www.stalgorzow.pl: Oskar, opowiedz, jak to było właściwie z tą Twoją kontuzją. Bark bolał od kiedy?

Oskar Serpina: – Bark zaczął boleć chyba w najgorszym możliwym momencie, bo przed wejściem w okres startowy, ligowy. Mniej więcej na 3-4 tygodnie przed startem ligi, przed pierwszym meczem. To dla mnie był także mentalnie kryzysowy moment, z racji tego, że ten najgorszy okres dla nas sportowców, czyli okres przygotowawczy, gdzie buduje się wszystko na cały sezon, przepracowałem. Byłem znakomicie przygotowany, a tu coś – dosyć przypadkowo – zaczęło się psuć.

 

Długo walczyłeś o pozostanie w sezonie. Kiedy to się stało jasne, że dłużej nie dasz rady i co zdiagnozowali lekarze?

– Z początku z naszym fizjoterapeutą drużynowym, Krzyśkiem Korbankiem, podeszliśmy do tego w sposób racjonalny. Moja przypadłość była na tyle dziwna, że od początku nie było jasne, na tyle oczywiste, że muszę poddać się zabiegowi. Początkowo wydawało mi się, że jest to delikatny uraz, który nie uniemożliwiał mi do końca ruchów ręką. Stopniowo wspólnie dowiadywaliśmy się, co z tym barkiem jest nie tak. W takim mocnym skrócie wyglądało to tak, że kolejne badania nakazywały robić kolejne badania i w końcu, po konsultacjach między innymi z Jurkiem Buczakiem i z moim doktorem Januszem Mikołajczakiem, uznaliśmy, że musi być zrobione ostateczne badanie, które nakazało wykonanie zabiegu. Ale też wspólnie z trenerem ustaliliśmy, że póki będę mógł grać i to będzie na tyle skuteczne, bym mógł być dobrym punktem drużyny, to będę to robił. Chciałem jak najdłużej wspomagać drużynę i grać.

 

Jak wyglądał proces leczenia?

– Gdy dowiedziałem się, że nieunikniona będzie interwencja chirurgiczna, to dzięki klubowi, a przede wszystkim Krzysztofowi Ziomkowskiemu, któremu z tego miejsca serdecznie dziękuję, udało się zabieg zarezerwować i w ciągu tygodnia od decyzji o jego konieczności, poddałem się jemu. Odbył się w Słubicach u doktora Stuby, który specjalizuje się w takich urazach. Tuż po zabiegu był najgorszy okres. Musiałem bark trzymać w odciążeniu około pięciu tygodni. Był to okres tylko i wyłącznie „wegetacji”. Później ustaliśmy – też wspólnie z moim sztabem medycznym, że przystąpimy do rehabilitacji troszeczkę później, żeby bark się wystarczająco zagoił. Teraz zostaje praca czysto rehabilitacyjna, którą trzeba wykonać. Chciałbym niesamowicie podziękować wszystkim, którzy mnie wspierali. Wcześniej kierowałem podziękowania do całej mojej rodziny sportowej, ale chciałbym wyszczególnić: trenera, który wykazał się olbrzymią cierpliwością i wyrozumiałością – był dla mnie mocnym wsparciem; tak samo Krzysztof Korbanek, który zostawia i wie o tym, że dużo swojego zdrowia jeszcze poświęci mojemu powrotowi na boisko; a także Jurkowi Buczakowi, mojemu lekarzowi, Januszowi Mikołajczykowi i wspomnianemu Krzysztofowi Ziomkowskiemu. Cały klub okazał mi olbrzymie wsparcie, od prezesa, po każdego pracownika klubu.

 

Kiedy oczekujesz pełnego powrotu do zdrowia i oczywiście na boisko?

– Szczęście w nieszczęściu jest takie, że po zabiegu wiedzieliśmy, że mamy odpowiednią ilość czasu, z lekką nawet nadwyżką, na moje dojście do pełnej sprawności. Zdajemy sobie sprawę, że nie wykurowałbym się nawet na ostatni mecz ligowy, więc swoje wejście już w pełen tryb sportowy przewiduję dopiero w lipcu, gdy rozpoczniemy przygotowania do kolejnego sezonu. Wiem po prostu, że wtedy będę już przygotowany w 100%.

 

W międzyczasie nie możesz narzekać na nudę. Podczas ostatniego meczu ligowego mogłeś zadebiutować jako komentator. Jak ta rola przypadła Ci do gustu?

– Było to moje pierwsze doświadczenie z komentowaniem. Nie sądziłem, że może ono być tak bardzo wyczerpujące. Przyznam się tutaj, że po tym skomentowanym meczu byłem tak wyczerpany i głodny, że od razu zjadłem pół pizzy! (Śmiech) Tak, przyznaję się. Było to naprawdę ciekawe przeżycie. Wiem, że będę miał jeszcze możliwość komentowania do końca sezonu, bo – tak jak wspomniałem w relacji – kontuzjowani zawodnicy zajmują miejsce na stanowisku komentatorskim. Fakt, były pewne momenty, że chciałem z tą kamerą wejść na boisko i komentowałem w sposób żywiołowy, ale nie ma co ukrywać, jestem osobą ambitną i oddającą siebie w całości każdemu zadaniu, w które się angażuję.

 

Przy okazji kolejnego meczu będziesz proponował kibicom ciekawe wyzwanie…

– Mogę powiedzieć na tę chwilę tyle, że będzie to przedsięwzięcie, którego w Gorzowie jeszcze nie było. Jak to ja, mam nadzieję, że stanie się ono wydarzeniem cyklicznym. W założeniu ma ono przynieść dobro. Mam nadzieję, że będzie pozytywnie odebrane. Zachęcam kibiców do śledzenia fanpage’a Stali Gorzów – piłki ręcznej i mojego osobistego profilu na Facebooku, gdzie już wkrótce więcej informacji.

 

Chciałbyś coś dodać?

– Już wielokrotnie dziękowałem za wsparcie podczas tej kontuzji, będę to powtarzał na każdym kroku i do znudzenia. Dziękuję, bo to trudny dla mnie moment, a Wasze wsparcie naprawdę pomaga. Nie na darmo nasze klubowe hasło to #ZawszeRazem, bo czuję się jak w wielkiej rodzinie. To nie jest czcze gadanie, Stal Gorzów – trzymamy się zawsze razem!

Udostępnij