www.stalgorzow.pl: Przed niedawnym meczem Polska vs Reszta Świata został pan włączony do Galerii Sław Żużlowej Reprezentacji Polski. Czym jest dla pana takie wyróżnienie po tylu latach startów i sukcesów w biało-czerwonych barwach?

Zenon Plech: – Myślę, że swoimi wynikami słusznie się tam znalazłem. Nie będę opowiadał bajek. Który z pozostałych zawodników (Antoni Woryna, Jerzy Szczakiel, Paweł Waloszek, Andrzej Huszcza, Jarosław Hampel, Roman Jankowski – dop. red.) miał pięć tytułów indywidualnego mistrza Polski?

 

We wspomnianym spotkaniu był pan menedżerem drużyny Reszty Świata, która przez cały czas prowadziła i dopiero w samej końcówce wypuściła z rąk zwycięstwo na rzecz Polaków. Jest panu smutno z powodu przegranej prowadzonego przez pana zespołu czy radość z kolejnego zwycięstwa polskiej reprezentacji?

– Przede wszystkim chodzi o sport. Ta grupa kibiców, a przyszło ich sporo, bardzo się cieszyła, że Polska wygrała i o to chodzi. Za chwilę następny mecz będzie na Stadionie Śląskim. To na pewno magnes dla kibiców.

 

Był to dla pana swoisty powrót na chorzowski stadion. Jak prezentuje się ten obiekt po przebudowie?

– Stadion jest imponujący, w dobrym miejscu. Wiele się zmieniło, bo w tej chwili jest tam dużo betonu, loże honorowe, pokoje VIP-owskie. Jest też zadaszenie, którego kiedyś nie było. Wszystkie siedzenia są kubełkowe”, a nie ławki, jak kiedyś. Jednak pojemność… Jak ja jeździłem w 1973 roku to było 120 tysięcy ludzi, a w tej chwili może pomieścić 50 tysięcy.

 

Czuć nadal tego dawnego ducha Kotła Czarownic?

– Otwieraliśmy go w 1972 roku turniejem Złotego Kasku. W tej chwili jest to zupełnie inny, nowoczesny obiekt ze wszystkimi wygodami: hotelem, klimatyzacją. Nie ma porównania.

 

Jak pan wspomina swoje sukcesy na Stadionie Śląskim? Zajmował pan tam piąte miejsce, a także zdobywał brąz i srebro Indywidualnych Mistrzostw Świata.

– Jeszcze trzeba byłoby dorzucić brązowy medal w Mistrzostwach Świata Par. Zawsze mi się super jeździło na Śląskim.

 

Jesteśmy przed rewanżowym meczem półfinałowym PGE Ekstraligi. Jak ocenia pan szanse Stali Gorzów w finałowej części sezonu?

– Wydaje mi się, że w finale pojadą gorzowianie z leszczynianami. Nie ma innej opcji. Na pewno numerem jeden polskiego żużla jest w tej chwili Bartosz Zmarzlik i myślę, że to jest siła napędowa Stali Gorzów.

 

Skoro o Bartku mowa, to wspomnijmy też o Grand Prix, którego wychowanek Stali jest wiceliderem. 16 punktów straty do Taia Woffindena jest do odrobienia?

– Przede wszystkim musi jechać systematycznie. Wszystko jest do odrobienia. Pamiętamy dwa lata temu, jak Doyle był prawie mistrzem świata, a wystarczył jeden turniej w Toruniu i już nim nie był. Trzymajmy kciuki, że będzie dobrze.

Udostępnij