więcej pewnie oczekiwał – i
ja też – po Przemku Pawlickim, zwłaszcza po Lindbaecku. Krzysztof Buczkowski był waleczny, ale to
było za mało. Dobra dyspozycja naszej trójki. Artiom poprawił nam statystyki na torze, bo trzy razy
minął na trasie kolegów. Reasumując dla gospodarzy wyścig 15 był przysłowiową wisienką na torcie.
Pokonanie Artioma daje refleksję, że cały czas trzeba pracować nad sobą, żeby być jeszcze szybszym.

Robert Kępiński: Przede wszystkim gratuluję trenerowi oraz zawodnikom z Gorzowa wygranej i
bonusa. Kibicom tak samo. Nie ma co tu komentować, bo wszystko widać. Sam Łaguta nie pociągnie
całego wyniku. Reszta można powiedzieć, że jeździła w kratkę. Uważam, że jak na Przemka
Pawlickiego 6 punktów to mało. Zwłaszcza jeżeli do niedawna tutaj jeździł. Jeśli mieliśmy tu coś
więcej ugrać, to powinien coś więcej zrobić. Reszta wiadomo – Kai słabo, tylko 1 punkt. Antonio zrobił
2 punkty, ale w sumie raz przyjechał na 5:1, a na trzecim okrążeniu w drugim biegu wygrał z
juniorem. Łatałem, co mogłem, robiłem zmiany już od 9 czy 8 biegu. Krystian też pojechał w jednym
wyścigu, robiliśmy taktyczne. Niektóre wyszły, ale na przykład Pawlicki jak pamiętam przyjechał
ostatni. Wynik jest taki, jaki jest. Przepis na wyjście z kłopotów? Wygrywać u siebie. Mamy teraz dwa
mecze u siebie. Będziemy walczyć z Toruniem i Zieloną Górą. Jest jeszcze szansa, że jak wygramy to z
bonusem, to się utrzymamy. Zawodnicy jeszcze muszą trochę poprawić sprzęt… chociaż nie
wiadomo, czy to sprzęt jest, czy to oni nie jadą, bo są utrudnienia. W Grand Prix potrafią wygrywać, a
przyjeżdżają na ligę i przegrywają.

Udostępnij