Janusz Kołodziej, który w sobotę zdobył brązowy medal, szczerze wypowiedział się, iż nie do końca pamięta przebieg decydującej batalii wieczoru. – Wiem tylko, że nie najlepiej wyszedłem ze startu, Piotrek pojechał do przodu, ja po prostu prowadziłem walkę z Maciejem do ostatnich metrów. Zabrakło niewiele – mówi.

Przy okazji zawodnik leszczyńskiej Unii wykazał zadowolenie ze swoich sukcesów z ostatnich tygodni. Kołodziej przyznał, że nie przyszło to bez wysiłku. – Pracuję cały czas nad sobą, nad sprzętem. Czasami się wręcz trochę „zajeżdżam”. Niektórzy mogą myśleć, że ja nic nie robię, natomiast jest na odwrót i czasami na zawodach jadę naprawdę zmęczony – tłumaczy.

Srebrny medalista Maciej Janowski podkreśla, iż ten turniej to było dla niego przejście z piekła do nieba. – Nie do końca początek nam wyszedł. Kapitan drużyny z Wrocławia przyznał, iż musiał się początkowo zmagać z kłopotami z dopasowaniem się z nawierzchnią leszczyńskiego toru. –Miałem wrażenie, że wszystko przez problemy z prądem w motocyklu. Gdy jednak padł on kompletnie w biegu drugim, okazało się, że wcale nie to było przyczyną. Szybka zmiana i później motocykl działał już bardzo dobrze.

Mimo iż Janowski po raz kolejny wykorzystał fakt systemu rozgrywania Indywidualnych Mistrzostw Polski w systemie z półfinałem i finałem, to jednak nie potwierdził, że jest jego zwolennikiem. – Gdyby inaczej były rozgrywane te zawody, to może też inaczej bym je zakończył, ale tego nie wiem. Tak już wyszło – zakończył nowy wicemistrz.

Piotr Pawlicki był niezwykle szczęśliwy z faktu wygrania tytułu przed własną publicznością. – Uczucie jest naprawdę niesamowite. Gdzieś po dobrym początku zabrakło trochę prędkości, ale kombinowaliśmy z mechanikami i w pewnym momencie powiedzieliśmy sobie „ryzyk fizyk”, wydarzy się co wydarzy. Udało się i motocykl jeździł coraz lepiej. Na pewno pomogła mi przy tym znajomość domowego toru.

Leszczynianin był zadowolony, iż „utarł nosa” wszystkim krytykom, którzy mocno zwątpili w formę po nie do końca udanym meczu w Zielonej Górze. – Po ostatnim meczu w Falubazem, wiele się o mnie mówiło – ale tak już w Polsce jest. Jeden popsuty mecz i pojawiają się zaraz jakieś głupie teksty. A najczęściej puszczają je ludzie, którzy nie potrafią przebiec nawet kilometra. Cieszę się, że udało mi się dzisiaj i utarłem co niektórym nosa – powiedział usatysfakcjonowany.

Pawlicki zadedykował swój sukces swojemu bratankowi, który w dzień zawodów świętował swoje pierwsze urodziny. – Zrobiłem mu prezent na urodziny. Za parę lat na pewno się o tym dowie. – żartował Indywidualny Mistrz Polski.

Zwycięzca odniósł się również do sytuacji z Bartoszem Zmarzlikiem i o swoich poczynaniach w przerwie przed powtórką biegu. – Pierwszy ze startu wyszedł Janusz, Bartosz Zmarzlik wjechał we mnie na pierwszym łuku i bieg został przerwany. Podbiegłem do mechaników i szepnąłem im na ucho co mają zrobić. Myślałem, że Janusz wygra start, ale to ja wyskoczyłem z niego pierwszy. Jestem bardzo zadowolony – tłumaczy.

Każdy sezon uczy mnie czegoś nowego, jestem młodym zawodnikiem, kocham to co robię i chciałbym żeby każde zawody wyglądały tak jak dzisiaj, ale wiem, że życie nie jest usłane różami – podsumował nowy, Indywidualny Mistrz Polski.

Udostępnij